Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2011, 21:39   #109
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Magini, Ursuson, Drzewo, Almartelur, Vivaldus;

Nastał nowy dzień. I o dziwo wszyscy żyliście! Magini dobrzała w zastraszającym wręcz tempie, a wy mieliście czasem wrażenie, że powietrze wokół jej zgrabnej sylwetki jest o kilka stopni chłodniejsze niż w okolicy. Wkrótce podniosła się o własnych siłach i zeszła z łóżka, a już za moment krzątała się wokół, poszukując czegokolwiek flaszko-kształtnego. Personel rad że ma problem z głowy nie zatrzymywał was jakoś specjalnie. Tym bardziej że sceptycznie podchodzili do magii [zwłaszcza tej wyżerającej zapasy spiritu!]

Magini i Ursuson stanęli w drzwiach szpitala, gdzie w ogrodzie przyległym do budynku zastali elfa, półefla i chrapiące Drzewo. Drzewa obok zdawały się wtykać gałęzie do dziupli i stroszyć liście w odpowiedzi na jego chrapanie.

A Może By Tak sprawdzić co porabia Dirith...? I gdzie znowu zniknęła ta biała wilczyca...?

I wtedy zobaczyliście coś... zielonego. Tak, to było zielone. Zielone do szpiku kości! Wyszło właśnie za wami i stanęło w progu szpitala, ze zdumieniem na was zerkając. Zielone wielkie coś nosiło półpancerz, karwasze, miało też... kołczan, nożyk do owoców. W łapkach [ok., to dość delikatne określenie tych wielkich zielonych grabek...] trzymało łuk wielkości balisty. I tak. Był to ork.

Przez moment patrzyliście na siebie w niedowierzaniu.

- ...ochotnicy mają zebrać się przed wschodnią bramą, skąd wyruszymy nad wybrzeże – usłyszeliście nagle, jak ktoś głośno przemawiał. – Zapewnimy im liny i narzędzia. Wkład własny mile widziany. Zaznaczamy, że wyprawa jest bardzo niebezpieczna, ale też ci którym się powiedzie zostaną sowicie wynagrodzeni...
- Mamy się wspinać na te skały do gniazd?! – ktoś z tłumu odezwał się z oburzeniem i niedowierzaniem.
- Poszukujemy ochotników!!! – powtórzył znów zezłoszczony posłaniec. – Tak, zadanie jest ciężkie. Zmontujemy linowe drabiny. Im więcej ludzi tym lepiej...
- Te bestie was rozszarpią! – odezwał się ktoś inny.
- Strażnicy i najemnicy będą utrzymywać je na dystans, ale potrzebują ochotników którzy zejdą na skały by zabrać drewno z gniazd.
- To samobójstwo... – odezwał się ktoś drwiąco.
- A ja się chyba zgłoszę... – mruknął ktoś inny. – Takie pieniądze na ulicy nie leżą!...

Hmmmm...

A tymczasem...
Dirith;

Dotarłeś punktualnie pod znajomy adres. Po drodze nikt cię nie zaczepiał, choć spodziewałeś się że Magini, o ile przeżyła ma większe kłopoty ze strażą. Chociaż... wiadomo – ją uniewinnią, drowa powieszą. Tak jest zawsze. W sumie swoje przeskrobałeś, ale czy tak wiele chciałeś od życia? Chciałeś tylko się wyspać! To przecież nie grzech!...
Tymczasem nikt nie powitał cię w miejscu gdzie miałeś się zjawić. Ktoś jednak był w środku, słyszałeś. Może nie usłyszeli jak pukasz do drzwi...? Lekko uchyliłeś drzwi i zajrzałeś do środka. Ktoś był w korytarzu po lewej... Wszedłeś tam, w końcu kazali ci przyjść... I wtedy z pomieszczenia na końcu korytarza wyłoniła się... ręka!
help.. by ~zyle on deviantART
Chwyciła się futryny, ale puściła, coś wciągnęło ją i resztę ciała w głąb tamtego pomieszczenia!
Coś jest zdecydowanie nie tak...!
Usłyszałeś odgłos szamotaniny, zdławione jęki...
Odruchowo cofnąłeś się o krok.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline