Wszystko wydawało się żartem, potwornym psikusem spłatanym strudzonym wędrowcom. Elyn rozglądnęła się uważnie dookoła. Brak śladów walki, panicznej ucieczki, szamotaniny… Brak jakichkolwiek śladów wskazujących na to, co stało się z ludźmi, bo stało się niewątpliwie. Tymczasem wszystko wydawało się żyć normalnie, jak zwykle, nawet w garnkach była jakaś strawa, której mieszkańcy nie zdążyli nawet tknąć. „Co tu do cholery się stało? Gdzie są wszyscy?” powtarzała w myślach czując jakiś niepokojący ucisk w brzuchu. Czyżby coś się szykowało? A może to pułapka?
- Uciekli? – spytała niepewnie – Przed kim? I gdzie? – westchnęła – Nie widać, zazwyczaj, gdy ludzie się pakują w pośpiechu… - urwała, bowiem chłopiec kontynuował wyjaśnienia jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem, którą trzeba wytłumaczyć opornemu dziecku
Wsłuchiwała się w jego słowa wpadając z każdą sekundą w większe zdumienie
- Skalni ludzie? Kryjówka w jaskiniach? – zapytała bez przekonania – Ale co ty opowiadasz? – westchnęła
I wtedy właśnie rozległ się trzask, którego Elyn spodziewała się od dłuższego czasu, przeklinała w duchu, miała nadzieję, że tym razem jej intuicja się myli… A gdy nawet nadzieja zawodzi…
- Skalni ludzie – powtórzyła za dzieciakiem z niepokojem, rozglądnęła się po domu w poszukiwaniu tylnego wyjścia, czy okna pozwalającego na niezauważoną ucieczkę… Jak zwykle gospodarze nie przewidzieli, że goście znajdą się w takim potrzasku, a szkoda
- Sprawdź pod łóżkiem.. może jest tam przejście. Może się zmieścimy – powiedział nagle Siegfried
Było to rozsądne, mieszkańcy nawiedzani przez owych tajemniczych skalnych ludzi powinni zadbać choćby o piwnicę, w której mogliby się skryć. Niestety, chyba jednak nie zadbali…
- Cholera – jęknęła – Nic, zupełnie nic…
- Uciekajcie. Zatrzymam ich. Jam jest Sędzią i Katem. Jestem ręką Sigmara. Jestem Sługą Bożym i nie ugnę się przed siłami zła. Uciekajcie…
Dziewczyna popatrzyła z podziwem na towarzysza, pierwszy raz poczuła do niego prawdziwy szacunek, podeszła do niego szybko
- Nawet o tym nie myśl – złapała go mocno za ramię i zaczęła ciągnąć – Jesteśmy drużyną i albo zginiemy razem albo razem z tego wyjdziemy, wolałabym najpierw spróbować tego drugiego – zlustrowała pomieszczenie – Pod łóżka, szybko, nakryjcie je kocami, zasłonią nas dodatkowo – powiedziała do towarzyszy
Dowodziła tutaj i choć władza w tej właśnie chwili okazała się wielkim brzemieniem musiała coś zrobić by wyszli z tego cało. Do walki nie było sensu się pchać, nie wiedzieli nawet z czym mają się z zmierzyć, jak silne to jest i czy inteligentne, może da się jakoś to oszukać bez nadstawiania karku?
- Siegfried – przemówiła znowu do towarzysza – Wiem, że za mną nie przepadasz, ale albo schowasz się, albo niedługo będą tu leżały dwa ciała – wyjęła miecz – Bo raczej cyrulik nie jest urodzonym wojownikiem, ale nie zostawię cię, byś walczył z tym sam, jesteśmy drużyną – spróbowała się uśmiechnąć - Powiedzmy sobie szczerze, jeśli cała wioska przed tym monstrum ucieka to znaczy, że raczej nie mamy szans, ale bohaterska śmierć też nie jest zła… – stanęła obok niego, bała się, ale starała się tego nie okazywać – To jak?
__________________ "Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski |