Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2011, 00:25   #10
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Holownik „Virtus”

Z przygotowanym planem i to dość solidnym, przygotowaliście się na zejście na ląd, więc i w takim kierunku ustawiliście kurs. Jako że baki były puste, powoli dryfowaliście w kierunku tego, do czego tak dawno tęskniliście. Do stałego lądu.
Mieliście dość ciągłych chorób i bólu głowy, na szczęście mieliście ze sobą lekarza oraz sternika. Niestety mieliście o wiele mniej szczęścia. Kiedy byliście kilkanaście metrów od brzegu, usłyszeliście przeciągły, głuchy zgrzyt.
Kolejnym co zauważyliście, to podpokład nabierający wody. Dopiero z tyłu dało się zauważyć jakąś zatopioną w dniu paniki jednostkę, teraz ukrytą pod powierzchnią mętnej wody, gdzie w jej głębinach cały czas ktoś przebierał nogami wzbijając muł w górę.
Wszystko z spod pokładu, wraz z bronią i ostatkami pożywienia, uratowaliście na pokład. Strach był wielki, ale wiedzieliście że z pewnością uda się wam dopłynąć do brzegu. Bardziej was przerażało to, że z pewnością nie uda się już wam wrócić na waszą „małą arkę”. Zresztą, cieszyło was to.
Chyba woleliście umierać na stałym gruncie, niż na niepewnym morzu.

Po paru minutach statek zatrzymał się na mieliźnie, kawałek od brzegu. Grunt sięgał wam tylko do łydek. Za wami widzieliście już człapiące w waszym kierunku ludzkie sylwetki. Obwieszone morską roślinnością, wyglądały naprawdę okropnie. Do tego rozmoczone rany od postrzałów, ognia, pogryzień, od broni białej. Sama woda też odcisnęła na nich swoje piętno. Niektóre były niezwykle napuchnięci, na niektórych zaś skóra wisiała jak płaszcz na wieszaku. Bezwolnie i bez jakichkolwiek przeszkód.

Z lądu, z lasu pojawiły się już żywe trupy zwabione odgłosem rozdzieranego poszycia holownika. Te wyglądały na znacznie „nowsze”, niż te które wypełzały z wody. Mimo wszystko na ich ciałach odciskały się te same piętna walki, co na wodnych kolegach. Pociski po kulach, po broni białej, po ogniu itp.

Nie mieliście czasu, a on właśnie was gonił.


Kurort „Wodnik”

Z narady wyrwał was odgłos, który budził was nie raz w sennych koszmarach. Odgłos walącego się muru oraz jakby bardziej radosne skowyczenie. Podskoczyliście do okna, zimny pot pojawił się wam na czole. Wasze „Alamo” zostało zdobyte długotrwałym oblężeniem. Szarańcza szybko zaczęła rozszerzać się i człapać w waszym kierunku. Czasu brakowało na wszystko, ale musieliście działać. W zasadzie wiedzieliście że stanie się to prędzej, czy później.
Niestety stało się to właśnie teraz, a wasze poczynania ostatecznie zależy od tego, czy przeżyjecie.
W zaskoczenie wprawiło was też to, że ten niedołężny staruch który pałętał się po całym kurorcie, znikł na chwilę tylko po to, żeby po chwili pojawić się ze spakowanym i gotowym do drogi plecakiem. Zapewne dlatego że nie miał wiele, a jego pokój był zaraz naprzeciwko sali z telewizorem.
W ręce dzielnie dzierżył kawał rurki, zapewne wymontowanej z grzejnika.
Obserwował was wystraszonym, mętnym wzrokiem i czekał. Miał nadzieję, że nie zostawicie go na pastwę losu.

Wy również zerwaliście się z miejsca, każdy do swoich czterech ścian po to, co mieliście do obrony. Nawet jeśli były to tylko noże kuchenne, nogi stołowe i narzędzia pozostawione przez budowniczych kurortu tj. młotki, łopaty, szypy itp.
Musieliście szybko zaimprowizować jakiś plan działania.
Pies Marka zaczął groźnie szczerzyć kły i warczeć, po to tylko, żeby wraz ze zbliżaniem się żywych trupów, zmienić się w skomlący worek sierści. Mimo wszystko nadal był dość trzeźwy by podążać za właścicielem.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline