Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2011, 16:35   #3
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Calimport wydawał się nigdy nie spać, Perła Calimshanu oraz Klejnot królestw Lśniącego Południa Faerunu, jak nazywano kraje poniżej Amn. Był piękny niczym iluzja słodkiej niewiasty oraz równie jak ona, okrutnie zwodniczy.


Pomiędzy pustynią oraz morzem wydawał się oazą energii. Setki handlarzy od Luskanu do dalekiej Zakhary spotykało się na miejscowych bazarach. Tutaj wielbłąd szedł obok rycerskiego konia, turban, widniał obok czapki, kindżał przy szabli. Hurysy zamknięte kratami serajów przez niewielkie okna przypatrywały się innym kobietom, które niemal półnagie swobodnie chodziły po ulicach. Wprawdzie niewątpliwe były to przyjezdne z północnych krain, ale Calimport miał takich przyjezdnych na pęczki. Szanujące się niewiasty, urodzone na tej ziemi, ubierały się znacznie skromniej, ale przybyszów to nie dotyczyło. Barbarzyńska kultura, według oceny miejscowych, pozwalała kobietom na wiele więcej. Toteż niewieści wędrowcy, choć niezbyt liczni, stanowili istotny, wyróżniający się aspekt krajobrazu.

Wojownicy, bardowie, czarodzieje … szczególnie oni. Calimport słynął magią. Na tutejszych kramach można było dostać wszelkie składniki magii. Chciałeś serce gryfa? Proszę bardzo. Pępowinę narodzonego dziecka? Także nie ma sprawy. Szczególnie iluzjoniści oraz nekromanci uwielbiali ten kraj, bowiem tutaj otrzymywali rzeczy, które nie chciałby im sprzedać nawet najbardziej krwiożerczy oprych północy. Tak, na przykład ona.


Nie była stąd. Miała cerę zbyt jasną, jak na Calimshankę. Także jej luźny strój, podkreślający gołe nogi oraz uwypuklający piersi pokazywał, jak bardzo jest tutaj obca. Młoda, urodziwa oraz magiczna. Tallamir czuł moc, która biła od niej niczym letni wiatr od morza. Szła przez wielki plac targowy rozglądając się. Szukała kogoś, lub czegoś. Jej aura … właśnie, trudno powiedzieć … zawierała wszystkie kolory. Była zła, niczym gradowa chmura ciemności oraz dobra, jak wschodząca na jasne niebo jutrzenka. Drażniła krwistą czerwienią, łagodnym błękitem nieba, żółcią piasku oraz szmaragdem morskich fal. Potem jednak odeszła kryjąc się za aurami setek ludzi kręcących się po bazarze.

Chłopak spoglądał na nią przez chwilę. Właściwie chłopak, to może trochę zbyt mało powiedziane, Tallamir bowiem niedawno skończył osiemnastkę i wyglądał na całkiem sensownego młodzieńca. Może niezbyt wysoki, ale też nie maluch, miał miłą twarz, barwioną lekkim zarostem i ogólnie był określany przez dziewczyny, jako może nie piękniś, ale całkiem ładny chłopak. Brązowe włosy starał się trzymać względnie krótko, ale nie obcinał ich do gołej skory, czy niewiele więcej. Niby biorąc pod uwagę gorąco – wilgotne powietrze, kompletnie krótkie włosy byłyby bardziej praktyczne, ale przyzwyczaił się już do swojej czupryny uznając, że może kiedyś dojrzeje do jej mocniejszego przycięcia. Oczy doskonale harmonizowały do barwy włosów oraz spoglądały bystro. Ubrany był praktycznie, wedle podróżniczej mody wyrobionej setkami lat oraz tysiącami przebytych mil przez tłumy wędrowców. Bez wytwornego przepychu, lecz skromnie, choć dobrze jakościowo. Podróżnicy wiedzieli, że pęknięty but na bezdrożach stanowi prawdziwy problem, bo niby skąd mieliby wziąć szewca. Toteż przywiązywali wagę do jakości stroju wykonanego solidnie ze skórek oraz dobrej wełny. Tallamir przyjął, pod wpływem Tulli, taki przyodziewek i nie żałował, że zmienił obszerne, klasyczne szaty adepta magii na spodnie, koszulę, kaftan oraz skórzane buty. Profesję czarodzieja ewentualnie dałoby się rozpoznać jedynie dzięki solidnej ladze z fikuśną końcówką. Ponoć kiedyś należała do jednego z Harpellów, ale kiedy utraciła magię jej właściciel oddał ją za marne pieniądze. Tak przechodząc przez szereg rąk wreszcie trafiła do Tallamira, który mial nadzieję, że kiedyś uda się przebudzić jej sławetne moce, jakiekolwiek by one nie były. Póki co jednak używał jej wyłącznie do podpierania oraz walki, jeśli komuś trzeba było przygrzmocić.


Jakiś żebrak zaczepił go.
- Szlachetny panie
Nie dokończył, bowiem Tallamir szybko zorientował się, że ma do czynienia ze złodziejem, jeszcze młodym w swoim fachu, ale bardzo spragnionym cudzego złota. Zresztą także tamten pojął, że ma przed sobą kogoś wyjątkowo nienadzianego. Toteż świecąc zawiedzionymi oczyma odsunął się, zaś Tallamir wszedł do niedalekiego zaułka, gdzie umówił się z Tulli.


Słyszało się tutaj doskonale odgłosy bazarowej krzątaniny, ale były już nieco przytłumione. Na niedalekim podwórku ulokował się jakiś kupić dywanów, niewątpliwie południowiec, może nawet Zakharyjczyk, sądząc po ciemnośniadym kolorze skóry. Latający dywan pewnie także posiadał. Przynajmniej obiecałby klientowi, że sprowadzi takowy, rzecz jasna, za słoną cenę. Właśnie tak działali wszyscy handlarze, tylko ci południowi byli chyba bardziej natrętni, niż ich sembijscy, czy luskańscy kuzyni. Tyle, że Tallamir nie potrzebował dywanu. Przyglądał się za to ulicy, stojąc na boku oraz udając, ze nie rozumie ich języka. Ciekawe, że nawet innoplemieńcy, jak dosyć zadomowione na południu niziołki, preferowały bardziej ten język, niżeli swoją mowę rasową. Oczywiście, Calimshanie mówili na swój charakterystyczny sposób i Tallamir nie chwytał wielu słów, ale znając inny, dosyć podobny język południowy, swobodnie pojmował kontekst wypowiedzi.

Nie mówili jednak nic specjalnie istotnego.
- Ciekawe, ilu wśród nich jest bandytów? - zastanawiał się czekając na swoją siostrę. Wszyscy bowiem wiedzieli, że choć oficjalnie Calimshanem kierował imperator oraz paszowie, to tak naprawdę władzę sprawowały gildie, te półoficjalne oraz kompletnie utajnione. Kupcy, rabusie, piraci tworzyli organizacje dysponujące potężnymi pieniędzmi oraz gotowymi wojownikami. Kiedy nocne niebo pojawiało się nad Calimportem one przejmowały pełnię władzy. Po ulicach skorumpowane straże nie dostrzegały ich morderstw czy napadów. Wewnątrz sklepów uczciwi handlarze nagle zmieniali profesję stając paserami kupczącymi pochodzącym z napadów krwawym mieniem. Cnotliwe niewiasty zaś zrzucały chusty oraz kwefy skrywające ich oblicza, malowały twarze oraz obnażały ciało, ażeby skusić za złoto jakiegoś żądnego sprawnej dziwki przechodnia. Owszem, słoneczko świeciło wysoko na niebie, ale obydwoje z siostrą spędzili tu już jakiś czas szukając pracy i doskonale widzieli, jak wygląda nocny Calimport. Nie pociągała ich taka zabawa. Musieli znaleźć coś kompletnie innego, po prostu musieli.
 
Kelly jest offline