Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2011, 20:26   #3
louis
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Habibi „Goblin”
Widział morze po raz trzeci w życiu, a już je polubił. Ponieważ sądził, że gobliny nie umieją pływać. Przynajmniej nigdy żadnego pływającego nie widział. Młody mężczyzna przyglądał się też ciekawie hiszpańskim statkom, ale ocenił je jako bezużyteczne w jego kraju. Nie było tam tak dużo wody, żeby był sens budować porządne statki.
Arab słuchał Abdula jednym uchem. Jakoś nie miał chęci zostania rycerzem Saladyna. Zawsze wolał tę „brudniejszą” część roboty. Dopiero, gdy ten wspomniał o potrzebie udania się do tawerny, młody złodziej się ożywił.
- Z chęcią, pozwiedzam przy okazji miasto! – odpowiedział entuzjastycznie. Wsadził wręczoną mu tubę z listem pod pachę i udał się do miasta. Gdy przechodził przez bramę, poczuł dreszcz i miał przeczucie że zaraz capnie go strażnik i zapyta miłym głosem „A ty gdzie się wybierasz, złodzieju?”. Na szczęście, nic takiego się nie stało. Złodziej przeszedł do Dzielnicy Bram i rozglądnął się zachwycony. Opanował jednak przemożną chęć obrabowania wszystkich straganów, gdy tylko zobaczył strażników. Było ich..no, po prostu byli. W arabskich miastach zazwyczaj wierzono w uczciwość przechodniów albo sprzedawca sam pilnował swoich rzeczy. Tutaj, z kolei, młody Arab mógł cieszyć oczy tymi wszystkimi bogactwami, ale z kolei czuł na plecach spojrzenia strażników. Coś za coś.
Habibi zapytał grzecznie jakiegoś sprzedawcę o drogę do Dzielnicy Portowej. Ten tylko machnął ręką w jej kierunku. „Chamski naród..” – mruknął Arab i na pożegnanie zwinął kupcowi jabłko ze straganu. Oczywiście, ten obrzucił go wyzwiskami i już chciał obić, ale złodziej zwiewał już, omal nie gubiąc rulonu z listem.
Arab zatrzymał się dopiero w Dzielnicy Portowej. Zasapał się strasznie, a powietrze śmierdziało tak okropnie, że niemal przestał oddychać. W końcu się przemógł, podniósł wzrok i zobaczył dwóch rzezimieszków. Najwyraźniej chcących go obrabować.
- Wyskakuj ze złota! – usłyszał. Habibi wrednie się uśmiechnął i spojrzał na nich. Uzbrojony nie był, ale pewny siebie – o tak. „Miecz i pięści..nawet nie warto mordy obić.” – żachnął się w myślach i rzucił się na tego z mieczem. Błyskawicznym ruchem kopnął go w krocze i wytrącił oręż z ręki, żeby już mu nie przeszkadzał. Nie chciał go w końcu zbytnio zniechęcać do tak szlachetnego fachu, jakim jest rabowanie.
Drugiego rabusia podciął, a gdy ten runął na ziemię zdzielił go dodatkowo rulonem z listem w łeb. Rulon okazał się wytrzymalszy niż sądził – Arab dopiero teraz zauważył, że jest zrobiony z kości. Bandycie było wszystko jedno, czym dostał. Habibi nie upewniał się, czy wyrządził im poważniejsze szkody - puścił się biegiem jak najdalej od tamtego miejsca. W końcu zmęczył się i przystanął. Wgryzł się w ukradzione jabłko i rozglądnął wokół.
Ta Dzielnica mu się już nie podobała. „Smród, kiła, i bandyci.” – stwierdził po arabsku, kierując się w stronę miejsca, gdzie było najwięcej zataczających się ludzi. Mniemał, że w okolicy znajdzie tawernę, gdzie niewierni zalewają się alkoholem i wyśpiewują sprośne piosenki. Już wchodząc do tego grzesznego (dla jego wiary) przybytku zastanawiał się, co Templariusz tam robi. Najwidoczniej obrońcy wiary chrześcijańskiej mogli sobie na to pozwolić..
 
louis jest offline