Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2011, 23:34   #7
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny


Calimport miasto mniej ciekawe, niż by na to wskazywało. Powinno być barwną, zbieraniną żeglarzy, poszukiwaczy przygód, czy też złota, handlarzy, kupców, targowisk i tym podobnych.
W ocenie Theodora, nie spełniało nawet części tych wymagań. Było szare, a raczej nijakie, dało się w nim rozpoznać, tak jak w każdym mieście, różnice klas, czy to ubiorem, czy miejscem bywania, była jednak cecha wspólna, jak w każdym regionie. Kolor skóry, i tu Theodor musiał, z bólem uznać, że nawet jakby chciał się wtopić w tłum, nie ma na to szans. Zwykła zmiana ubrania, i lekka charakteryzacja nie pomogą. Oczywiście mógłby użyć jakichś pudrów, ale zawsze na dłoniach, i rękach w miejscu stykania się z ubranie, te różnice było by widać.
Miał zasadę, że jeśli nie może czegoś zrobić dobrze, to lepiej znaleźć inną drogę, do celu. Odrobinę bał się, że z jego wyglądem, będzie mu ciężko znaleźć zaciąg do jakiejś kompani awanturników, a na statek to już w ogóle nie liczył.




Pierwsze kroki, w mieście skierował w stronę świątyń, wiedział, że w prawie każdym mieście portowym, znajdzie świątynię poświęconą pani szczęścia Tymorze. Przed świątynią, jak zawsze było mnóstwo żebraków, błagających o pomoc, dziękujących darczyńcom, i rzucających klątwy na obojętnych.

Hess wszedł do świątyni, i nie zwracając uwagi na innych ruszył do głównego ołtarza. Osobiście nigdy nie określił by siebie jako osobę wyznającą, któreś z bóstw panteonu. Z pewnością był wierzący, trudno być niewierzącym, w świecie, gdzie bogowie tak jasno manifestują swoją obecność. Wyznawanie to już zupełnie inna sprawa.

Tymora jednak nie była w jego mniemaniu przynajmniej, a skoro przez tyle lat nie został porażony piorunem, czy czymś podobnym, i co więcej, nieraz sprzyjało mu szczęście, uznawał, że sama bogini, albo o nim nie wiem, albo akceptuje jego sposób na oddawanie czci. Theodor bowiem, ograniczał się, do westchnień w potrzebie, i rzadkiego rzucenia na tacę, w świątyni. Wierzył, że bogini fortuny, wystarcza, jeśli czasem to w niej złoży swe nadzieje.

Tym razem, sytuacja wydawała się, na tyle skomplikowana, że pomoc bóstwa nie zaszkodzi, zbliżył się do posągu umieszczonego w centralnej nawie, przedstawiającego piękną kobietę, siedzącą na tronie i trzymającą monetę.

Spojrzał prosto na twarz kobiety, i powiedział w myślach.
No cóż, sytuacja wygląda źle, no bo spójrz na mnie, sześćdziesięcioletni szlachcic, w bogatych szatach, szuka zaciągu na statek, najlepiej w roli ochroniarza. Szanse marne, ale jakbyś mogła coś w tej sprawie zrobić, to nie będę narzekał. Sprzyjaj mi.




Odwrócił się i na odchodne wyjął złotą monetę, którą podrzucił, tak aby wirowała, i od razu ruszył do wyjścia. Nie obejrzał się, nawet kiedy nie usłyszał upadku monety, być może złapał ją, któryś z kapłanów, mających chyba nie do końca dobre zdanie o człowieku, tak zuchwałym, że patrzył na boginię, jak na równą sobie. Zawsze istnieje, szansa, że monetę złapała bogini. Uśmiechną się na tą myśl.



Na zewnątrz zaczepił jednego z żebraków, takiego, który żebrał z wyboru, a nie z konieczności. Za dwie monety, poznał najnowsze plotki, i fakty, z życia miasta. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Lord le'Preshik, rekrutował, na niebezpieczną morską wyprawę. Spełnienie marzeń, statek, niebezpieczeństwo, i do tego szef na tyle potężny, że może nie zważać, że rekrutuje szlachetnie urodzonego.


Na miejsce dotarł jako jeden z pierwszych, usiadł z boku, oparł ręce na lasce, z która Hess się nie rozstaje, drewniana o diamentowej głowni zakończona ostrą żelazną stopką i był już lekko zmęczony i znudzony, kiedy pojawił się jego potencjalny szef, zrobił, krótkie przedstawienie, i przystąpił do testów.

Theodor przyglądał się, innym i oceniał, czego można się po kim spodziewać.
Kiedy przyszła jego kolej, nadal nie wiedział, czy zgłosić się jako mag, czy jako wojownik. Jako mag miał większe szanse, bo jego wiek, przemawiał za doświadczeniem, i mądrością. Z drugiej strony, jego magia nie nadawała się w zdecydowanej większości do prezentacji wewnątrz budynków, zwłaszcza jeśli miały ocaleć. Zresztą serce kazało mu sprawdzić się w roli wojownika. Szepcząc rzucił na siebie zaklęcie pięści z kamienia.


Wstał i ruszył do Ellen, a przez halę rozniosło się miarowe stukanie jego laski. Kilka osób na niego spojrzał, i ci zobaczyli go dokładnie. Mężczyzna jak najbardziej wyglądający na swój wiek, czyli 60 lat, około 190 cm wzrostu, pociągłe i surowe rysy twarzy, przepaska na lewym oku wykonana u najlepszego z jubilerów. Siwe włosy krótko ścięte, wąsik i broda tego samego koloru. Jak łatwo było się domyślić jest to obecnie jego naturalny kolor włosów, osoby, które znały jednak Hessa z lat młodości, wiedziałyby, że miał bujna kruczoczarną fryzurę za młodu, jednak nie było tu nikogo, kto by go znał. Do tego jedwabna bluzka z żabotem, czarne spodnie, buty oficerskie. Na barkach Czarnych dwurzędowy płaszcz nie nagannie skrojony w stylu oficerskim. Czarne grube skórzane rękawiczki dopełniają całości. Wszystko to kontrastuje z siwizną tego dojrzałego jegomościa. Dostrzegł, że kilka osób uśmiecha się z politowania i ironii. Bogini, co ja sobie myślałem.

Podszedł do młodziutkiej dziewczyny, tak przypominającej mu jego adoptowaną córkę, choć jednak nie, miały dwie cechy wspólne. Obie były młode, i obie były kobietami.

- Theodor Hess - rzucił, i ruszył w stronę Iona, zrzucił plecak, który położył na podłodze, i pochylił się, wyciągając z niego rapier, który fizycznie, nie mógłby się w nim zmieścić, ale dzięki pewnemu zmyślnemu czarowi, plecak mógł pomieścić, o wiele więcej, niż wskazywały by na to jego rozmiary. Odłożył laskę i stanął na przeciw ciemnoskórego wojownika.

Skłonił głowę i przyjął postawę jakiej nauczył się od kapitana Visquero. Prawa noga lekko z przodu, wyprostowana, lewa pół kroku, za nią, także wyprostowana, rapier na sztywnej ręce skierowany, a dół. Była to posta całkowicie nie praktyczna, i dawała dobremu przeciwnikowi, jakim Ion z pewnością był, poczucie, że ma do czynienia z kimś kto walkę zna tylko z treningów, na dworze. Była to jednak postawa, która dawała ogromną przewagę, jeśli wojownik, z niej korzystający, miał kilka atutów w rękawie.

Przymrużył oczy obserwując przeciwnika i czekał na jego ruch, dostrzegł go odrobinę za późno, aby wykonać cały swój plan, ale na tyle wcześnie, żeby nie dać się powalić. Ion był szybki, i to cholernie na co nie wskazywał by jego wiek, Theodor widział jego umiejętności we wcześniejszych walkach, ale tym razem Ion pochwalił się szybkością kobry, ale Hess także nie był powolnym staruchem. Błyskawicznie uchylił się zasłaniając się rapierem, i zamykając a z lewej ręki uwolnił w twarz przeciwnika migoczące światełka, banalne zaklęcie, ale dobrze wykorzystane, dające olbrzymia przewagę, pociągnął piruet, otworzył oczy, i zaatakował, tnąc na wysokości ramienia.
Ion, co prawda został lekko oślepiony, ale najwidoczniej z samym słuchem radził sobie dostatecznie dobrze, bo zdążył się zasłonić.
Hess nie przestawał atakować, aby nie dać przeciwnikowi, szansy na odzyskanie kontroli, a tymczasem przygotował zaklęcie mniejszej kuli mrozu, aby trochę spowolnić przeciwnika.
Wykonał kolejny piruet, tym razem przez drugie ramię, zaatakował z góry rapierem, co po raz kolejny zostało sprawowane, a lewą ręką rzucił zaklęcie w korpus Iona. Ten zamiast, próbować odskoczyć, na co liczył Hess, przyjął zaklęcie, a samemu magowi, wymierzył ogłuszający cios pięścią w korpus, wytrącając go z równowagi, i powalając. Kiedy Theodor chciał się doturlać, i dosięgnąć broni, poczuł na piersi ukłucie ostrza.

Spojrzał na Iona, i z lekkim uśmiechem wyciągnął rękę, aby tamten pomógł mu wstać, ale widząc wahanie powiedział.
- Nie zamierzam dalej walczyć. Żyję dość długo, aby wiedzieć kiedy przegrałem. - Ian wyciągnął rękę, i pomógł mu wstać. Ruszyli razem do miejsca, gdzie zaczęli i gdzie leżał dalej plecak Theodora. Kilka osób przyglądało mu się, w tym testerka magów, teraz patrzyli innym wzrokiem, mrużyli oczy i Hess uznał, że pewnie zastanawiają się, co jeszcze ukrywa. Schował miecz do plecaka, i ruszył na swoje miejsce. Wiedział, że poszło mu dobrze, choć w sercu czuł ukłucie, że niewiele brakowało.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 15-06-2011 o 23:59.
deMaus jest offline