Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2011, 23:42   #1
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
[FR 3.5] Ku Nieznanemu!

Ku Nieznanemu!


Lord Ashar le'Preshik zaplanował wszystko bardzo dokładnie. Calimport to było olbrzymie miasto, wypełnione prawie dwustu tysiącami wszelakich istot, z których większość stanowili dość niscy ludzie o ciemnej skórze, owinięci w długie, jasne szaty. Jeśli przyglądało się im dłużej, to różniły się nie tylko kolory, ale także lekkość stroju. Bogatszych można było odróżnić po delikatnych jedwabiach o wyrazistych kolorach, biednych po szorstkich, grubszych szatach z czegoś, co dla normalnego człowieka służyłoby co najwyżej za worek. Ale nie tylko tacy przebywali w tym miejscu. Było to także centrum handlu, z wyspami, z południem, ze wschodem a nawet z północą. Stolicą nie tylko Calimshanu, ale także całego regionu. I przy okazji olbrzymim portem, w którym cumowały setki statków.
Nic dziwnego, że chętnych do przeróżnych misji i ogłoszeń zawsze było bardzo wielu, choć niewielu się nadawało. Niektórzy więc szli pod wskazany adres, nie mając pojęcia, czemu człowiek, którego stać na organizację takiej wyprawy, każe przychodzić do jakiegoś zwykłego magazynu, w śmierdzącym rybami porcie, zamiast do jakiejś porządniejszej karczmy, na ten przykład. Być może miał tam chociaż jakiś cenny towar i nie chciał go zostawiać?
Nic z tego. Każdy, kto docierał do magazynu i twierdził, że przyszedł w sprawie ogłoszenia, był wpuszczany przez ciemnoskórego ochroniarza, który bez słowa wskazywał mu krzesła i ławy, które tam ustawiono. Prócz nich znajdował się tam także stół, trochę oddalony, z kilkoma kolejnymi krzesłami. Pustymi, najwyraźniej czekającymi na lorda i jego przybocznych. Było także jeszcze dwóch ciemnoskórych, milczących ludzi z zakrzywionymi mieczami przyczepionymi do pasów.
I ogromna, oświetlona kagankami i lampami przestrzeń pustego magazynu. Gorącego i dusznego, bo prawie nie było w nim okien, zwłaszcza otwartych, a godzina była wystarczająca do tego, aby słońce rozgrzało to miejsce.
Szybko zaczęli się pocić, kilka osób nawet wyszło. Może i to było częścią planu? Tak czy inaczej, w chwili, gdy wszedł lord Ashar i trójka towarzyszących mu ludzi, pozostała ich piętnastka. Tylu chciało płynąć do dżungli Chultu za sto złotych monet.

Le'Preshik okazał się mężczyzną o znacznie jaśniejszej karnacji, niż ci, którzy pochodzili z Calimshanu. Wyglądał na mniej więcej czterdzieści lat, a jego włosy i broda były równo przycięte. Również strój był zdecydowanie inny, od tutejszych luźnych szat, choć zamożny i raczej rzucający się w oczy na portowych ulicach. Nie miał przy tym zbyt wielu ozdób, prócz złotego sygnetu na palcu. Uśmiechnął się delikatnie, obrzucając uważnym spojrzeniem wszystkich zebranych ludzi i nieludzi. Oparł się lekko o stół, nawet nie patrząc na towarzyszącą mu trójkę, która właśnie zajmowała miejsca na przygotowanych krzesłach. Zamiast tego potarł swoją brodę, jakby zastanawiając się, o czym powinien powiedzieć najpierw.


W końcu musiał się zdecydować, bo zaczął, mocnym głosem, przyzwyczajonym bardziej do wydawania poleceń niż ich słuchania.
- Witajcie. Jak zapewne się domyśliliście, jestem lord Ashar le'Preshik. Pochodzę z północy, dotarłem tu niedawno i uznałem, że miejscowa moda nie do końca mi się podoba.
Uśmiechnął się teraz wyraźniej. Możliwe, że lubił słuchać swojego głosu, nie było w nim jednak zbyt dużo pychy, a pogardy względem tych, do których mówił, nie było w ogóle.
- Przybyliście tu, więc zapewne wiecie, do czego potrzebuję waszej pomocy. Szczegóły misji wyjawię później, wyłącznie tym przyjętym na wyprawę. Na razie powiem tylko, że natura przedsięwzięcia ma odkrywczo-naukowe podstawy. Udamy się morzem do miasta Mezro, a dalej rzeką Olung na południe.
Zamilkł na chwilę, a jedna z dwóch towarzyszących mu kobiet, dziewczyna w zasadzie, zbliżyła się wraz z krzesłem do stołu i wyjęła kilka zwojów pergaminu, który położyła przed sobą. Obok postawiła kałamarz, w którym zamoczyła pióro. Starała się nie dać tego po sobie poznać, ale co chwilę popatrywała na zebranych.


Ashar zaś kontynuował swoją przemowę.
- To Ellen, moja córka. Dla każdego przyjętego spiszemy traktat... a raczej wpiszemy do niego wasze imiona, bowiem już jest oczywiście przygotowany. Jeśli już jesteśmy przy przedstawianiu, to poznajcie jeszcze dwójkę, która z nami wyruszy.
Wskazał na ognistowłosą kobietę, której cera była już zdecydowanie ciemniejsza, a wyraziste, zielone oczy mocno rzucały się w oczy. Była wyraźnie starsza od Ellen, choć ciężko było dokładnie określić jej wiek. Na pewno musiała być znacznie młodsza od samego lorda. Ubrana była w luźną suknię ze sporym dekoltem, którego zdecydowanie nie musiała się wstydzić.


- To Loia. Współpracowaliśmy już kilkukrotnie i nigdy nie mogłem narzekać. Jeśli któreś z was posiada magiczne zdolności, z którymi się nieco zagalopuje... to Loia postara się o to, aby magazyn nie spłonął. Obawiam się, że obecnie nie stać by mnie było, na spłacenia miastu jego wartości.
Zaśmiał się, a czarodziejka obdarzyła wszystkich miłym, choć chyba trochę drapieżnym uśmiechem i skinęła głową. W końcu Ashar wskazał na mężczyznę o bardzo ciemnej, niespotykanej karnacji skóry nawet tutaj, na południu. Wyglądał na spalonego słońcem, a jego ciało pokrywało sporo blizn. Jedno jego oko wyglądało na sztuczne, a wąsy już posiwiały, świadcząc o jego wieku. Wciąż jednak był bardzo potężnie zbudowanym mężczyzną. Odziany obecnie w lekkie skóry, trzymał dłoń w pobliżu rękojeści lekko zakrzywionego, długiego miecza.


- A to Ion, mój bardzo wierny sługa i towarzysz. On także będzie testował wszystkich tych, którzy mają się za tych umiejących posługiwać się bronią.
Lord Ashar wyprostował się i jeszcze raz przyjrzał zebranym, chwilę potem siadając na krześle. Wskazał na pierwszego, młodego chłopaka o ciemnych włosach i karnacji, typowego mieszkańca Calimportu. Jego luźne szaty zafurkotały, gdy podnosił się gwałtownie, sięgając po swój sejmitar. Na chwilę zatrzymała go Ellen.
- Jak ci na imię?
Miała przyjemny, choć lekko drżący teraz głos. Uniosła głowę, a zaskoczony chłopak chwilę się zastanawiał.
- Morahad.
Skinęła mu głową. Ion już stawał w pozycji wyjściowej, trzymając w dłoni szerokie, wykrzywione lekko na końcu ostrze. Obeznani z walką nazywali je falchionem.Kiwnął na chłopaka, który rzucił się na przeciwnika z okrzykiem. Ciemnoskóry nawet się nie wysilił, schodząc tamtemu z drogi i podcinając go. Morahad przewrócił się jak długi. Szybko się podniósł i znów zaatakował, wysoko unosząc broń. Falchion Iona przeciął powietrze znacznie szybciej i sejmitar młodzieńca wylądował prawie pod samymi drzwiami. Lord Ashar chrząknął.
- Dziękuję za fatygę. Musisz jeszcze potrenować.
Spojrzał na następną osobę. Najwyraźniej niewielu chętnych miało faktycznie cokolwiek potrafić.
 
Lady jest offline