Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2011, 08:43   #112
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
We współpracy z hollyorc'iem

- Dobrze widzieć Cię wśród żywych. Żem myślał że już przyjdzie mi szykować dla Ciebie stos pogrzebowy.
- Aj tam, stos. Chyba wygodny, ogrzewany parów - czarownica odparła z lekką rezygnacją w głosie.
- To moje? I co udało Ci się odkryć?
- Właśnie... nie do końca twoje - przygnębienie malowało się na twarz Magini, kiedy zabrano jej wódkę. - Zbadałam wczoraj ten amulet, wieczorem. Dlatego nie pozwalałam nikomu z was łazić do mojego pokoju. To była zjawa pięknej kobiety, ma bardzo ładny, ale zwodzący na manowce głos. Nie dowiedziałam się, jak ta istota ma na imię. Niemniej jednak rzekła, że możemy ją nazywać dobrym duchem drużyny. Tyle że jak rycerzyk wydrążył mi mieczykiem bebechy, to już pańcia taka miła nie była, bo ją obudziłam. Jeśli masz pytanie jakieś jeszcze, to wal śmiało. Jednak zjawy ci nie przywołam na razie. Pewnie zwiała, jak ja straciłam przytomność.

Dziobaty rzezimieszek przyglądał się wrogo Ursusonowi.
- RrrRRAAAAa, SssATAn, zzŁOOdziEjstFFO, brudBAaDAASsY! ROOOOAAAAR - Roger zagrowlował, prawdopodobnie przeczuwał, że to zło wcielone, pod postacią wojownika, będzie chciało mu odebrać jego skarb. Nie odda mu absolutnie tego czegoś ładnego, co tak ślicznie błyszczało. Tej rzeczy, którą pysznie się bawił.
I wyglądało na to, że Roger tymczasowo przywłaszczył sobie amulet.

Szpitale powoli schodziły na psy, jak chodzi o opiekę pacjentów, zarówno tak zwyczajnych, jak i specjalnych. A zwłaszcza tych drugich. Piekielne szybkie zdrowienie pani czarnoksiężnik, mimo braku środka wspomagającego, spowodowane było wyjątkową determinacją i motywacją odzyskania wolności i sprawności zarówno ciała, jak i umysłu. Przecie w tym szpitalu odcięli ją od jednego ze źródeł many. Ale z drugiej strony demon jejmości “karmił” się grzechami uzdrowicieli, na przykład perfidią i korupcją. Wściekłością, zmęczeniem, niecierpliwością... I złodziejstwem!
Nareszcie nadszedł czas, kiedy to stan ciemnowłosej pani pozwolił jej na opuszczenie szpitala. Wtedy to stan zdrowia niebogi automatycznie jeszcze bardziej się polepszył. Wzięła swój dobytek i opuściła wraz z kompanią progi tego przeklętego miejsca.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rRtpArDU0Xo[/media]
A chwila, a chwila, kogóż to jej oczy spotkały? Czyżby...
- O rany... za dużo alkoholu... - wybełkotała Magini, nie dowierzając temu, co widzi.
Czyżby...
Czyżby to był ten zaginiony Barbak we własnej osobie?!
- RooAAAR! uUOOrKI, PiiffFFO, DrrrrOOFfFY, RrRAAA! - zaskrzeczała papuga, potrząsając zabawnie łebkiem.

Ork przetarł zaspane oczy. Brak, czy może raczej ilość nie wystarczająca snu w ostatnim czasie dały mu się mocno we znaki... Nie tak jednak aby mieć omamy. A może jednak? Zielony przesłonił ręką oczeta, tak jakby broniąc ich przed atakami promieni słonecznych (bynajmniej nie w związku z światłowstrętem, czy też innymi przypadłościami po przepiciu).
- Nie może być... Zielony przybrał wyraz twarzy myśliciela.R.... Kropla potu wystąpiła na czoła R...... Obłoczek pary pojawił się nad zieloną głową. Naraz to przebłysk olśnienia. - Renia??

Magini pacnęłaby się dłonią w czoło, ale się powstrzymała. Jako że alkohol nie miał nad nią takiej władzy jak nad zwykłym śmiertelnikiem, zachowywała się w miarę normalnie jak na kogoś, kto zatankował sporą część butli z wódką. Poza tym sama do orka zwracała się per Barbeque, więc ten odpłacał się jej tym samym.
- Nie, nazywam się Wasza Wysokość. - odgarnęła [obecnie] ciemne włosy . - Możecie się ewentualnie zwracać do mnie per Mistrzyni. - dodała po chwili
- Jasne, a ja Tańczę w "Jeziorze łabędzim". Przytul wujka Barbaka na dzień dobry.
- Wujaszeeek! - wbrew pozorom Magini chyba coś jednak jadała (np. dużo szpinaku popijając to alkoholem), bo o mały włos nie udusiła tym przytulaniem "wujka Barbaka". - Wujaszek przyniósł wódkę!? ^.^
- KrrrRAAKErS!
- Wujku, to chociaż zatańcz jeszcze "Jezioro Łabędzi" i "Giselle", i już nie będę marudzić!

Roger w tym czasie sprawdzał, czy “wujek Barbak” nie ma gdzieś ukrytych bonusów pod postacią krakersów i innych przysmaków. Widać, że to nie była zwyczajnie oswojona papuga; ona (a raczej on) była wręcz bezczelna.
- RRRRRRRrrrrrrrrrrrrrrrWaaaaaaaaaaaa Maaaaaaaaaaaććććććććććć - Ork podsumował zapędy papugi w kierunku jego zapasów. Odpędził ptaszysko pachnięciem dłoni. - Żartujesz sobie chyba. Widziałaś kiedyś mnie tańczącego w takiej szmirze?? Choć chyba Ci opowiadałem, jak pewnego dnia z pewnym pół-elfem (przez poprawność rasowa Barbak zdecydował się pominąć drugą połowę z mieszanki krwistej omawianej persony), odstawialiśmy balety na bagnach? Ponoć nawet mroczni bogowie się przerazili.....
Roger w samoobronie dziobnął Barbaka w palec i z wrzaskiem pofrunął w kierunku Magini, siadając jej na głowie. Magini po chwili przeniosła kolorowe ptaszysko na ramię.
- To faktycznie mogła być niebezpieczna szmira, skoro bogowie się przerazili - czarodziejka może trochę za dużo wypiła wódki, ale dla niej to praktycznie było standardem. - Ale bagna to kiepskie miejsca na balety...

- Wiesz jak to jest... czasem musisz tańczyć, jak Ci zagrają. Zresztą... Barbak machnął ręką. Nie istotne. Co tam u Ciebie? Coś marnie wyglądasz. Blada jesteś, chuda! Znowu się kiepsko odrzywiasz!!.
- Jak mi poskąpili wódki w szpitalu, to się dziwisz. Nawet piwa tam nie było.
- No tak... Zsiadłego mleka trza było się napić. Pomogło by. Ork podał kobiecie niewielką butelczynę wypełnioną białym płynem. Kokosowe. Nazywają to jakoś tak dziwnie. Malibuuuu...?? Ork położył nienaturalnie akcent na "u".

Ork zacnym kompanem był. Nie to co reszta zgrai, że bez jakiegoś podarunku dla Magini w odwdzięce, na “dzień dobry”. Wujek Barbak przyniósł Magini trunek!
- Malibu, malibuuuu! - uradowała się kobieta. Gdyby nie to, że się powstrzymała, z pewnością wypiłaby cały rum. - Przepyszne, Barbeque! Życieś mi uratował!
- Nie po raz pierwszy. Barbak puścił oko do konwersatorki. - To co tu robisz??
- Nadal to samo zlecenie robię. Ale ktoś mi wieprzowinę podłożył.
- To co zaczęło się od strzelania do Krakena z obsikanej armaty??
- Wszem i wobec. Później były dzikusy, mag w sukience w głębi dżungli, a teraz jesteśmy tu.
- Myślałem, że lubisz magów...
- Nie lubię konkurencyjnych magów. Bo to konkurencja, mogą mnie wyłączyć z gry.
- Nie... jeśli im połamiesz nadgarstki...
- W przypadku niektórych to nic nie da.
- Nie mają nadgarstków??
- Jedynym ratunkiem jest śmierć dla nich... - odrzekła to z jakimś dziwnym, złowrogim błyskiem w oczach... - Są tacy, co nie mają nadgarstków, radzą sobie bez tego.
- To musi być potworne. Szczególnie jeśli się jest facetem i nie ma się nadgarstków. Stwierdził poważnie, ork wykonując przy okazji nie poważny i obsceniczny zarazem ruch nadgarstkiem.
Zielony uśmiech wykwitł na facjatę.
- No, bo na przykład odciął mu drow, zjadł mu jakiś Roger albo smoczek... - wymieniała Magini, a papuga skrzeczała: - ROooaAAR!
- Dobra... Ork uniósł ręce w geście poddania. - Nie chcę wiedzieć więcej. Nie interesują mnie Twoje zabawy z drowami, magami i papugami.

- A odnośnie papug - to jest Roger - przedstawiła swojego pupila. Papuga zaskrzeczała i zaczęła gwizdać.
Ork kiwnął głową nie bardzo wiedząc jak należy przedstawić się papudze. - Emanuel też gdzieś się tu kręci. Dołączy pewnie potem. Masz na oku jakąś robotę... albo wakat w jakimś przedszkolu.
- Ostrzeż Mańka, żeby uważał na Rogera.
- Niech ten przerośnięty wróbel uważa lepiej na Rodrigesa... - Zielony uśmiechnął się. - Renia, żarty na bok. Kasa mi się kończy. A trzeba za coś pic i dziewki wszeteczne chędożyć. Praca mi potrzebna.
- A mi pieniążki na alkohol i inne dobra doczesne.
- To jesteśmy w podobnej sytuacji. Z moim intelektem i Twoją aparycją na pewno będzie łatwiej...
- Z moim intelektem i twoją aparycją też.
- Pozostańmy jednak przy Twojej aparycji... na zieloną jest zecydowanie mniejszy popyt.
- A mówili, że zielony uspokaja...
- Zasadniczo tak. TO jest uspokajacz Ork wskazał prawą pięść.
- I oszałamiacz.
- AAaaRK!
- Co znowu, Roger?
- RrrRRRrrA! - papug się napuszył. - SIEEESta, SeNIORrrRrRAA!

- Skąd wytrzasnęłaś tego kanarka??
- Z dżungli - odpowiedziała R..
Ork uśmiechnął się i zaczął nasłuchiwać krzyków z okolicy.
- Chyba robotę ktoś proponuje...
- Zobaczmy zatem, kto to taki. Ciekawe, ile nam kasy za to poobiecuje.
- Byle mi po tej linie nie kazał nigdzie włazić. kasa przyda się każda, nie wybrzydzaj. Malibu drogie, spirytus jeszcze droższy...
- No nie! To tym bardziej. Ale jestem personą z natury dużo wymagającą. Barbak, myślę, że pora na ponownie zawiązanie koalicji.
- Myślę, że to dobry pomysł. Nie wiem gdzie jest ta koalicja i dlaczego chcesz ją wiązać, ale jeśli dobrze płacą... nie ma problemu Ork mrugnął porozumiewawczo.
Magini miała lada moment wybuchnąć śmiechem, ale Roger dziabnął czarodziejkę w ucho.
- Au, Roger!!
- RrrAA! - papuga wydarła paszczę. Znaczy się dziób. Roger dostał pstryczka w dziób. - RRrrAa!RARARARA! - Roger zaczął zaciekle bić się z palcem Magini, który mu zadał taki cios w plecy... znaczy się w dziób.
- No dobra. Przedstaw mnie kolegom. bo widzę że tu jakaś zorganizowana grupa działa....
- Oczywiście!
Zwróciła się do zorganizowanej grupy przestępczej... to jest: do drużyny.
- Panie i panowie, ludzie i nieludzie, droga kompanio - język najwyraźniej Magini działał pełną parą. - To jest Barbak i będzie nas wspierać w podróży! Już - ostatnie słowo rzuciła do Barbaka i najzwyczajniej, najspokojniej w świecie... napiła się Malibuuuu.
 
Ryo jest offline