Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2011, 15:12   #9
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Habibi „Goblin”
Tawerna w tej dzielnicy, wyglądała jak wszystkie meliny tego typu na świecie. Różnił się tylko język, w którym podpita klientela, wyśpiewywała sprośne piosenki, a nie raz i pieśni wojenne. Wnętrze było zaciemnione, oświetlone licznymi świecami. W powietrzu unosił się zapach jałowca i wosku. Oprócz podpitych głosów, słychać było wznoszone toasty, przelewane płyny oraz jakąś kłótnię w rogu alkierza. Za barem stała kobieta przy tuszy wraz z mężczyzną zarośniętym jak niedźwiedź. Od mężczyzny od razu wyczułeś pokrewną duszę, Sylwana. W ogóle wyczuwałeś bardzo dużo przedstawicieli innych ras w tym przybytku. Sylwankę wyczułeś również od chodzącej po tym przybytku kelnerki. No i podpici klienci, nie są tak czujni, jak trzeźwi. A jak to mawiają, okazja czyni złodzieja.

Sam Templariusz, siedział przy ścianie, opierając się o ladę baru. Z jednej strony miał kominek, który ogrzewał pomieszczenie przyjemnym ciepłem oraz to z niego wydobywał się mocny, uspokajający zapach jałowca.
Zakuty w zbroję jegomość, powoli sączył czerwone wino ze srebrnego kielicha, co chwila dolewając sobie kolejne porcje trunku ze sporego baniaka.

Nina i Alberto de Castro Neves
Obserwowałaś z niemałym podziwem, wyniszczającą walkę. Łowców niewolników, okazało się jednak przytłaczająco dużo. I tak na jednego członka bandy, przypadało siedmiu martwych łowców, dlatego posadzkę jaskini szybko przykryły trupy i w małych nieckach, zbierała się już czerwona posoka.

Chłodno analizowałeś sytuację. I zaiście, było ciężko. Kiedy Młoda postanowiła zdezerterować, zauważyłeś w jej ręku beczułkę prochu. Wiedziałeś co planuje, ale nawet Eryk nie zdążył krzyknąć by ją powstrzymać. Zresztą byliście tylko jej pionkami. Nie warto było się oszukiwać.
Wybuch rozległ się echem po jaskini, a strop oberwał się tarasując drogę powrotną. To nie była drewniana brama, którą można by było wysadzić kulą ognia. Nim sufit opadł, spostrzegłeś jak Młodej udaje się dobiec do schodów. Stanęliście z Erykiem plecy w plecy, aby być bezpieczniejszym od nieczystych ataków. Eryk życzył Ci powodzenia i ruszył do walki, ty sam nie pozostałeś dłużny. Zauważyłeś że Łowcy przestali nadbiegać, a zostało ich tylko pięciu. Eryk wziął na siebie trzech przeciwników, ty walczyłeś z jednym w pełnej zbroi płytowej i kryjącym się za nim łucznikiem. Nim Eryk padł pod ciosami buławy, efektownie wykończył dwóch z trzech przeciwników. Sam szybko wykończyłeś szybko jego oprawcę, który podbiegł wspomóż kompana w zbroi, następnie wykończyłeś faceta w zbroi poprzez efektowne cięcie od spodu które rozpołowiło mu szczękę, zachaczając o czoło, które również z głośnym chrupnięciem, zostało rozpołowione.
Nagle poczułeś spływającą po ręce krew, a z twojej łopatki wystawała strzała. Ostatkiem sił, cisnąłeś kulę ognia, która trafiła w ramię delikwenta. Ten nie zginął jednak, tylko wyjął zza pasa długi nóż i zaczął zbliżać się w twoim kierunku.
- Zarżnę Cię jak prosiaka – zasyczał.

Nina wyszła z ukrycia, wiedząc że ktoś potrzebuje jej pomocy. Pólbies na pewno Cię widział, za to stałaś za plecami Łowcy niewoników. A broń? Na podłodze walała się jej naprawdę pokaźna ilość. Sam Alberto leżąc na ziemi, nie mógł uwierzyć, w to co zobaczył. Kobieta z… Futrem? Tak, dokładnie. Niestety był wyczerpany czarami i walką. Mógł tylko liczyć na to że owa zjawa, zna się na leczeniu oraz jako tako na walce.

Antonio Malvarez
- Ja i mój brat... Argh – bandyta złapał się za rozkwaszony nos – Napadamy na tą farmę od kilku miesięcy, draniu...
- Ale od teraz jestem tu ja więc możesz sobie szukać innej, ale nie w tej okolicy bo my tu urzędujemy od tej chwili, skurwysynie.
Bandyta, dociśnięty do muru budynku, splunął Ci w twarz.
- Zabiłeś mi brata! – wrzasnął.
- A ciebie nie zabiję tylko zacznę Ci odrąbywać palce - wyszeptałeś
Dostrzegłeś iż bandyta, ma małe rogi ukryte we włosach.
- Dawaj! – wrzasnął półbies.
- Dobrze - i zaprowadziłeś bandytę do stodoły, wyciągnąłeś sztylet z oka kolegi, przyciskając mordercę do ściany, wykręcając jego dłoń i mocno przyciskając ostrze noża do małego palca prawej ręki.
Czekałeś chwilę, aż półbies powie Ci coś ciekawego, niestety nic takiego się nie stało. Nie miał Ci nic do powiedzenia. Przycisnąłeś sztylet tak mocno, ze ostrze weszło. Musiałeś parę razy "popiłować" kość, aby palec odpadł.
- Aaaaa... - rozniósł się krzyk po stodole i okolicy, aż para farmerów wtuliła się w siebie ze strachu.
- Dobrze, odbyłeś swoją karę. Teraz idź i nie grzesz więcej. Szerz pokój i dobroć, i te inne to co mówi Inkwizycja – powiedziałeś do zmęczonego jeńca.
Ten, z upiłowanym palcem, zdartym gardłem i rozbitym nosem popełzł w stronę lasu.

Sam zaś pozbierałeś swoje rzeczy oraz ciała kompanów, które gotowałeś do pochówku. A wdzięczni Ci farmerzy, przygotowali sporej ilości poczęstunek. Nie wiedziałeś czy z wdzięczności, czy ze strachu ale Ci to odpowiadało. No i mały mieszek ze złotem, około pięćdziesięciu sztuk złota.

Pedro Alexander Arturo la Fredle de Patrin
Popatrzyłeś na mieszek złota, pozostawiony przez kapłana na stoliku. Podniosłeś go, z wrodzoną dla kupca umiejętnością, zważyłeś woreczek w rękach.
- Idealnie sto sztuk złota – mruknąłeś.
To co proponował Ci zakonnik, było po części spełnieniem twoich marzeń. Podróże, złoto, a potem może sam staniesz się bohaterem i napiszą o tobie pieśń. Wtedy na pewno nikt nie będzie zwracał uwagi na to, iż jesteś Sylwanem. A na czas wyjazdu, z pewnością udało by Ci się szybko znaleźć subiekta do sklepu. Pal licho czarne drewno, możesz przetrzeć nowe szlaki handlowe z jakimiś północnymi krajami!
Podrzuciłeś woreczek ze złotem w powietrze, warząc go w dłoni. Tak na dobrą sprawę, decyzja była już dawno podjęta. Musiałeś tylko załatwić kilka spraw.

Brat Thane Blythe
Herbata, przepyszny trunek, który sam warzyłeś z tylko tobie znanej receptury, orzeźwił twój umysł. Analizowałeś, co wiesz o Zakonie Saladyna i ich ludziach. Nie było tajemnicą, iż ten szlachetny zakon był czymś lepszym od Templariuszy. Pozwalali, aby w ich szeregach mogli stawać ludzie ze skazą magii, a karali tylko prawdziwych przestępców. Usłyszałeś jakiś zgiełk za oknem. Dziesięciu templariuszy z bogatych zbrojach płytowych, szło w kierunku cmentarza, który już od wielu tygodni był zamknięty. I to obie bramy, która do niego prowadziły. Ta w Dzielnicy Biedoty oraz ta w Dzielnicy Świątynnej.
Oddział kierujący się na cmentarz, składał się z samych młodzików. Zapewne niedawno wcielonych w zakon. Chłopięce, słowiańskie twarze pełne zapału. Na miejskim cmentarzu musiało dziać się naprawdę źle, skoro angażowano do bitwy tak młodych ludzi, dając im tak drogie pancerze.

Kolejny trop prowadził do obozu Saladyna. Ich namioty rozbite były nad morzem, na wybrzeżu poza murami Barcelony. Zakonnicy nie chcieli łamać miejskiego prawa zakazu używania magii, a że ich trening parania się magią wymagał, nie mogli po prostu do miasta wejść. Lecz nie robili z tego powodu wyrzutów Templariuszom, szanowali swoją wiarę wzajemnie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline