Alberto myślał, że bandyci, dzięki którym jeszcze żyje, będą podobni do Szczurów. Mylił się. Szczury były bandą, którą łączyła przyjaźń. Szczury mogły na sobie polegać. Panowała zasada “jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego”. Każdy mógł wyrazić swoje zdanie i być pewien, że zostanie wysłuchany. Słowem: Szczury były przyjaciółmi. Bandę, w której się obecnie znajdował połączyło tylko jedno: żądza zysku. Młodą uratowali tylko dlatego, że była ich przywódcą. Warto nadmienić, że została nim zabijając poprzedniego przywódcę.
W każdym razie: Alberto znajdował się teraz z nimi i nie mógł pójść nigdzie indziej. Po efektownej ucieczce pojechali do jednej z licznych kryjówek bandytów, okazała się nią jaskinia ukryta za wodospadem. W środku panował niewymowny bałagan: łupy walały się wszędzie, a cała jaskinia robiła raczej za magazyn niż kryjówkę. Dwa dni odpoczywali, a Alberto poznawał swych nowych towarzyszy. Poza Młodą w bandzie żyła jeszcze jedna kobieta: Moni. Nie było tajemnicą, że te dwie darzą się symaptią. A sympatia ta znajduje ujście najczęściej w nocy. Mężczyźni tolerowali to - nie mieli wyjścia. Owymi mężczyznami byli Eryk i Elias. Ten pierwszy był małomównym złodziejem, specjalistą od pułapek i zamków. Drugi miał przeszłość górnika i był bardzo umięśniony.
Po dwóch dniach Młoda zarządziła wyjazd. Ich celem była gildia łowców niewolników. Byli to zwykli chłopi, więc dla piątki doświadczonych wojowników nie powinni stanowić problemu. Wyruszyli o zmroku. Na miejscu Młoda ujawniła swój talent łuczniczy, zabijając dwóch strażników. Za nimi znajdował się tunel prowadzący w głąb ziemii. Elias, jakoże jedyny był uzbrojony w tarcze ruszył pierwszy. Wkrótce dotarli do do dużego pomieszczenia, w którym znajdowało się kilku łowców. Bandyci ruszyli na nich. Przeciwnicy nie byli przygotowani, zanim w ogóle dotknęli broni zgniło pięcioro. Reszta zginęła kilka sekund później. Niestety w zamęcie jeden zdołał uciec. Wiedzieli, że nie zdołają go dogonić, strach dodał mu skrzydeł, a tunel za bardzo sie wił, by dosięgnąć go strzałą czy czarem. Postanowili postawić na obronę, korytarz był dosyć ciasny, Elias i Alberto stanęli w pierwszej lini. Wkrótce usłyszeli kroki. Biegłął ku nim cały tłum ludzi. Przez kilka minut trzymali się dzielnie. Dzielnie odbijali prymitywne ataki, sami zabijając sporo łowców. Jednak, gdy Młodej i Moni skończyły się strzały, ataki przybrały na sile. Jeden z łowców zdołał zniszczyć drewniną tarczę Eliasa i obejść jego obronę. Cięcie w szyję stworzyło istną fontannę krwii. Wtedy łowcy wpadli do pomieszczenia. Alberto zobaczył jak Moni pada, usłyszał wrzask Młodej, ale sam musiał pokonać dwójkę łowców. Jednemu odciął dłoń i wykończył cięciem przez tors. drugi sparował kilka uderzeń, jednak i on nie mógł się równać Alberto. Mimo to pozostał tylko on, Młoda i Eryk na kilkudzięsciu łowców.
~ Będzie ciężko.~ pomyślał Alberto de Castro Neves |