Wątek: Dawna Wiara
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2011, 12:58   #10
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Tym, co w tej chwili najbardziej przydałoby się Ludmile, oprócz - rzecz jasna - Dziebora całego i zdrowego oraz głowy Pękosława zatkniętej na włóczni - były usługi jakiejś mądrej i obznajomionej z ziołami starki. Wizja ożenku Ottona przytępiła jej przewidujący zazwyczaj umysł, i przed wyjazdem z Orzyca nie odwiedziła starej Jaruhy, by poprosić o maści i kordiały na swe dolegliwości. Uznała, że nie ma po co, miała przecież siedzieć w grodzisku przy ogniu, wysypiać się i nie nadwerężać. Naści ogień - lichy płomień pełgający z sykiem po mokrych gałęziach, naści sen - na mchu, z korzeniem pod głową, naści wypoczynek - tłucz się, babo, w siodle rzyć obcieraj, a słowa skargi nie rzeknij, bo ci zaraz zaczną wypominać, żeś doma mogła siedzieć.

Ludmiła z ulgą przyjęła krótki popas wśród poznaczonych tajemniczymi znakami drzew. W tej chwili mało ją obchodził wilkołak czy inne plugastwo, wolą dawnych bóstw do życia-nieżycia obudzone. Znaki na korze wyrżnięte też mało ją w tej chwili obchodziły. Ludmiła dostrzegła suche miejsce w plamie słońca, obrośnięty mchem korzeń dębu.


Udała się tam z godnością, acz pospiesznie, a słowa, które wymykały się mimochodem zza jej zaciśniętych z bólu ust z całą pewnością nie przystawały cnotliwej niewieście. Zasiadła Ludmiła pod olbrzymem dawnym bogom poświęconym, który pamiętał może czasy, gdy Chryst małym chłopcem był i więcej uwagi poświęcał zabawom dziecinnym niż zbawianiu świata. Zasiadła Ludmiła, o pień się oparła i przymknęła oczy. Suknie podwinęła lekko, acz nie za wysoko, ukazując słońcu i wojom potężne, grube w kostkach łydki.

- Trza nam ruszać - zauważył Wacław. Ludmiła niechętnie rozwarła powieki.
- Pani odpoczywa - warknął Bulan.
- Pani wstaje - odparowała Ludmiła mocnym głosem i faktycznie wstawać poczęła. - Źle nam stawać tu dłużej. Musi być, że tu uroczysko dawnym bogom poświęcone. Te znaki... - wskazała na najbliższe drzewa. - I ten dąb prastary. Dąbrowy to Welesa i Peruna miejsce. Nie nasze to sprawy. W drogę.

Już poklepywała dobrotliwie Jagódkę, by ta stała nieruchomo, gdy Ludmiła pocznie na siodło się gramolić, gdy gdzieś z gęstwy dobiegł płacz niemowlęcia. Ludmiła jedenaścioro dzieci odchowała i znała aż za dobrze ten dźwięk przenikliwy, przywodzący na myśl miauczenie kocięcia. Pani na Orzycu zamarła z wodzami w okaleczonej dłoni. Za jej plecami Bulan, który właśnie obierał brzozę z zaschniętego soku i chował bryłki do sakiewki, splunął na ziemię i wzniósł oczy pode niebo.

Rumiana i czerstwa twarz Ludmiły zasnuła się chorobliwą bladością. Tak, słyszała płacz niemowlęcy wielokrotnie, ciągnął się ten ryk przez prawie cały jej żywot... ale strzygi i upiory nader udatnie ten głos naśladowały, wodząc podróżnych na zatracenie, na śmierć w bagnie.

-Mała strzyga pewnie albo inne diablę - powiedział ktoś z tyłu- Jedźmy stąd jak najszybciej.

Ludmiła oddała wodze Piździmęce, zielonemu na licu ze strachu.
- A jakże, pewnie diablę, a może i smok, a może i Lucyfer z Belzebubem za dupami na ziemię wyskoczyli, pochlali się i drogi nazad do piekła szukają! - warknęła, nie przyznając się do własnych, jakże podobnych, obaw. - Iście chłopskie wasze strachy! Jak dać komuś po ryju, to pierwsi jesteście, a jak dziecko zasrane po pachy ryczy wniebogłosy, to tylko kurz się za wami wzbija na drodze, tak uciekacie!

Ludmiła mogła bez zmrużenia okiem palić osady. Nie mąciły jej nocnego odpoczynku wspomnienia zamęczonych na śmierć wrogów ani długiego rzędu wisielców, jakim od czasu do czasu dekorowała drogi wokół Orzyca. Jednak myśl, że miałaby zostawić głodne i zmarznięte bezbronne dziecko w głuszy, była dla niej nie do zniesienia. Może to i strzyga, ale jeśli nie? Myśl o nieszczęsnym malcu wyciągającym rączki do obojętnych prastarych drzew, zdzierającym gardło w krzyku, którego nikt nie posłuchał, obciążyłaby na długo kamieniem jej sumienie.

- Idę. Bulan, wytnij mi jaki kij, coś tam mokrawo między drzewami - rozkazała, gmerając na wozie ze spyżą. - Oto... - oznajmiła, wyciągając na wyprostowanej ręce sporawy bukłak - ... jest woda święcona, którą świątobliwy Bożydar przywiózł aże z Ziemi Świętej, gdzie Chryst się porodził. Wystarczy siłę diabelską tą wodą pokropić, a sczeźnie i do piekła wróci niechybnie - wepchnęła bukłak w ręce Wszebora. - Miejcie ufność w Bogu i w siłach własnych, a bezpieczni przejedziemy. Ruszajcie, zgonimy was.

Po czym wraz z Bulanem ruszyła pomału w gęstwę, skąd kwilenie dobiegało. Wszebor został z bukłakiem, co miał być ich tarczą w walce ze Złym. Już co poniektórzy strachliwi popatrywali na niego z nadzieją, jakby nagle w cały zastęp aniołów z nagła się odmienił. Nigdy w życiu nie słyszał o świętym Bożydarze, ale to był akurat najmniejszy kłopot.

Cudowna woda święcona podejrzanie zajeżdżała skwaśniałym piwskiem.
 
Asenat jest offline