Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2011, 22:07   #8
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Delta & Cao Cao (part 2)

Opuścił swój dom, niespiesznym krokiem zmierzając w stronę sklepu położonego przy wschodniej bramie. Nie odstraszył go brak klientów, na który ten najwyraźniej cierpiał, ani brak samego kupca gdzieś w pobliżu. Zbliżył się do drzwi i uniósł rękę, chwilę się wahając, by w końcu zapukać kilka razy.




- Jeśliś klient to możesz wejść! Ostrzegam jednak od razu, nie mam nic na zbyciu, nie mam nic za darmo, jak i nie wspieram żadnych fundacji ku pomocy odzyskania drzew które to Hiszpania straciła przez budowę swojej floty...
Pedro ciężko podniósł się z fotela, po czym podszedł do lady.
- Zapewniam, że nie przyszedłem w sprawie żadnej z tych rzeczy – odparł Thane, wchodząc do środka i uśmiechając się do handlarza. – Nie mieliśmy jeszcze przyjemności poznać się osobiście, ale można powiedzieć, że jestem pana sąsiadem po fachu. Prowadzę sklep zielarski, kilka budynków dalej.
- Pan... Znachor tak ? - odpowiedział handlarz, drapiąc się po poliku. Był średniej wysokości mężczyzną, bardzo szczupłym, o średniej długości ciemnych włosach, lekkim zaroście i niebieskich oczach. - Cóż, mógłbym rzec iż robi mi Pan konkurencje, tak mógłbym powiększyć asortyment mojego sklepu o zioła, zatrudnić jakiegoś medyka i... - Zatrzymał się w słowie - Tak swoją drogą, w czym mogę Panu pomóc ? Panie...
- Thane. Thane Blythe, chociaż nie pamiętam kiedy ostatnim razem używałem tego nazwiska. – Zakonnik pozwolił sobie na dłuższe rzucenie okiem na towary, które mężczyzna oferował. W porównaniu z jego sklepikiem, ten wydawał się całkowicie egzotyczny, pełen przedmiotów, o których Thane nierzadko nawet nie słyszał.
Na jego słowa potaknął głową.
- Znachor, tak. Można tak powiedzieć – potwierdził. – Chociaż przyznam, że konkurencja niezamierzona. Rzeczywiście już tylko ziół tu panu brakuje, sądząc po ilości pozostałych towarów – dodał z oszczędnym uśmiechem. – Ale przychodzę w dobrej wierze i z zaproszeniem. Zastanawiałem się czy nie skorzystałby pan i nie zajrzał do mnie na herbatę, byśmy mogli spokojnie tam porozmawiać. A pan obejrzałby od podszewki konkurencję.
Chociaż zakonnik dodał to poważnym tonem, ostatnie naturalnie było żartem.
-Co mi szkodzi - odpowiedział szybko Pedro, tym razem na jego ustach pojawił się lekki uśmiech - Ale teraz to Ja mam dla Pana propozycję, ale wpierw powinienem się przedstawić - Pedro Alexander Arturo la Fredle de Patrin - Po skończeniu uchylił głowę. - Co do propozycji, może napije się Pan jakiegoś trunku ? Mam świetne wino z Francji, a nareszcie może uda mi się zrobić jakiś interes... A mówię to Panu dlatego, iż to nie Pana dziedzina, więc wątpię by Pan ukradł mi biznes - dodał z szerokim uśmiechem, sięgając po kieliszki. - Naturalnie nie przyjmę odmowy... Jak to mówią, przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej, ale żeby się napić niema żadnej wzmianki, prawda ?
- Prawa. A co więcej: „vinum verba ministrat”, co jest w sam raz na rozmowę. „Wino dostarcza słów” – odwdzięczył się przysłowiem zakonnik, odwzajemniając oszczędny ukłon po przedstawieniu mężczyzny. Z wdzięcznością przyjął kieliszek, szukając jakiegoś miejsca, gdzie mogliby zasiąść. – Dlatego też nie odmówię odrobiny, szczególnie gdy odmowa tak niewskazana. Cóż to za interes, jeśli moja ciekawość nie urazi?
Mężczyzna szybkim gestem wskazał miejsce do spoczynku, były to arabskie meble, przyozdobione ogromną liczbą wręcz harmonijną kolorów, na kanapie spoczywały także ogromne okrągłe poduchy
- To sprowadził Ojciec, nawet nie wiem dokładnie kiedy, ale wiem że szkoda mi tego się pozbyć. Mimo iż na wschodzie panuję istna dzicz, to jednak meble mają niesamowite - dodał spoglądając nań. Z jednej z półek sięgnął już nieco podkurzałą butelkę wina. - Ciekawe który to był rocznik... Nie ważne, ważne że będzie smaczne ! - powiedział do siebie.
- Ten świat jest dziwny, nieprawda ? Żyjemy koło siebie, a dopiero teraz się spotykamy... - dodał podchodząc z butelką.
- Dziwniejszy niż mógłby Pan przypuszczać. Chociaż być może nie w tej kwestii. Przybyłem do Barcelony dopiero niedawno, jeszcze nie minął miesiąc odkąd się wprowadziłem – odparł Thane, przysiadając na jednym ze wskazanych fotel. Uczynił to niemal z ostrożnością, jakby nie chciał uszkodzić cennego mebla; życie w klasztorze nie przyzwyczaiło go do luksusów, chociaż potrafił docenić kunszt artysty, który go wykonał.
- Dużo Pan podróżuje, jak widzę – dodał z wahaniem, uśmiechając się pytająco. – Pewnie wiele Pan widział i jeszcze więcej słyszał. Pana ojciec również zajmuje się handlem?
Pedro posmutniał.
- Mój Ojciec, tak, też był handlowcem. To głównie z nim podróżowałem i zwiedzałem wspaniałe miejsca. Czy usłyszałem wiele ? To już zależy co Pana interesuję, albowiem ludzie różnie oceniają przydatne słowa, prawda ? - dodał z uśmiechem, otwierając wino, kiedy wreszcie dokonał tego, rozlał po równo w kielichach. - Jednak trzeba poznać umiar, nadal miałem marzenie, by iść przed siebie, zostawiając wszystko za sobą, jednak tak się nieda żyć, przynajmniej mnie nie stać - dodał z uśmiechem - Co do zaś interesu. Chodzi o transport drewna, podobno przydatne... Jak mu było... Eduardo, chyba tak... Ale nie jestem w stanie zagwarantować czy tak zwie się na pewno.
Thane odwzajemnił uśmiech, przyjmując szklane naczynie i kiwając głową w podziękowaniu.
- Mam szczerą nadzieję, że się Panu powiedzie – odpowiedział, upijając drobny łyczek wina i przez chwilę smakując je na języku, by ostatecznie spojrzeć na mężczyznę z aprobatą. Nie znał się może na rocznikach trunku, ale z pewnością – tak jak i z antykami – potrafił docenić dobry smak.
- Marzenia piękna rzecz. Najważniejsza, można by wręcz powiedzieć – kontynuował po chwili, przyglądając się z ciekawością swojemu rozmówcy. – Właśnie tego Pan pragnął? Nie myślał Pan nigdy, żeby osiąść na stałe? Zamieszkać w jakiejś ładnej dzielnicy, zacząć rozglądać się za rodziną, przyjaciółmi, domem?
Pedro przyłożył naczynie do ust, jednak nim zdążył się napić, usłyszał pytanie, wtedy delikatnie się uśmiechnął. - Bardzo dobre pytanie. Otóż tak, mam już narzeczoną, córkę Hrabiego La Coruna. Więc jakby nie patrzeć, jest to dobry sposób na przeżycie życia, nieprawdaż Panie ? - Wreszcie skosztował wina. - Naprawdę dobre mi się wybrało, ale wracając do tematu, to jej Ojciec widział we mnie godnego następcę, sam w końcu ma jeno córkę. Ale jak na razie to zmuszony jestem jedynie błagać po pożyczki mojego przyszłego teścia... I boję się o taką przyszłość - powiedział spoglądając w zawartość kieliszka - Co jak co, trzeba dążyć dalej, ten interes pomógłby mi choć częściowo opłacić długi które zaciągnąłem u hrabiego, i zbliżył by mnie do tego tytułu. - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Naturalnie żartuję, ale tak czy siak, nie lubię mieć długów, niezależnie u kogo... A Jak u Pana ? Pan ma jakąś rodzinę ? - dodał wyraźnie zaciekawiony.
- Żadną o jakiej bym wiedział. Wcześnie trafiłem do Zakon i to w zasadzie była moja jedyna rodzina – odparł Thane, machnąwszy jednak ręką, jakby ten wątek nie był wcale interesujący. Jego usta przeciął krótki uśmiech. – Za to u Pana… Tym bardziej w takim razie mam nadzieję, że uda się panu interes, a imić Eduardo okaże się wartościowym wspólnikiem.
Obrócił delikatnie kieliszek w palcach, przyglądając się przez chwilę jak burgundowy trunek zatacza leniwe kręgi po jego ściankach.
- Moje życie z pewnością jest mniej ciekawe. Też trochę podróżowałem i przyznam się, że moje wcześniejsze pytania miały trochę ukrytego dna – dodał, spoglądając ponownie na Pedra, chociaż wciąż z uśmiechem. – Widziałem różne miasta i różne państwa, ale żadnego takiego jak Barcelona. Ciekawy jestem Pana opinii, jako obeznanego człowieka.
- Barcelona, jak dla mnie, zbyt bardzo zależna jest od religii i wierzeń. To nie jest dobre, kiedy we władzę wplątana jest religia - z całym szacunkiem Panie - dodał Pedro uświadamiając sobie iż rozmawia z zakonnikiem. - Paryż jest Miastem otwartym, tak samo Wenecja, to Państwa “wolne” We Francji, można spróbować zupełnie innego życia, w Wenecji można poznać wspaniałą sztukę, zaś w Londynie, w Londynie można stracić głowę będąc zbyt zaangażowany - uśmiechnął się spoglądając na rozmówcę. - Duch czasu nie omija wielu jednak takie miasta jak Rzym do dziś robią piorunujące wrażenie, tak samo zawsze chciałem zwiedzić Moskwę, niestety, aktualnie nie jest mi to dane - powiedział pogrążając się w marzeniach. - A Pan, gdzie spędził czas, przed osiedleniem tutaj ? W zakonie ?
- Nie zostałem urażony. Obawiam się, że w tajemnicy muszę się z Panem zgodzić, bo polityka Barcelony zdecydowanie… poszła w nieodpowiednim kierunku – odparł zakonnik na pierwsze słowa mężczyzny. Na jego pytanie zawahał się chwilę, zastanawiając się jak ująć swoje następne słowa.
- Głównie – potwierdził w końcu, upijając kolejny łyk wina. – Byłem we Francji – wspaniałe państwo, potwierdzam – a także w tamtych okolicach. Próbowałem wyruszyć na wschód, jednak ostatecznie poniechałem tego zamiaru, chociaż ciekawią mnie tamte rejony głównie ze względów praktycznych. Jestem po trosze historykiem i staram się odwiedzać miejsca, które w jakiś sposób odbiły się na losach Europy. Zna pan losy Trzeciej i Czwartej Krucjaty? – zapytał niespodziewanie.
- Krucjaty, chodzi o marsz niewiernych... Na ziemie... Muzułmańskie... I tylko tyle, wiem że było ich kilka... I skończył się klapą - powiedział bez uczuć handlarz. - Ale coś szczególnego z nimi się wiąże ? Powiem szczerze, że może być tam niebezpiecznie - powiedział zainteresowany tematem - Może zechce mi Pan coś opowiedzieć o wyprawie krzyżowej ? Tylko która to była ta ważniejsza dla losów naszej Europy, jak Pan sądzi ? - Chwilę zamilkł po czym dodał - Może zechcesz zjeść coś Panie ? Mam trochę owoców, może to nie najlepsza wieczerza, ale niezwykle smaczna. Ah, uwielbiam gruszki ! - dodał zachęcająco.
- Jeśli to nie będzie problem – odpowiedział zakonnik, uśmiechając się na propozycję. Poprawił się na fotelu, trzymając kieliszek w obu dłoniach i przez kilka sekund zastanawiając się nad opowieścią.
- Moim zdaniem zarówno Trzecia, jak i Czwarta Krucjata były najważniejsze – kontynuował w końcu. – Trzecia, chociaż najmroczniejsza i niechętnie wspominana z powodu Rozdarcia, które miało wtedy miejsce, z pewnością zmieniła losy Europy nie do poznania. Ludzie najczęściej wspominają ją z powodu zła, które nadeszło wraz z nią i które rozprzestrzeniło się po całym świecie, ale moim zdaniem większość zapomina o najważniejszym fakcie, który temu towarzyszył – jedności. Wszystkie państwa, ramię w ramię, walczyły ze wspólny wrogiem, zapominając o wzajemnych niesnaskach i różnicach. Pod wodzą Saladyna i Ryszarda Lwie Serce, zjednoczeni we wspólnym celu… Może być coś piękniejszego od tego?Thane pokręcił głową, przerywając na chwilę by zwilżyć gardło winem.
- To z kolei sięga następnej Krucjaty. W XIII wieku wydarzyło się z pewnością najwięcej, jeżeli chodzi o wygląd dzisiejszej Europy. Ludzie już nie tylko razem współpracowali ze sobą, ale także z Dzierżycielami, wykorzystując magię do pokonania istot, na które nie było innego sposobu. Teraz mało kto o tym pamięta, że kiedyś rycerze stali ramię w ramię z tchniętymi Duchem, walcząc ku lepszej sprawie. Smoki, gobliny… Gdzie bylibyśmy teraz, gdyby Ryszard Lwie Serce nie zjednoczył wtedy wszystkich pod jednym sztandarem?
Pedro zamyślił się chwilę nad opowieścią, po czym przyniósł sporą miskę owoców, były tam winogrona, gruszki, jabłka, pomarańcze oraz morele - Ma Pan wiele racji, jeśli chodzi o zjednoczenie, mimo wszystko jednak. My ludzie prości do dziś walczymy o pieniądze o miejsce, czy o wpływy... Bez dokładnego sensu, bez niczego, wiele rzeczy dzisiaj, niema po prostu ładu... To wszystko, staję się niezwykłe właśnie ze względu na sprawy które nas tyczą - a Tyczy się nas przyszłość. Mimo iż bez sojuszu nie było by przyszłości, to jednak bez miejsca zamieszkania, czy chleba, też jej nie będzie. Tak więc ludzką naturą mimo iż jest istotą grupową, to jednak pewna samodzielność jest wręcz wymagana.
Pedro usiadł ponownie, i wziął gruszkę do rąk. - Więc mnie ciekawi jedno, dlaczego tak gnębią teraz, na przykład dotkniętych duchem. Skoro tamci pomagali i tak samo walczyli na wolny świat, prawda ? Jaki ma Pan stosunek do magii ? - dodał wyraźnie zaciekawiony.
- Jako historyk i hobbistycznie kronikarz, mam obowiązek być obiektywny i neutralny względem wszystkim wydarzeń. Chociaż przyznam, że w moim rodzinnym kraju, podejście do tego tematu jest bardziej liberalne niż tutaj, w Klejnocie Hiszpanii – odpowiedział Thane. W jego oku, tym nie skrywanym przez skórzaną opaskę, przez chwile zabłysło rozbawienie, chociaż ciężko powiedzieć czym spowodowane. Zaraz jednak spoważniał z powrotem.
- A powody gnębienia? Strach, obawy, nieznajomość losów Europy – wymienił cicho, sięgając po jedno z winogron i z ociąganiem je kosztując. – Głównie strach, całkiem zresztą słuszny jak pokazuje historia w niektórych przypadkach. Osiągając ekstremalne rozmiary może doprowadzić do tragedii i wypaczenia. A wszystko wskazuje, że ku temu dążymy… Gdzie wtedy będzie miejsce dla tych, którzy chcą jeść, mieszkać i żyć w spokoju? Świat potrzebuje kolejnej osoby, która go zjednoczy, żeby prości ludzie mogli w spokoju wieść swoje życie. Kolejnego symbolicznego Ryszarda Lwie Serce – dodał z oszczędnym uśmiechem, sięgając po kolejne winogrono.
- Tylko czy Lwie Serce, nie był spostrzegany negatywnie przez wojska Saladyna ? W końcu to On był najeźdźcą a Oni ludnością która po prostu trwała. - dodał Pedro, wyraźnie poruszony - Sam do magii nic niemam, wręcz przeciwnie, bardzo cenie sobie taką sztukę, jednak masz racje Panie. Nie w dużych ilościach, jednak może być niezwykle pomocna. - Gospodarz dolał sobie winna jak i rozmówcy. - Jednak wszystko musi mieć umiar prawda ? Jednak z drugiej strony, dlaczego ludzie nie czerpią motywacji z takich Postaci jak Karol Wielki ? Albo Panująca teraz Królowa Anglii Elżbieta. Panuje mądrze, wyzbyła sie katolików z rad, jednak nie była tak okrutna, jak jej siostra, która doprowadziła do zakłady anglikanów. Elżbieta jest taką, przeciwnością jej Ojca, Henryka - Poza tym, pozycja księcia małżonka nadal jest wolna ! - dodał uśmiechając się, po czym skosztował winogrona.
- Bo ludzie potrzebują legend, Panie la Fredle de Patrin. Legendy mają większą siłę przeżycia niż dzisiejsi monarchowie czy rycerze, nie są na tyle materialne by poddawać się polityce czy religii. Legendy są symbolem, a symbole są nieśmiertelne i groźniejsze niż niejeden miecz czy mądra królowaThane pokręcił głową i przerwał na kilka sekund, zbierając myśli oraz dając swojemu rozmówcy czas na przyswojenie jego słów. Dopiero po chwili podjął ponownie rozmowę, chociaż na nieco inny temat.
- „Potomek Ryszarda Lwie Serca, tam gdzie nie ma już dróg egzystuje, targany przez krew rodu, w odosobnienie popadł, a biała kołdra skrywa jego samotnię, lecz sam go nie odnajdziesz, bowiem potrzebujesz „Wybranych”. Wszyscy w mniejszym, lub większym niebezpieczeństwie się znajdują, wszyscy żyć pragną. Jeden z nich to sklep niezwykle bogaty, drugiego można określić topora mianem, trzeci wybraniec sierścią jest pokryty, czwarty blizny na twarzy swej z dumą nosi, ostatni za kołnierzem Saladyna siedzi, lepkimi rękoma przeczesując ten świat.” – wyrecytował bez zająknięcia, mieszając powoli wino w kieliszku.
- Biała kołdra ? Śnieg to może być prawda ? Co zaś do wybranych, jeśli się ten tekst tyczy nas, Panie... To osoba która go stworzyła miała na myśli chyba zasób mojej inteligencji. - Mężczyzna roześmiał się unosząc kieliszek. - Kto Panu opowiedział ten wierszyk ? Sądzę że winniśmy dać spokój tym całym potomkom w końcu Jan bez Ziemi został Królem właśnie dlatego, że jego brat nie miał dzieci. Lubię legendy, ale muszą mieć chociaż ziarno prawdy... W innym wypadku, stają się problematyczne... Prawda ? - Szlachcic po chwili dodał: - Więc to było Pana punktem wizyty w moim sklepie, prawda ?
Thane uśmiechnął się w odpowiedzi, nawet nie próbując zaprzeczać.
- Ten „wierszyk” jest w rzeczywistości przepowiednią kobiety uwięzionej w lochach Inkwizycji i wywołał niemałe poruszenie zarówno w jej kręgach, jak i w kręgach Zakonu Templariuszy, Do tego stopnia, że czcigodni rycerze i kapłani postanowili skorzystać z tej szansy, i wydali to. – Zakonnik sięgnął za połę habitu i odpiął od paska tubus z manuskryptem, odkręcając niespiesznie jego wieko i wyciągając ze środka dokument, który otrzymał od Brata Piotra. Rozwinął go i podsunął swojemu rozmówcy bez słowa, pozwalając mu samemu dostrzec pieczęcie Wielkiego Inkwizytora i Komtura Zakonu Templariuszy, widniejące na dole.
- W mojej gestii leży możliwość zapewnienia Wybranym tego czego będą chcieli otrzymać w zamian za pomoc. Mieszkanie w dzielnicy świątynnej na własność, ułaskawienie. Złoto, które pozwoliłoby niektórym wyjść z długów, a może i nawet wyruszyć w świat – streścił cicho treść dokumentu, obserwując czytającego mężczyznę znad kieliszka.
- Proszę powiedzieć mi dopiero teraz, panie la Fredle de Patrin, jak bardzo lubi pan legendy.
- Szczególnie... Legendy o skarbach... I księżniczkach Panie Blythe... Oj tak.. - Pedro uśmiechnął się przeglądając dokument, popijając między czasie wino - Ludzie może i uznają mnie, za niepoprawnego, ale mam wiele marzeń... Oj tak, za te pieniądze mógłbym na ponów wpłynąć w łaski Brytyjskiego tronu, może te dokumenty które mają na mnie, wpłynęły by bardzo pozytywnie... Poza tym sądzę że człowiek nie winien przyzwyczajać się człowiek do jednej mu bliskiej osoby. Zawsze zazdrościłem tego arabom. Nie musiał wybrać sobie jednej żony... Prawda ? - Roześmiał się głośno. - A Ty Panie, nie zechcesz nigdy wyjść ponad stan ? Znaleźć sobie żony ? I też zapewnić jakieś życie ? Ponad tych głupców z tej dzielnicy ?
- Moje marzenia są z pewnością bardziej przyziemne od pańskich i nie sięgające tak daleko. Ale trzeba chwytać szczęście za ogon, kiedy się pojawia, prawda? – Zakonnik odwzajemnił uśmiech oszczędnie, dopijając wino i odsuwając fotel. Sięgnął po dokument i zwinął go delikatnie, umieszczając z powrotem pośród innych pergaminów.
- Niech się Pan zastanowi. Podejmie decyzję. I da mi jutro odpowiedź. Niektóre legendy warte są by za nimi gonić, szczególnie dla osób, którym zależy na ich marzeniach – dodał, wstając i sięgając znów za połę habitu, tym razem jednak po sakiewkę.
Skórzany woreczek, zawierający przynajmniej sto złotych monet, brzdęknął ciężko o blat stołu.
- Nie jesteś mi Nic winien Panie... - powiedział Pedro kiedy usłyszał brzęk monet. - Jednak mam nadzieje że w przyszłości dojdziemy do porozumienia, jeśli chodzi o interesy... Może jakaś współdziałalność, rozumie Pan ? Coś na zasadzie ligi handlowej... - dodał uradowany. - Nasze interesy by się nie wykluczały, na dodatek miałby Pan dostęp do moich źródeł jak i powozów. Sądzę iż jest to godna jak i hojna oferta, Prawda ?
- To nie za gościnę, a na potwierdzenie, że moje słowa są prawdziwe. I na zachętę, można powiedzieć. Gdy się Pan zdecyduje i znajdziemy Potomka, z pewnością Inkwizycja i Templariusze dostarczą tego Panu więcej. W sam raz żeby starczyło na długi i podróże. I ile tam żon Pan sobie zapragnie – dokończył zakonnik, pochylając lekko głowę w geście pożegnania.
Na propozycję wspólnej działalności roześmiał się cicho, chociaż wcale nie był to przyjemny śmiech. Ruszył ku wyjściu.
- Jeżeli znajdziemy Potomka to być może nawet oddam Ci mój sklep. To byłaby z pewnością hojniejsza oferta – rzucił na odchodnym, uśmiechając się krótko.
- Z pewnością... Ojcze... - odparł kupiec, po czym podniósł rękę w geście pożegnania.
Pedro wstał od stołu, po czym podszedł pod jedną z szafek, sięgnął z niej fajkę - Cudo Ameryki - nabijając ją, po czym oddał się rozkoszy.


***


Po wyjściu ze sklepu Thane ruszył z powrotem do siebie, pogrążony w myślach. Kupiec miał bystry i analityczny umysł, chociaż jego pobudki wydawały się zgoła odmienne od tych, którymi kierował się on sam. Nie było to zaskoczeniem naturalnie. Mężczyzna zdawał się być realistą do szpiku kości, biznesmenem pierwszej wody, który z pewnością odpowiednio rozważy wszelkie konsekwencje swojego wyboru.
Miał jednak marzenia, a złoto powinno pomóc mu je zrealizować. Nawet jeżeli był pragmatykiem, powinien dostrzec profity płynące ze współpracy i potencjalne zyski na końcu, gdy – a Thane nie dopuszczał innej możliwości – znajdą Potomka.
Pierwszy Wybrany z głowy, pozostało jeszcze czterech.
Gdy wrócił do siebie, zaparzył sobie herbaty i otworzył ponownie sklep. Potrzebował chwili do namysłu, zanim weźmie się za następne poszukiwania.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 04-07-2011 o 22:15. Powód: Szał literówek. Ogólna kiła i mogiła.
Delta jest offline