Mścisław idący na równi ze swym ojczulkiem i wojem normańskim Tyrssonem zachodził w łepetynę cóż począć by ich jazda była pewna i bezpieczna. Nie żeby stronił od dobrej bitki - wręcz przeciwnie - ale dobrze wiedział, że nieczyste fortele są najbardziej skuteczne. On sam chciawszy najechać ich karawanę zrobiłby to gwałtownie z jednej z flank. I zdawał sobie sprawę dobrze, że by mu się powiodło gdyby zrobił to umiejętnie. Trza było temu zapobiec. Nawet jeśli to tylko zwykłe wsioki. Ryknął więc donośnie w stronę swego ziomka Gnierata: -Ee.. Gnierat! Chono tu, ino chyżo. - odparł chcąc poradzić się obieżyświata i łazika.
Gnierat podszedł do syna przywódcy i bez słowa popatrzył mu pytająco w oczy. - Ogłoś no mi Ty czorci wszędy-będo co o ścierzkach tych wiesz? - odparł rychło. -Pagórki wszędy, nie tak jak u nas na północy, bandyty się mnożą jak grzyby bo księcia niie ma, a panowie się biją między sobą. Ciężko tutaj żyje się tera. - A dojść do ładu z tą czerdą to idzie jako? Czy to tępe kmiecie? Wśioki toć nam nie potrzebne ale dobrego zbója nigdy mało. - rzekł Mścisław spokojnie krocząc. -Jak nie są chrześcijany to dobre i uczciwe. -O czym tam gadacie młodzi?- podjechał do rozmawiających przywódca. - Toć ojczulku myślę co by tych poczciwych zakapiorów z tych lasów nie przyłączyć do nas. W kupie siła a oni i broń trzymać umieją pewno i tarczą machnąć. - zrobił przerwę by przełknąc ślinę po czym dodał - A Gnierat rzecze, że jest ich tu garstka. A tak poza tym to wierzę, że dwóch szybkich i cichych wysłać trzeba by naszych boków i tyłów strzegli. Kto wie co temu chłopskiemu rozumowi do łepetyny trzaśnie. -Że zwiad trza wysłać to wiadomo- pokiwał głową i gestem odesłał Gnierata- On będzie wiedział co robić. A jak o tych kmieciach mówisz to nie dostaliśmy roboty coby bandy jakoweś organizować. Mamy broń dostarczyć i uczyć jak ją trzymać tych co ich przyprowadzą. - Jasna sprawa ino czasu można se zaoszczędzić znajdując takowych zbójców niż szkloić łachmytów od podstaw. - gawędorzył z chrypką a drugą część zdania rzekł cicho w ucho ojcu - A jak Ci nasi mości panowie nas w maliny wpuścić bedą chiały to i lud będzie po stronie naszej. -Zawsześ chytry był, po matce chyba, jednak dużo nauczyć się musisz. Jak tu bunt zrobim to się pany czuć zagrożone będą i zjednoczą się, zaś mniejszą grupą łatwiej przedrzeć się. - Ja ino przyspieszyć nieuniknionego chciałem, a jeśli bunt to trza pilnować co by pany się nie dowiedziały się wczasu a później to nic do gadania by nie miały - odparł ciągle ostając przy swoim. -Zapłaci ci kto za to?- zadał fundamentalne pytanie. - Ha! Tu najlepsze przeca, ich skarbce pełne monet na pewno są. A i przez ten zamęt powszechny ino łatwiej nam będzie. - odparował jakby miał to wszystko przygotowane już od dawien dawna. -Kilka wsi ograbisz, jakiś kościół spalisz, może większy oddział pobijesz ale czy warowny gród zdobędziesz? - Lud z wsi do budowy taranu się zapędzi oni i tak bunt w buncie wszczynają, nagabywać ich nawet nie będzie trzeba. Cza kogoś kto mówić umie i szkoli dobrze, a na czym jak na czym ale na tym się znamy. Nauczy się to wioskowe pospólstwo jak z łuku strzelać i wyśle co by taranu bronili. Jak bramy zwyciężą te chłopki to my wejdziemy i papkę z reszty zrobim. - przełknąć ślinę po raz wtóry i kontynuował - A jak im nie wyjdzie to nawet woja swojego nie stracimy. To szansa nasza jedyna taka broń mamy pod dostatkiem. Co o tym sądzisz ojczulku?
Ojciec Mścisława zaśmiał się pod nosem, pokiwał głową i rzekł: -Oj synku, synku. Z bardzo ty pazerny na władze. Nawet nie wiesz że ludzie muszą znać cię żeby poprzeć. Kmiecie wolą w las się schować niż walczyć o swoje, dlatego tak wiele wsi dymi teraz. - Zrobim co każesz, a chłopom nóż przy ich dziewek gardzieli zmieniłby zdanie. Choć może masz racje i jam pazerny. - odparł po czym poklepał staruszka po plerach. |