Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2011, 16:36   #4
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
- Wsadź sobie swój dywan w to miłe, ciemne i ukryte miejsce, gdzie nie dochodzi słońce i dopełnij swojej rozkoszy tą znakomitą trzepaczką z sandałowego drzewa, którą mi także oferujesz, czcigodny - ciemnowłosa kobieta skłoniła się lekko, wypowiadając te słowa z nienaganną uprzejmością, a zakharyjski handlarz dywanów osłupiał, popatrując stropiony na swego chuderlawego pomocnika w czerwonym fezie, opierającego się o wiszący na ścianie dywan . Chłopak miał czarne wąsiki, jak dwie nieżywe gąsienice przyklejone do cwaniakowatej twarzy, za wyświechtaną szarfą w pasie sterczał mu niewielki jatagan. Popatrzył na swego szefa, odzianego w jaskrawą zieleń tuniki i takiej samej barwy szarawary, obciskające nieco zbyt pulchne łydki i stopy, na których połyskiwały odważną, zapewne modną czerwienią zawijane na czubkach pantofle. Rozłożył ręce - zamierzał jeszcze dyskutować, opuścić cenę, zaproponować znakomity, wspaniały i absolutnie sprawdzony środek na uprzykrzające dywanom życie mole - ale kobieta znikła już w bramie sąsiedniego podwórka, pozostawiając w umysłach kupca i jego pomocnika dziwne wrażenie, że zostali nie tylko wymanewrowani, ale i obrażeni. Chłopak chwilę patrzył za nią, mając przed oczyma obraz jej niby uprzejmej, a w rzeczywistości szyderczej twarzy, ciemnych, zuchwałych oczu i słysząc niski ton nawet dość miłego głosu , potem westchnął:
- Ona chyba jednak naprawdę nie chciała kupić naszego dywanu....



Tulli szła szybko wąskim podwórkiem na spotkanie Tallamira. Przeklęci handlarze. Sprzedaliby własną matkę, opakowaną w dywan. Miała już dość Calimportu, wiercących w nosie woni, nakładającego się na siebie odoru dzielnic biedoty, korzennych zapachów z targowisk, wiecznej wrzawy, nerwowego, nieustającego ruchu. Miasto wierciło się jak gniazdo robaków w kupie gnoju, okrytego kolorowym dywanem. Źle spała, tęskniła za lasem. Kończyły im się pieniądze. Widziała spojrzenia, rzucane na Tallamira przez szukające zarobku dziewki i spędziła sporo czasu, tłumacząc mu różnicę między głupcem, zarażonym tryprem, a mądrym, który słucha starszej siostry. Kilka razy musiała użyć sztyletu, by bronić samej siebie przed natrętnymi amatorami wdzięków, a jeszcze częściej kolana i swego solidnego, skórzanego buta. Ale w końcu szykowała się szansa na opuszczenie miasta – i Tulli zamierzała z niej skorzystać za wszelką cenę.

Była niezbyt wysoką kobietą, ale jej ciało było proporcjonalne i wytrenowane. Miłe dla oka kształty podkreślał jej strój- niby męski, ale dopasowany przez samą Tulli, która umiała posługiwać się igłą i nitką jak należy i drobnych przeróbek dokonała sama. Porządne portki, wzmacniane skórą na kolanach, wysokie buty na solidnej podeszwie, czerwona koszula o podwiniętych rękawach i skórzany gorset- to był jej zwykły strój. Biodra opinały dwa pasy, szerszy podtrzymywał lekki sejmitar o krótkim i szerokim jelcu, węższy – sztylet i dwie skórzane sakiewki, solidnie uwiązane, jedna z marnym już mająteczkiem, druga, z zapasowymi cięciwami i innym przydatnym drobiazgiem. Miała też łuk i kołczan, solidnie umocowane. Kasztanowe włosy nosiła nie związane, jej oczy miały ciemnobrązową, ciepłą barwę i wbrew pozorom kryło się w nich o wiele mniej cynizmu, niż w tej młodej, ale znużonej twarzy. Ujrzawszy Tallamira, siedzącego w podwórzu i czekającego na nią, odetchnęła z ulgą. Coś błysnęło w jej ciemnych oczach- czyżby cień uczucia, maskowanego zniecierpliwieniem?
- Chodź, czekają już na nas zapewne...- rzuciła cierpko- Wybacz spóźnienie...mała dyskusja z cholernym wielbicielem dywanów...

Spojrzała na niego; ubrał się porządnie, przynajmniej wyglądał teraz jak mężczyzna, a nie jak głupek w szlafroku. Nigdy nie mogła zrozumieć, czemu magowie noszą te idiotyczne szaty, chyba lubili powiew wiatru między nogami....Co do niej, to obiecała sobie, że suknię założy na własnym ślubie, a z jej charakterem było niemal pewne, że ten moment nie nastąpi nigdy. Od czasu kupca, za którego ojciec zamierzał ją wydać- a raczej któremu chciał ją sprzedać, co stało się początkiem jej ucieczki z domu- no więc od czasu kupca pojawiło się w jej życiu tylko stado baranów i kilku osłów. I ktoś jeden..który w między czasie okazał się szumowiną i draniem. Wystarczy. Miała 26 lat i więcej rozumu, niż złudzeń.

Skinęła na brata i ruszyli w stronę portu- Tulli prowadziła, znała drogę doskonale, miała instynktowne wyczucie przestrzeni i nie gubiła się niemal nigdy. Port dało się wcześniej wyczuć niż zobaczyć, zresztą, obejrzała go już wielokrotnie w czasie wielu dni, gdy wałęsała się tutaj, szukając jakichkolwiek zleceń. Magazyn był duży, dość ponury, strzegący wejścia ochroniarz o ciemnej skórze wpuścił ich do środka, wskazując, gdzie mają usiąść. Tulli od momentu przekroczenia drzwi zmieniła się niezauważalnie; jej ruchy stały się oszczędne, wzrok spokojniejszy i czujny. Obserwowała wnętrze pomieszczenia, notując w pamięci mimochodem wszystko – od położenia oświetlających je lamp i kaganków, po twarze zgromadzonych tu ludzi. Wbrew pozorom nie było ich wielu. Czyżby wymagania były tak trudne do spełnienia? Tulli na moment przymknęła oczy, jej ciemne rzęsy rzuciły cień na śniade policzki. W ruchliwym blasku lamp twarz dziewczyny wyglądała na delikatniejszą, niż w świetle dnia, a zarys upartych brwi nabrał pewnej bezradności. Kiedy do magazynu weszła czwórka ludzi, Tulli odetchnęła niezauważalnie. Patrzyła na tego, który przedstawił się jako lord Ashar le'Preshik. Od niego zależało wszystko. Wysłuchała jego przemowy spokojnie, przenosząc wzrok na kolejnych ludzi. Kobieta. Mag. Dziewczyna, jego córka. Ciemnoskóry, starszy już mężczyzna - to on będzie z nią walczył. Patrzyła, jak pewnie trzyma ostrze. Obejrzała dość krótką i niefortunną walkę jakiegoś chłopaka, potem jasnowłosej kobiety. W ob u przypadkach próbujący ich mężczyzna był górą- niczego innego nie oczekiwała, także w swoim przypadku. Dotknęła dłoni Tallamira i wstała, gdy nadeszła jej kolej. Zdjęła z pleców łuk i kołczan, powierzając je bratu, po czym cichym, kocim nieco krokiem podeszła do siedzącej przy stole dziewczyny.
- Mam na imię Tullileath - powiedziała cichym, dość przyjemnym w barwie głosem, po czym stanęła przed siwowąsym, ciemnoskórym mężczyzną, skłaniając lekko głowę na znak szacunku.
- Wiem, że masz mnie tylko wypróbować, a nie zabić, panie - zacisnęła dłoń na rękojeści swego sejmitara, przygotowując go do zadania pierwszego ciosu - I może nie jestem świetnym szermierzem, ale potrafię się bronić, a czasem nawet zrobić wrogom niespodziankę. Jestem na twoje usługi...

Uderzyła lekko, jakby badając, na jak wiele może sobie pozwolić – ostrze napotkało ostrze, szczęknęła stal. Dziewczyna poruszała się z gracją, jej ruchy były szybkie, pewne, wyprowadzane z dołu i z góry cięcia były jednak blokowane i odbijane swobodnie. Spróbowała ukłuć go w pachwinę, przysiadając lekko, obronił się z łatwością, wymierzając poziome cięcie – musiała uskoczyć w górę, by uniknąć okaleczenia. Mimo wieku był sprawny, a w jego ruchach była pewność siebie, swoboda i charyzma. Podobało się jej, jak walczył - na pozór bez wysiłku, ale spychając ją w tył, przyśpieszając. Poczuła pot na czole, gdy po raz kolejny uskoczyła, przysiadając; mężczyzna wykonał lekki obrót swoim falchionem, nacierając mocniej, a Tulli musiała cofnąć się w tył o kilka kroków. Sprawdzał ją, zataczał wokół niej kręgi, na zmianę napierając i odskakując, atakował z góry, z dołu, w końcu przysiadł, by z impetem wyrzucić ramię do ostatecznego ciosu. Padła na podłogę, jakby została trafiona, ale była to tylko sztuczka, by uniknąć ciosu, wiedziała, że ją przejrzał, bo coś na kształt uśmiechu błysnęło w jedynym oku – po czym jednym pewnym ruchem wytrącił jej sejmitar z obolałej dłoni. Walka była skończona.
 
Maura jest offline