Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2011, 12:15   #33
Slywalk
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Winters w podświadomości wiedział że szczęście jest limitowe i kiedyś się skończy. Nie przypuszczał że szczęście Talibura, tak szybko się wyczerpie. Szybko zerwał nieśmiertelnik Wiliama, w tym czasie reszta odziały wchodziła do ratusza.

Kilka minut i trupów później Winters i jego ludzie zabezpieczyli główny hol. Na parterze zostało co najmniej jedno pomieszczenie, oraz całe piętro. W pierwszej kolejności zajmą się parterem, Niemiaszki na górze pewnie się nigdzie nie wybierają..

- Dobra Welsh skoro już tu jesteś, będziesz trzymał w szachu ty na górze. Jeśli spróbują uciec tędy, poślesz ich do piekła.

Welsh przewrócił stół, który jakimś cudem nie był użyty w barykadzie i razem z Evansem ustawili go blatem w kierunku schodów, następnie Welsh się za nim schował i czekał.
Do jego oddziału wrócili prawie wszyscy, brakowało tylko Granta i Perconty'ego, no i oczywiście Talibura.

-Panowie czyścimy parter. Za mną! - powiedział Winters.
Ruszyli do niezbadanej części ratusza. Znajdowały się tam tylko jedne drzwi, a sądząc po rozmiarach budynku, sierżant uważał, że znajduje się tam swego rodzaju archiwum. Na drzwiach była zawieszona jakaś tabliczka z napisem po francusku. Jednak Winters nie mylił się, kiedy delikatnie uchylił drzwi lufą Garanda, gotów w każdej chwili odskoczyć, zobaczył rzędy regałów z jakimiś dokumentami, szufladami i kartonami.
Weszli ostrożnie i rozproszyli idąc delikatnie wzdłuż pomieszczenia. Napięcie było aż zanadto wyczuwalne. Nie było pewności czy z naprzeciwka nie wyskoczy jakiś Fryc i nie skosi sierżanta serią. Doszli prawie do końca archiwum, kiedy za nimi dało się słyszeć charakterystyczne wystrzały z BAR-a. Winters obrócił się, podobnie jak reszta jego ludzi.
- Vest, Ramirez zostańcie ze mną. Reszta do Welsha. - rozkazał Richard.

Zostało im do przeszukania jakieś pomieszczenie na tyłach archiwum. We trójkę podeszli i ustawili się pod drzwiami. Vest i Winters celowali ze swoich broni do drzwi, Vest z karabinka M1, a Winters z Garanda. Ramirez z Coltem w ręku podszedł do drzwi. Bazookę zostawili w holu ratusza, gdyż nie mieli już pocisków.
Joseph złapał za klamkę i pociągnął za drzwi. Pomieszczenie było puste. Wrócili do reszty.

- Sir! Kilku Niemców próbowało ucieczki, ale odwiodłem ich od tego pomysłu. Chyba jednego udało mi się trafić. - zameldował Welsh.
- Dobra robota – pochwalił Winters – teraz my się nimi zajmiemy.

Winters i jego oddział podeszli do schodów.
- Rzucie im jeszcze dwa odłamkowe – polecił Winters.
Vest i White wypełnili rozkaz i na piętro poleciały dwa granaty odłamkowe. Przed eksplozją Winters zdołał usłyszeć „Achtung Granate!”. Z góry posypały się odłamki tynku i mebli. Zanim kurz opadł Richard i jego ludzie byli już na górze. Niemcy musieli się wycofać do innych pomieszczeń, korytarz był pusty. Po prawej stronie były wejścia do dwóch pomieszczeń, po lewej do trzech.

Winters pokazał gestami swoim ludziom, że trzech pierwszych idzie z nim na lewo, kolejnych czterech na prawo. Rozproszyli się, chowając się za ozdobnymi filarami i w wnękach. Podeszli do pierwszych drzwi. Były lekko uchylone, więc Winters pchnął je lufą. Cisza. Sierżant zdecydował zajrzeć do środka. Najprawdopodobniej było to biuro burmistrza i było puste. Winters wycofał się podszedł do drugich drzwi. W tym samym czasie drugi odział uporał się z pierwszym pokojem.

Sierżant pociągnął za klamkę i okazało się, że te drzwi są zamknięte. Richard wątpił by to Niemcy się tam zamkli, ale wolał nie ryzykować, kazał Liptonowi i Ramirezowi wyważyć drzwi, a sam razem z Vestem podszedł do ostatnich drzwi. Te były uchylone, ponownie pchnął drzwi lufą i zaraz rozległy się strzały które podziurawiły otwierające się drzwi. Winters kucnął, bał się, że Niemcom może przyjść do głowy strzelać po ścianie, a te nie wydawały się grube.

- Masz jakieś granaty? - zapytał Vesta.
- Ostatni - odpowiedział Thomas. I odbezpieczył i wrzucił do środka odłamkowego. Rozległ się krzyk, huk eksplozji i jęki rannych. Winters wpadł do pomieszczenia, które okazało się być dużym biurem z aktualnie wywróconymi biurkami. Wszędzie latały papiery, wyrzucone przez wybuch granatu. Zaraz za nim wpadł Vest. Już dopadał do biurka, kiedy rozległ się pojedynczy wystrzał i Thomas padł z krzykiem na ziemię. Krzyczał trzymając się brzuch. Winters wstał i zobaczył czającego się w koncie Niemca, z wycelowanym w niego Mauserem. Sierżant celował do niego z Garanda. Obaj mierzyli się przez sekundę wzrokiem.
-Heil Hitler! - wrzasnął Niemiec i wystrzeli.
Winters zrobił to samo, jednak spudłował, a pocisk Niemca trafił go w prawe ramię. Po strzale pusty magazynek Garanda wyleciał w powietrze, a Fanatyk z uśmiechem na ustach zaczął przeładowywać karabin. Winters miał po raz kolejny szczęście, gdyż Mauser się zaciął.
-Scheiße! - ryknął podenerwowany Niemiec i wyciągnął nóż.
Rzucił się na Wintersa i powalił go. Jedną ręka złapał go za szyję, a drugą próbował wbić mu nóż w pierś. Sierżantowi udało się złapać za rękę z nożem i starał się ją odepchnąć. Drugą ręką próbował wyrwać się z uścisku, jedna rana postrzałowa uniemożliwiała mu wykorzystanie wszystkich sił. Przegrywając powoli na oby frontach, Winters zdecydował się na ostatni desperacki atak, prawą ręką wyszarpał z kabury Colta i celując w tułów przeciwnika, pociągnął kilka razy za spust. Oczy Niemca zrobił się puste i cały ciałem runął na Wintersa. Nad sobą usłyszał krzyki i po chwili ucisk na pierś zależał, kiedy Lipton i Evans dźwignęli ciało Niemca i pomogli mu wstać. Trochę otumaniony sierżant rozejrzał się po pokoju, były tam ciała jeszcze trzech Niemców, zabitych niewątpliwe wybuchem granatu.

- Reszta pokoi czysta – zameldował Lipton Richardowi i zajął się opatrywanie jego rany -Ma pan znowu szczęście sierżancie, kula przeszłą na wylot.
- Co z Vestem?- zapytał Winters.
- Kula nie uszkodziła żadnych ważniejszych organów, ale trzeba go jak najszybciej zabrać do szpitala. Grant już tu idzie, a Wynn wzywa ambulans.

Za drzwiami czekała reszta jego oddziału. Bitwa już się kończy, za oknem słychać już tylko pojedyncze strzały.
- Lipton, Evans zostańcie z Vestem, reszta za mną.
Winters podniósł Garanda, przeładował go i zawiesił na plecach. Następnie ruszył w kierunku schodów. W połowie drogi minął się z Grantem który biegł do Vesta. Wyszedł przed ratusz i chowając się za murkiem próbował ocenić sytuację na polu bitwy.
 
Slywalk jest offline