Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2011, 02:35   #111
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
- Ba! Pytanie… Wpadamy, uspakajamy towarzystwo, a później stawiasz piwo. Co ty na to? Przyjacielu?

Te i kilka innych zdań wypowiedzianych w jego stronę przez elfa Reitei zbył dziwnym, niepokojącym uśmiechem. Ostatniej nocy przebiegł wraz z nim kawałek. Hah... Nie licząc braku irytującego dostojeństwa, nie różni się wiele od swoich pobratymców. Tch, Reitei, nie tak prędko. W końcu może się do czegoś przydać. Rzucił tajemnicze, delikatnie rozbawione spojrzenie na Almartelura, który dotrzymywał mu wątpliwej jakości towarzystwa w sprincie do karczmy. Ty mi to powiesz, mój drogi, Ha~Ha~Ha... Odwrócił wzrok, spoglądając na tawernę, na plac przed którą wpadł z wielkim impetem i rządzą krwi w swych dużych, złocistych oczach. Och, warto dodać, że jego ostrze, trzyłokciowy, gruby na cal "Vivaldus", od którego wzięło się przezwisko półelfa, zrobił wystarczające wrażenie, aby gwardzista, który uciekał z karczmy zmienił tor swego dalszego biegu. De Gyor wparowawszy do karczmy, wciąż pochłonięty białą gorączką, naraz zatrzymał się opuściwszy miecz. Momentalnie ochłonął. Ujrzawszy lokal zdemolowanym oraz mrocznego elfa na szczycie schodów, wypuścił powoli powietrze i ukazał rząd zadbanych, białych zębów, czerwone usta wykrzywione w drapieżnym uśmiechu. Chwilę później do środka wbiegł elf wraz z wilczycą. Reitei włożył miecz z powrotem na ramię, na którym ten trzymał się na pasie utkanym ze splecionych rzemieni i odwracając się do przybyłych, usiadł na stoliku wybuchając melodyjnym śmiechem:

- Wydaje mi się, że zabawa nas ominęła...! - omiótł wzrokiem pomieszczenie, kontynuując ciszej - Ach, życie pełne jest pytań, naturalnie, wolę myśleć o nich jako o zagadkach...

Tak, zagadki, których nigdy nie rozwiązał zdawały się już na zawsze pozostać dla niego brzemieniem. Przygryzł wargę. Jego dusza miotała się na emocjonalnym polu minowym. Jego gniew i lunatyczna obsesja dały mu i jego fizyczności olbrzymią moc. Był panem woli, większość materialnych przeszkód znikała również z momentem swego pojawienia się. Ale jego dusza była w strzępach. Ci ludzie będą pożyteczni, może oni znają odpowiedzi...? Z resztą ta wilczyca... To prawie jak sen. Ha-Ha... Idziemy zbierać plony Reitei. Półelf powstał ze swego siedzenia i wychodząc ze zdewastowanego budynku nonszalanckim krokiem, klepnął Almartelura w ramię i syknął: Nici z piwa. Wkrótce, wraz z nim i Drzewem szli ulicami, podążając za białą wilczycą w stronę szpitala. Noc nie była chłodna, a jego zamknięte drzwi powiedziały same za siebie, dlatego też ta trójka spędziła noc w parku. Półelf rozmyślał. Nad banałami i nad sprawami bardziej skomplikowanymi. Wszystko jest warte poświęcenia chociaż chwili uwagi. Mistrz go tego nauczył. Ach tak, mistrz Reitei'ego, jak ten w karczmie, również był mrocznym elfem. Teraz Vivaldus dochodził do wniosku, że ich spojrzenie na świat, w wielu przypadkach było bardzo użyteczne. Reitei z rękami założonymi za głową zasnął na ławce grobowym snem.

Promienie wschodzącego słońca przebudziły półelfa. De Gyor powstał i oparł się o ogrodzenie z szerokim uśmiechem. Wyjął flet i odegrał na nim kilka ciepłych, serdecznych melodii, aż do momentu, w którym drzwi szpitala nie uchyliły się i nie pokazała się w nich reszta towarzystwa. Bystre oczy dostrzegły jedną obcą twarz oraz przysadzistego wojownika, który wcześniej przedstawił się jako Ursuson. Wtedy w okolicy rozbrzmiał głos jakiegoś krzykacza, który nawoływał ochotników do wzięcia udziału w jakimś nieszczególnym zadaniu. Aby dopełnić absurdalności sytuacji ze drzwi szpitala, kilka metrów za wojownikiem i jakąś panienką wychynął dość masywny ork. Tego było już za wiele. Vivaldus parsknął śmiechem ujrzawszy wspomnianego. Półelf obkręcił w okół palca dłuższy, niebieski kosmyk włosów, który spływał mu na lewe oko, zasłaniając je odrobinę. Nie przeszkadzało mu to. Nie jemu. Po nocy w parku jego błękitne włosy były rzeczywiście fantazyjnie ufryzowane. Przemówił do wojownika w bezczelnej pozie, lekko przeciągając się na murku w parku:

- Oi, tu się szwędaliście - rzucił aroganckie spojrzenia obojgu, mówiąc jednak serdecznym tonem - Nie zostawia się nowych przyjaciół w tyle, eh?

Przejechał kciukiem po klindze swego wielkiego półtoraka powolnym ruchem, dopóki cieniutka strużka krwi nie spłynęła po ostrzu. Kciuk Reitei ujął w usta i uśmiechnął się tajemniczo. Tatuaż w około prawego oka pulsował. Mam was.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 05-07-2011 o 02:54.
Mijikai jest offline