Wątek: Dawna Wiara
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2011, 15:55   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Psy i zaraza!
Kryspin starał się utrzymać w pionie na swoim wierzchowcu. Oczy go męczyły, dźwięki drażniły. I ogólnie Dzieborowy syn był w kiepskim humorze.
Najbardziej męczył go jednak kac, po wczorajszej hulaszczej zabawie.
Wczoraj bowiem świętował wyruszenie na ratunek ojcu, chyba.
Ogólnie pamiętał, że miód lał się strumieniami, a dziewka była ochocza.
Nie kojarzył co prawda jakiej barwy miała włosy. Co jakiś czas przez wspomnienia migały miodowej barwy pukle i sylwetka w białym gieźle. Czasem jednak owe włosy zmieniały barwę na kasztanową. Być może były więc dwie ochotne dziewuszki.
Nie poświęcał jednak tym wspomnieniom za wiele czasu, łeb od tego bolał bardziej.
Siedział więc Kryspin na Paździochu i podziwiał widoki.


Jakby było co podziwiać.
I dla takich widoków wrócił z wygnania do kraju Polan ? Wszak nie z powodu wrogów, bo tych miał wszędzie.
Prawdą jednak było to, że jakaś tęsknica niczym zmora usiadła mu na piersi i zmusiła do powrotu do domu.
A w domu zastał nierząd większy niż się spodziewał. Możni nie czując pana nad sobą, czuli się ważni jak udzielni książęta, kmiotkowie podnosili głowy i marzyli się o wyrwaniu spod władzy możnych... oj głupi ci kmiotkowie.
Kryspin dobrze wiedział, że takie właśnie osady najlepiej się rabuje. Pozbawione opieki władyki.
Wojak ziewnął głośno, po czym podrapał się po brodzie. Noc może spędził przyjemnie, ale za to ranek... nic więc dziwnego, że był zmęczony. I nie czuł w sobie entuzjazmu do zwalczania pogańskiej zarazy. On sam niespecjalnie się przejmował wierzeniami innych, jako i do swoich nie przywiązywał wagi.
W sumie co różnica którego boga się prosi o pomoc. I tak każdy wymaga ofiar, w takiej lub innej formie.
Dla Kryspina sprawa była prosta. „Ojczulek w niewoli, to się ojczulka wyzwoli”. A ci którzy staną mu na drodze do tatula, ubici zostaną. I nie miało dla Kryspina żadnego znaczenia, czy padają na twarz przed krzyżem czy przed posągiem Światowida.
Nie potrzebował żadnego konkretnego powodu by kogoś zabić. Ot wystarczyło, jak nawinął się pod jego miecz.
Te „filozoficzne” rozważania ustąpiły rozmyślaniom o posiłku. Na szczęście poranne ablucje, poprzedzone były wieczornymi wymiotami. Więc żołądek powoli ssać go zaczynał. Wszak śniadanie zjadł lekkie.
No cóż... Niechlubny syn Dzieborowy, nie należał do skomplikowanych osób i zręcznych polityków. Był prostym człekiem, któremu wystarczało wiedzieć w którą stronę ma uderzać mieczem. Nie musiał wiedzieć, po co... To zwykle komplikowało sprawę. A Kryspin nie lubił sobie komplikować życia.
Słowa cioteczki, obudziły do życia skulonego na koniu woja. Rozejrzał się po wyprawie szukając wybranych przez cioteczkę Ludmiłę osób.
Po czym podjechał do nich i rzekł nieco dudniącym acz przyjaznym tonem głosu.- Ludmiła, żona Dowgirda, pana na Orzycu prosi waści na naradę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline