Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 22:06   #7
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Delta & Cao Cao (part 1)


Gdy przyszli do niego, był już na nogach od kilku godzin, przygotowując nową porcję specyfików do wystawienia. W niewielkim pomieszczeniu, zastawionym po brzegi najróżniejszymi słoiczkami i wszelkiej maści drewnianymi pojemnikami, służących do przechowywania co rzadszych składników, rozchodził się zapach ziół i kwiatów; ciężka woń cynamonu mieszała się tu z silnym zapachem rumianku i delikatnym goździków, stopniowo wypieranym przez zapach aloesu; na półkach można było dostrzec pokrojone łodyżki krwawnika pospolitego, złote kwiatki aspalatu, a nawet aromatyczną i uspokajającą melisę, rozwieszoną pod sufitem na sznurkach, wśród sobie podobnych roślin. Sklepik Thane’a był ostoją wśród smrodu ulicy i rynsztoka, oazą na pustyni brudu. A przynajmniej tak lubił go sobie określać w duchu, w chwilach, gdy nachodziło go na rozmyślania.
Nie okazał zdziwienia na wizytę Inkwizytora i Templariusza, witając ich z szacunkiem i zapraszając w swoje progi. Ich powody przybycia, które wyjawili chwilę później, z początku wprawiły go w oszołomienie, sprawiając, że na usta zaczęła cisnąć mu się lawina pytań, którą jednak prędko powstrzymał jego wrodzony sceptycyzm i opanowanie. Czy to mogła być prawda? Słowa wieszczki, jakoby mogła odnaleźć prawowitego potomka Ryszarda, były niczym nagłe pojawienie się świecy w środku ciemności, po których błąkał się bez skutku od wielu lat. Ale mogły być też ułudą, odbitym blaskiem księżyca na kłach bestii, przyczajonej w mroku, łudząco podobnym do światła wskazującego drogę. Bo ilu to ostatnimi czasy było fałszywych proroków? Ilu więźniów Świętego Oficjum plotło co im ślina na język przyniesie, byleby tylko ulżyć sobie w cierpieniu i spróbować wykupić wolność?
Z drugiej jednak strony…
Bez ociągania się spakował najważniejsze rzeczy i zamknął swój sklep, podczas gdy Inkwizytor i Templariusz czekali na zewnątrz. Nie spieszył się, bo wiedział, że wszystko powinien teraz załatwić na spokojnie, wręcz na chłodno; poprawił habit, naciągając kaptur głębiej na głowę, musnął palcami skórzaną opaskę na oku i krzyżyk wiszący na piersi. Wyszedł na zewnątrz tuż przed granicą, gdy obaj mężczyźni mogli zacząć się niecierpliwić i kiwnął głową, pokazując że już jest gotowy.

Miał zaledwie 24 lata i był młody – chociaż stary duchem, jak sobie żartował w rzadkich chwilach – ale wciąż miał problemy z dotrzymaniem kroku swoim przewodnikom. Szybko znaleźli się pod Lochami Inkwizycji, przekraczając wrota, które dla większości były drogą w tylko jedną stronę.
Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, Thane nie bał się, przekraczając łuk bramy więzienia. Był nieco spięty, to fakt, ale nie z powodu trwogi o własne życie. Przemknęło mu przez głowę, że to wszystko może być sprytnym podstępem mającym na celu zwabienie go prosto do celi i zamknięcie go w niej w celach późniejszych przesłuchań, ale odrzucił ten pomysł równie prędko co się pojawił. Inkwizycja nie była aż tak subtelna, nie kiedy chodziło o zwykłych mieszkańców Barcelony. Gdyby nadeszła jego kolej, grupa zakutych rycerzy zwyczajnie wparowałaby do jego sklepiku i zaciągnęła go do Lochów siłą. Dlatego też szedł pewnym krokiem, prowadzony przez swoich towarzyszy prosto do więzienia wieszczki.


Wnętrze lochów zrobiło na nim wrażenie, ale nie takie jakie się spodziewał. Czy to był kolejny znak jego degeneracji? Jeden z pierwszych kroków do pełnej symbiozy? Krzyki i błagania, które niosły się kamiennymi korytarzami, szaleńcze mamrotania z sąsiednich cel i wrzaski bólu z odległych sal tortur, nie wywoływały w nim nic ponad niechęć do właścicieli tego przybytku. Jego cel i wiara w to co robi przesłaniały nawet nienawiść, która powinna zakiełkować od razu po zstąpieniu do tego piekła, zastąpioną chłodną kalkulacją.
I tak nic nie mógł z tym zrobić, a dla tych biedaków nie było ratunku.

Gdy w końcu dotarli do wieszczki, wysłuchał jej słów w milczeniu, nie odzywając się jeszcze przez długi czas po tym, gdy straciła przytomność, kontemplując jej przepowiednię. Nie pozwolił sobie na nadmierne podniecenie, starając się przyjrzeć całemu przekazowi z odpowiednią dawką dystansu. Wybrańcy, odosobnienie, biała kołdra… Czyżby choroba? Śnieg? Północ? Odsunął na razie myśli dotyczące Potomka, skupiając się na pozostałych elementach przepowiedni.
Słowa Inkwizytora niemal zignorował, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że ten coś powiedział.
Naturalnie, że nie miał wyboru. Nawet bez tej mało subtelnej groźby z ust rycerza, zdawał sobie z tego sprawę.
- Na jakie wsparcie z waszej strony mogą liczyć? – zapytał po chwili milczenia, przyglądając się nieprzytomnej wieszczce. Nie pozwolił podnieceniu wziąć górę.
- Możemy Ci powiedzieć, gdzie można znaleźć prawdopodobnie pierwszych dwóch ludzi. Oni będę na początku twoim wsparciem. Może Cię również wyposażyć oraz pobłogosławić - odpowiedział Inkwizytor. Templariusz milczał przez cały czas.
Thane zmarszczył brwi.
- Nie będę potrzebował wyposażenia, ale chętnie dowiem się o tych dwóch.
- Jak mówiła, jeden z nich to prawdopodobnie jeden z giermków Zakonu Sladyna, którzy rozbili obóz za murami, na wybrzeżu. Drugi, ten sklepem nazwany, to prawdopodobnie twój konkurent, ma sklep na wschód od bramy.
Zakonnik skinął głową, przez chwilę rozmyślając i analizując ponownie wszystkie słowa wieszczki.
- Wątpię, żeby arabski giermek przyznał się przed kimś takim jak ja do złodziejstwa – zaczął w końcu. „Lepkie ręce” nie mogły odnosić się do niczego innego. Chyba, że miłośnika miodu. – Czy jest szansa, żeby wasi ludzie zostali uprzedzeni, że mogę ich wypytywać o wszystkich złodziei z krwi Saladyna, których mogli widzieć na gorącym uczynku?
- Poinformowana jest straż miejska oraz Templariusze. Inkwizytorzy rzadko kiedy pałętają się po Dzielnicy Bram, ale jeden jest na pewno w Dzielnicy Portowej, głosząc słowo Boże - tutaj wtrącił się Templariusz - Ma Templariusza dla ochrony, który jest wtajemniczony. W razie problemów, powołaj się na Brata Piotra.
- W porządkuThane skinął głową ponownie, po czym zawahał się. – Jednakże… inni mogą nie być tak optymistycznie nastawieni do współpracy i wspólnych poszukiwań jak ja. Muszę wiedzieć czy w mojej gestii leży cokolwiek co mogę im zaproponować.
- Wiedzieliśmy, że o to zapytasz, dla tego wraz z Inkwizycją zebraliśmy to – Templariusz odpiął od pasa solidną sakiewkę, wręczając ją Thane’owi. – Niewiele, ale powinno ich skłonić do współpracy. Jeżeli nie skuszą się na złoto możesz zaproponować ułaskawienie czy chociażby mieszkanie w dzielnicy świątynnej.
Thane przyjął mieszek z zakłopotaniem, ważąc go w dłoni. Musiało być w nim co najmniej pięćset sztuk złota, jeśli nie więcej. Nie był przyzwyczajony do takich kwot, szczególnie darowanych i niezbyt dobrze czuł się ze świadomością posiadania takiej ilości złota. Nawet na przechowanie.
- Zrobię co w mojej mocy – powiedział po chwili. – Chociaż może się okazać, że będę potrzebował jakiś dokument, gdyby któryś z „Wybranych” nie chciał uwierzyć w me słowa. Ale nie chcę zakładać na przyszłość – pokręcił głową, bardziej do własnych myśli, niż do rycerzy.
- Znajdę wszystkich. Fata viam invenient – odezwał się w końcu, spoglądając z powrotem na obydwu mężczyzn. – A potem znajdziemy Potomka.
Templariusz w milczeniu, wyciągnął zwój zza pasa.
- To dekret Wielkiego Inkwizytora oraz Komtura Zakonu. Są na nich nasze pieczęci. Powinno wystarczyć, ale nie każdy może być przychylnie na nią nastawiony. Wiemy, że Inkwizycja oraz Templariusze mają wielu wrogów na tym świecie. Podejrzewamy również, że jeden z "Wybranych" o którym mówiła, to uciekinier. Uciekł ze szubienicy jakiś czas temu. Choć sporo ludzi ma pobliźnione twarze. Jeżeli żyje, to powinien być z banda rabusiów z lasów Barcelońskich. Ale to nie jest tak mocno sprawdzona informacja.
Banita, zwierzoczłek, kupiec, złodziej, topór i zakonnik. Thane niemal roześmiał się na głos, gdy dotarło do niego jak ironicznie mogą się potoczyć niektóre losy. Oto drużyna Wybranych, od których mają zależeć losy Barcelony.
A może nawet i Dzierżycieli, jeżeli wszystko zostanie odpowiednio rozegrane.
- Będę postępował z tym rozważnie – odpowiedział spokojnie, biorąc manuskrypt do rąk i chowając go za połami habitu. – To wszystko czego potrzebuję na razie. Gdybym jednak chciał się z wami skontaktować… - Pozwolił niedokończonemu pytaniu zawisnąć w powietrzu.
- Wtedy skorzystaj z rozsianych po kontynencie kamieni teleportacyjnych, choć ostatnio potrafią znosić z kursu... - powiedział Inkwizytor - I przyjdź do nas.
Tak wyglądał koniec rozmowy. Rycerze odprowadzili go do wyjścia z Lochów, chociaż z trudem przypominał sobie całą drogę; jego myśli krążyły chaotycznie po głowie, przyswajając i analizując zasłyszane przed chwilą wieści. Wyglądało na to, że wszystko zaczyna się spełniać, biec takim torem o jakim marzył.
Kolejne kawałki układanki wskakiwały na swoje miejsca, gdy przemierzali kamienne korytarze i mijali cele pachnące śmiercią. Zgodnie ze słowami wieszczki, najpierw musiał odnaleźć Wybrańców, co było rozsądnym krokiem – podejrzewał, że wiedza dotycząca elementów przepowiedni będzie rozbita pomiędzy nich i tylko razem może zostać złączona w całość. „Dobry sklep” będzie odnaleźć najłatwiej, i to od niego powinien zacząć. Potem złodziej Saladyna – strażnicy z pewnością mogą pamiętać jakieś podejrzane osoby arabskiej krwi, które kręciły się tam gdzie nie powinny. Następnie banita… Ale co ze Zwierzoczłekiem i Toporem?
Fata viam invenient.
Przeznaczenie znajdzie drogę.


***


Po opuszczeniu Lochów kręcił się po mieście przez kilka godzin, układając sobie w głowie wszystko to co usłyszał do tej pory. Zakupił na targu pięć nowych sakiewek i tubus z czystym pergaminem. Po powrocie do swojego sklepu wywiesił na drzwiach symbol oznaczający zamknięcie (dla wszystkich niepiśmiennych ludzi) i rozpoczął przeliczanie, oraz przesypywanie pieniędzy do poszczególnych woreczków. Cztery z nich – każdy wypełniony stoma sztukami złota – schował wśród swoich rzeczy, upewniając się, żeby taki majątek nie dostał się w niepowołane ręce, a piątą przypasał do boku. Podobnie uczynił z manuskryptem od Inkwizytora, wsuwając go jednak pomiędzy karty czystych pergaminów, schowanych w tubie, na wypadek, gdyby nie chciał, żeby ktoś go odnalazł. Dopiero po podjęciu wszystkich środków ostrożności mógł odnaleźć pierwszego z „Wybranych”, mając nadzieję, że wieszczka się nie pomyliła.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 04-07-2011 o 22:08. Powód: Bo mi się nie zmieściło w jednym ._.
Delta jest offline