Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2011, 18:55   #2
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się specjalnie. Pieniądze od przyszłego teścia były na wyczerpaniu, coraz mniej osób w sklepie, a to wszystko przez straganiarstwo. Nienawidził ich, po prostu nie cierpiał. Jedynie zielarzowi jakoś się powodziło, a to przez jego fach w końcu maść na zranienia czy na bóle zawsze się przyda, podobno miał nawet przystępne ceny. Jak by nie patrzeć, trzeba było coś zrobić, jednak to nie była sprawa na teraz.

Jego znajomy, nie był co prawda zbyt ludzki, ale był świetnie poinformowany, to właśnie ON zaproponował szlachcicowi interes z drwalem i ciemnym drewnem - Cóż, zawsze lepszy niż to co miał aktualnie. Na dodatek wydawało się to bezpieczne, główny szlak strzeżony przez wojsko Barcelony banał. Tak więc mężczyzna udał się w sprawie interesów do drwala.

Sama rozmowa przebiegła świetnie, można by rzec iż bardzo owocnie jutro miał wysłać do niego wóz i zgarnąć spore pieniądze co jakiś czas dziwił się iż drwal ma tak uroczą córkę jednak nie wychodził poza stan wychowania, i trzymał się umowy. Jednak powrót nie był tak szczęśliwy, kiedy wyskoczyły na niego gobliny, a On nie jest wojownikiem... Kiedy ten rzucił zdaniem, mężczyzna nie pozostawał dłużny...

- W nocy ? Spójrzcie moi dobrzy Państwo, człowiek ledwo co wystawił swe uszy poza kąt własnego domostwa, a już nastaję noc !

- Widzę że ładne słówka potrafisz prawić. Jak zjem twój mózg, z chęcią przejmę cześć twojego intelektu.


- Oh ! Intelektu ? Drogi Panie, jam jest prosty chłop, co jeno odchody krowie sprząta ! Toż to smród ! Niemalże bezlitosny jak i przepalający nozdrza ! - Dodał z uśmiechem

- W takim razie twój mózg dam moim przyjaciołom, ja sam zaś pożywię się twoim ciałem. Dalej bracia... - zakrzyknął.

- Hej, hej,hej ! - Dodał z krzykiem - Znam sposób, na którym moglibyście zyskać władze w Mieście ! Będziecie Królami ! Panami, monarchami jak i wielkimi powiernikami mojej wielkiej tajemnicy ! Ha-ha - złowieszczo się uśmiechnął - Gdyż to mnie dane jest przekazać wielką tajemnicę potęgi i boskości, istotą doskonałym, pięknym jak i inteligentnym !

Goblin wstrzymał towarzyszy, gestem ręki:
- Ta istota widać w lęku przed oberwaniem od nas, chce nas coś zdradzić. Mów pokrako, ale szybko!
- Otóż, znam sposób na wspaniały eliksir ! Zwany wywarem bogów ! - Dodał zachęcająco - Daje ona niezwykłą potęgę, ale zarazem sprawia iż dostrzegamy wrogów. Dlatego boję się iż jedynie jeden z was może otrzymać błogosławieństwo. Musi załatwić to pojedynek... Tylko zwycięzca może zostać bogiem ! I nieść godnie swój ród do potęgi jak i chwały ! Wiecznej chwały ! - Mówił niemal tak, jak sam by w to wierzył

Goblin rozejrzał się po kompanach, którzy nie w ząb rozumieli ludzką mowę. Jednego sieknął mieczem w szyję, drugi sparował atak i zaczęli się szermierka.

Mężczyzna przyglądał się walce dwóch stworków. Widocznie byli niezwykle zajęci. Po cichu podszedł do zmagających się goblinów, po czym rzucił w nich czar "Smoczy Oddech" Licząc iż osobnicy którzy znajdują się niezwykle blisko szlachcica, zostaną pochłonięci przez Ogień, zaraz po rzuceniu czaru, ruszył szybkim biegiem w stronę miasta, licząc że jeśli któryś z nich przeżyje nie zdołają go złapać.

Jeden goblin się podpalił i tańcząc, spłonął. Za to ten mądrzejszy rzucił się w piach i zgasł. Rzucił się za tobą biegiem, a był szybszy od Ciebie o wiele.

Mężczyzna zatrzymał się naglę !
- Oto stało się ! Spełniasz wszystkie warunki bycia bogiem ! Jesteś silny, szybki i zaradny ! O Panie ! Przyjmij mnie na swego oddanego ucznia ! A Ja zdradzę Ci receptę na niezwykle rzadką miksturę bogów ! - Powiedział oczami rozglądając się na boki

Goblin, który chyba Cię już przejrzał zwolnił, ale nie zatrzymał się. Z flanki usłyszałeś w dodatku jakiś zgrzyt metalu o metal.
I stało się. Nagle z boku wyskoczył uzbrojony Templariusz, ten który strzeże szlaków. Bez problemu rozpłatał stworka, uderzeniem miecza.
- Nie wie jogomość, że po zmroku niebezpiecznie w tych okolicach?

Pedro był niezwykle zaskoczony jak i zadowolony z biegu wydarzeń
- Oj dziękuję dobry Panie, niestety pieniądze zarabiają się i w nocy, a my ludzie prości musimy dbać o Siebie jak i innych... Toż to strata. Boję się że tych stworków może być tutaj więcej. - Powiedział, a twarz jego mogła wywołać uczucie smutku. - Jeszcze raz dziękuje, dobry Panie, ale Nic niemam by odwdzięczyć się za twe wspaniałe umiejętności ! Panie...? - Dodał zaciekawiony

- Nie przejmuj się mną młodzieńcze - w świetle księżyca zobaczyłeś, iż rycerz jest już trochę posiwiały - Ten goblin musiał być wyjątkowo głupi, skoro podszedł tak blisko miasta. Jestem Sir Esteban. Zakon płaci mi za ochronę rozdroży, więc zachowaj sobie swoje pieniądze.

- Tak więc widzę iż nasze podatki są dobrze rozkładane Sir. - Dodał z uśmiechem, poprawiając gest dworskim ukłonem - Dziś uratowałeś dobry Panie Pedro Alexander Arturo la Fredle de Patrin. Tak więc zapraszam Panie, do mojego sklepu, postaram się coś zdobyć dla bohatera, oraz naturalnie na zakupy ! Mam najprzedniejsze towary w całej Barcelonie. - Dodał z wyraźną zachętą - Twoja żona, dziecko każdy znajdzie tam coś dla Siebie !

- Kawalerem jestem, mości szlachcicu. Śluby czystości złożyłem, ale jedno bym przyjął z radością. Jakąś porządną, maść rozgrzewającą, na moje stare ciało.

- Maść powiadasz Panie... - Zamyślił się chwilę - Nie winno być problemu dobry Panie ! Znachor, mój konkurent coś takiego mieć powinien ! - Dodał uradowany - Sprowadzę dla Dobrego Pana, taką maść ! Naturalnie prezent to będzie, więc wszelkie koszta pokryję osobiście ! - Dodał szybko - Jeno nie wiem, od której to godziny ten zielarz, sklep otwarty ma, nawet jeśli go nie zastam, sprowadzę najlepsze maści z najdalszych zakątków ! Tak oto rzecze ! - Dodał na znak przysięgi

- Dziękuję, dziękuję - zawołał uradowany - Rano dopiero posterunek opuścić będę mógł, to też zawitam do Pana sklepu z chęcią obejrzeć asortyment. Czy to ten na wschód od bramy?

Pedro niemalże podskoczył z radości
- Ależ tak Dobry Panie ! Toż to moje dziedzictwo, wraz z Ojcem wiele lat pracowaliśmy ku zadowolenia naszej dobrej renomy jak i dobra naszych klientów ! Zapraszam zapraszam ! - Dodał ponownie - Tak więc, będę z utęsknieniem oczekiwał Pana, jednak zastrzegam że jeśli nasz dobry zielarz nie będzie mieć na składzie towaru, to sprowadzenie może potrwać kilka dni ! Ale to nie winien być problem, jeśli dobry z niego sprzedawca, asortyment powinien mieć, prawda ? - Dodał, by w razie czego zielarz stracił renomę w mieście

- A więc idź z Bogiem drogie dziecko. Niech Ci się dobrze wiedzie i unikaj lasów o zmroku
Szlachcic pochylił się nisko, po czym szybkim krokiem ruszył w stronę miasta. Już był blisko, jak wspominał rycerz. Marsz przyśpieszała na dodatek świadomość tego, że musi zdążyć na targ - Tyle problemów, Tyle problemów - dodawał po drodze. Obraz otoczenia mógł napawać niepewnością, zaraz po minięciu małego mostu, po stronie mógł ujrzeć wiele namiotów. Były tam zbrojne wojska Saladyna. Jednak nie zastanawiając się dłużej udał się w dalszą drogę. Straż przed bramą znała go, dlatego też nie roblili mu problemów, jedynie spojrzeli nieprzychylną miną. Pedro niemal biegiem podbiegł do pierwszego straganu na targowisku
- Witam drogą sprzedawczynie... Posiada może Pani, maść ? Jakąś na ciało, coś ocieplające... Rozumie Pani ?
- Aaa... Tak, mam takie coś tu, mam... - wskazała na dziwny pojemniczek z żółtym mazidłem - Rozgrzewa, jak diaboł.
- Wspaniale ! Ale czy kojarzy Pani, Sir Estebana ? Męskiego Obrońce pokrzywdzonych ! Obrońce kupców jak i bohatera ? - Dodał stanowczo
- To ten staruch co za miastem sterczy? - zaskrzeczała -Ta, wim który to
Pedro nieprzychylnie zerknął na kobietę
- Otóż zbieram dary, dla tego wspaniałego człowieka, czy nie mogła By Pani podarować mi tej maści. Pani mnie zna, a skoro kogoś JA polecam, to dobrze Pani wie, że ten człowiek musi być niezwykłą osobą ! Właśnie mnie strasznie obrabowano, ale mimo wszystko chce nagrodzić to mojemu wybawcy... - Dodał smutny
- Och, bidaczku... Mówisz że to dla tego starszego Templariusza... A weź ją sobie, mam jeszcze zapas na wozie. Ale jak się go zapytam i powie że nic takiego nie otrzymał, niech Cię ręka boska broni!
- A niech Panią błogosławi ! Przedstawię Panią w gildii Kupieckiej w samych Superlatywach ! Niemalże Aniołowie zesłali mi Panią !
Pedro uchylił głowę na znak podzięki, po czym natychmiast opuścił kobietę, udając się dalej. Do kolejnego straganu, postawionego tak, by kobieta straciła go z oczu
- Witaj mości kupcze, czym handlujesz ? - Zapytał szybko
- Wyroby skórzane, pierwszego sortu! - zakrzyknął - Buty, pancerze, pasy, czapki
- Dobry kupcze, kojarzysz może bohatera naszych czasów ? Potężnego Sir Estebana ? - Dodał z powagą na ustach.
- A tak, uczciwy chłop. Kapok niedawno u mnie nabył, zimno podobno pod zbroją w nocy mu było.
Pedro wyraźnie usatysfakcjonowawszy się po usłyszeniu odpowiedzi dodał
- Bohater ten, uratował mnie, broni nas biednych kupców ! Czyż to nie przykład wspaniałego człowieka ? Czyż nie zechciałbyś Panie, przekazać czegoś temu szlachetnemu człowiekowi ? Aby mógł nas bronić tak skutecznie, przez kolejne lata !
- Przecież chłop wszystko co chce, od Sir Aurika dostaje, z Dzielnicy Świątynnej, to po co miałbym mu coś dawać jeszcze? A że broni, to taki rozkaz ma. Idź Pan szukaj naiwniaków gdzie indziej - i całkowicie Cię zignorował, zajmując się wciskiem zbroi jakiemuś klientowi, stojącemu obok Ciebie, zachwalając wszystkie zalety skórzanego okrycia.
Wyraźnie zawiedziony Pedro dodał
- Ludzie, co wy kupujecie ? Od tak podrzędnego kupca ? Przecie On nawet nie chcę wesprzeć templariuszy, mam nawet podejrzenie iż On jest niewierzącym... Chcecie mieć drodzy ludzie, problemy później z inkwizycją ? Że handlujecie z bezbożnikami ? Ha. Życzę Państwu miłego i pogodnego dnia. I zapraszam do mojego osławionego sklepu.
Dodał, odchodząc, widocznie zawiedziony
- Ty chędożony sylwanie z matki dziwki - zakrzyknął za tobą, rozzłoszczony kupiec, patrzący na zostawiających go klientów.
- Panie, obraza szlachcica, dalej jest karalna... Ale znaj moją łaskę... I nie poinformuję władz o twoim... Wybryku. - Dodał z uśmiechem, kiwając mu drugą ręką
- Jeśli interesują Cię jeszcze interesy, przyjdź jutro do mojego sklepu... Jutro Rano... - Dodał bez emocji
Kupiec zaszemrał coś pod nosem i splunął sobie pod nogi.

Po dzisiejszym dniu, nic więcej nie można się spodziewać, więc Pedro zasiadł na wygodnym fotelu, po czym wziął kawałek papieru i pióro po czym zaczął pisać

Do księżnej Juliany de Trantel la Quner da Patrivental, Pani Brest, Pałace książęce, Francja

Droga Matko, wiem że nie utrzymaliśmy należytych kontaktów ale to nie moja wina
Na wszystko wpłynął Ojciec, tak więc starałem spełnić się jako dobry syn, więc musiałem
dbać o jego nakazy. Teraz jednak po jego śmierci, wszystko się zmieniło, a Ja nadal jestem
samotny. Nie mam nikogo, nie mam z kim dzielić radości, komu zwierzyć się z problemów
czy też po prostu porozmawiać. Życie dla mnie nie jest łaskawe, sklep Ojca podupada, Ja sam
nie radzę sobie ze wszystkim... Mógłbym rzec iż się wypalam. Dobrze wiem dlaczego oddałaś
mnie pod Opiekę Ojca, ale zapewniam Cię, panuje nad tym... Teraz jest, inaczej.
Przynajmniej stram się by tak było. Zaręczyłem się z córką hrabiego, więc być może teraz
uznacie mnie za godnego... Chciałem was zaprosić na uroczystość... I przekazać Pozdrowienia


Twój Syn
Pedro Alexander Arturo la Fredle de Patrin


Po napisaniu listu, przesiedział jeszcze chwile, wpatrując się w zgaszony komin, chwilę później wstał by go rozpalić....
 
Cao Cao jest offline