Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2011, 18:31   #10
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Poprosił farmera o łopatę i przeniósł ciała pod las. Zakopał każdego przy oddzielnych drzewach. Stanął wyprostowany i wykonał znak krzyża nad ich grobami. Następnie wrócił do farmera po swoją zapłatę. Pięćdziesiąt sztuk złota, może być. Cóż, każdy by się cieszył jakby za rozrywkę dostał pieniądze. No i jeszcze darmowe śniadanie choć farmerzy wydawali się nieco spięci. Antonio miał zasadę, że ten kto okrada, sam musi być okradziony. To motto zmieniał w zależności od przewinienia ofiary. Lecz w swoim osobistym celu nie może użyć tej reguły.
Podziękował farmerom i ruszył powoli do swojej gildii. Skręcił w boczną ścieżkę w gęstszą roślinność. Budynek organizacji był średniej wielkości, wykonany z drewna. Na piętrze była sypialnia Lee, dowódcy i ważniejszych członków gildii. Parter był zajęty dla reszty najemników. główny magazyn i skarbiec w pomieszczeniu wykopanym pod budynkiem, sypialnie ważniejszych członków gildii. Na zewnątrz przy ścieżce od wejścia do głównej siedziby do drogi głównej znajdowała się kuchnia z długim stołem stojącym na zewnątrz pod drewnianym dachem, plac treningowy połączony z "areną". Tak naprawdę to był wydeptany kawałek terenu w kształcie koła, otoczony kamieniami, a w nocy, jeśli był używany dodatkowo oświetlany czterema pochodniami tworzącymi kwadrat.
Antonio od razu skierował się do Lee. Już widać było, że niektórych rozpiera energia, świadczyło o tym piękne tarzanie się na ziemi i pranie po pyskach. Takich incydentów było tu wiele, co stało się codziennością, bowiem Lee uważał to za najlepszy sposób rozstrzygnięcia sprawy, Ci dwaj "gladiatorzy" i tak wieczorem będą śpiewać razem stukając kuflami pełnymi piwa jakby zapomnieli o porannym konflikcie. Tu można było coś osiągnąć siłą, charyzmą. Dziwne było, że zdecydowana większość, w tym dowódca nie brali łapówek. Żółtodzioby, które myślały, że za kilka monet kupią sobie wszystkich, srogo się zdziwiły. Tu szanowano przyjaźń i wzajemną pomoc. Oczywiście było paru co za te kilka miedziaków zatłuką własną matkę, o ile już tego nie zrobili.
Lee szanował zdanie swoich ludzi, a oni szanowali jego. Jednym z nich był Antonio.
Był nieco niższy i chudszy od Antonio, ale umiejętnościami i talentami przebijał podwładnego. W końcu trzeba mieć jaja, żeby zarządzać taką hołotą.
Był Anglikiem, według jego przyjaciół, z którymi się tu znalazł był jakimś wysokim rangą żołnierzem. Było to widać bo nie każdy potrafi podporządkować sobie takich goryli. Antonio poznał go po swoim "awansie" w mieście. I od tej pory razem z kilkunastoma innymi mężczyznami trzymali się razem jak bracia.
Topór ruszył do stołu obok kuchni, Lee jak zwykle siedział i ustalał coś z właścicielem jednej z kilku pobliskich farm.
- Rolnik zadowolony, szefie - zameldował Hiszpan.
- Dobrze, cieszę się - odpowiedział Lee
- Masz coś jeszcze dla mnie?
- Tak, zanieś ten list do Weng Choia, prowadzi sklep w dzielnicy bram. Handluje starymi księgami i amuletami, mamy z nim układy na proch więc jest swój.
- Robi się.
Antonio zgarnął skórzaną tubę i od razu ruszył do miasta. Był już niedaleko bramy, kiedy minął go zdaje się wędrowny kupiec, a ochroną był Templariusz, zacnie. "Od kiedy Templariusze świadczą takie usługi?".
Stał już przed bramą, po prawej widać było namioty, widząc po sztandarach chyba Zakon Saladyna. Strażnicy na szczęście nie znali Topora więc nie robili problemów z wejściem. Co innego gdyby to byli "przyjaciele"... Cholerne lizodupy.
Sklep Wenga znalazł szybko.
Do nozdrzy Hiszpana doszedł zapach prochu i starych ksiąg. Przed sobą zauważył niskiego jegomościa w kimonie:
- O, klient - zaszczebiotał - Czym mogę służyć!?
- Pozdrowienia od Lee - i skłonił lekko głowę - Dostałem zadanie, dostarczyć listo do pana - i położył tubę z listem na ladzie.
- O, list od Pana Lee. Dobrze, dobrze. Usiądź, zaraz odpiszę.
I siadł przy biurku, które stało za ladą. Słychać było skrobanie pióra po pergaminie. Antonio zamiast usiąść spacerował i oglądał wszystko co był w sklepie. W większości były to drewniane półki, a na nich różnej maści duże księgi. Były poupychane na półkach na siłę, te które się nie zmieściły leżały albo na jej szczycie, albo leżały na stolikach obok. Na ladzie leżały amulety różnej wielkości, kształtu, koloru i materiały z jakiego został wykonany. Przeważały złote i srebrne, ale były też drewniane, wykonane z kości, jakiś minerałów i wyrzeźbione ze zwykłych kamyków. Miały kształty słońca, księżyca, różnych zwierząt, roślin, legendarnych broni. Antonio nie wierzył w ich różnorodne działania, ale warto by mieć coś takiego choćby dla ozdoby. Wtedy sklepikarz wstał i powiedział:
- Proszę, odnieść ten list swemu zleceniodawcy.
- Oczywiście, ale mam jeszcze pytanie. Widzę, że sprzedaje pan amulety.
- O tak, młody człowieku. Czym mogę Ci służyć?
- Czy mógłby mi pan powiedzieć przed czym chronią?
- Amulety moje, z Chin pochodzą, dalekiego kraju gdzie ludzie i duchy w pełnej symbiozie żyją. A chronią one przed żywiołami tego świata.
"Oczywiście, w każdym z nich zapewne siedzi jakiś duch i niby chroni, tak?" - zażartował w myślach Antonio.
- Czy wybiera pan amulety dla ludzi, na przykład, sądząc po przeznaczeniu? Słyszałem legendy. - szczerze nie chciało mu się wybierać, losowy amulet sprawia więcej przyjemności niż wybrany.
Weng Choi popatrzył na rozmówce swoimi małymi, skośnymi oczkami.

- Przeznaczenie twoje, Cię interesuje? Hah! Wiem, iż twoja droga, drogą wojownika jesteś. Silny masz umysł i silne ciało. Duchom się dzielnie opiera, dlaczegóż bez ducha żadnego jesteś. Powiedz mi, powiedz mi jakie legendy słyszałeś...
- Słyszałem legendy, o ludziach twego pochodzenia, że wierzą w takie przypisane do ich przeznaczenia amulety.
- Mówisz o starym zwyczaju. Ale już za duży jesteś na takie rzeczy. Małemu Chińczykowi podkłada się pięć amuletów ochronnych, każdy ze swoją historią i swoimi właściwościami. Młody człowiek wybiera na ślepo swój talizman, który jest z nim do końca życia. Chociaż - patrzy na Topora badawczo.
- Nigdy nie wierzyłem w magiczne sztuczki, ale w przeznaczenie tak. - chciał przekonać sprzedawcę.

Weng wyciągnął z rękawa kimona czarną chustę:
- Zasłoń sobie nią oczy, zobaczymy jaki medalion przeznaczenie Ci wybierze.

Nim Antonio zasłonił oczy dojrzał jak Chińczyk wykopuje z spod sterty worków mały kuferek i na stoliku przed klientem je układa. Było ich sześć, każdy z kamieniem innego koloru, bądź po prostu ze złota bądź srebra. Hiszpan zawiązał sobie chustę na oczy i nerwowo wcisnął sakiewkę z pieniędzmi głębiej w torbę. W międzyczasie słyszał jak Choi miesza amulety, chyba tak jak miesza się karty w bardzo dobrą grę "Trzy karty"
- Sięgnij po jakiś - szepnął.

Antonio wyciągnął rękę i wybrał trzeci od lewej. Trójka zamykała podium zwycięzców, a Topór nie szukał mistrza ani vice mistrza, tylko najlepszego, ale bez wielkiej sławy. Hiszpan pociągnął ku siebie medalion, ale jakimś dziwnym sposobem zapinka medalionu złączyła się z sąsiednim, w ten sposób wyciągnął dwa talizmany.

- O, przeznaczenia dla Ciebie dziwnie łaskawe jest, bądź naprawdę duże kłody pod nogi ma zamiar Ci rzucić. Możesz ściągnąć już opaskę.
"Ciekawe czy przeznaczenie czy twoje ręce gmerały przy łańcuszkach i przez to zapłacę dwa razy tyle?"
Ale mimo wszystko Antonio wykonał polecenie i z dziecięcym podnieceniem spojrzał co wylosował.
W jego ręku spoczywały dwa talizmany. Weng Choi objaśnił ich przeznaczenie.

- Ten którego dosięgłeś pierwszy, to Alevaron. Duch Boski naprawdę silny w niego jest zakuty, podobno w Strefie Eterycznej wykuty przez samego Saladyna. Nie znajdziesz takiego drugiego. Chroni przed magią błyskawic, drugi za to chroni przed nieumarłymi. Okiem Isztardu nazywany w moich stronach, podobno sam Kolumb go przywiózł z pierwszej wyprawy do Nowego Lądu.
Pierwszy talizman w dotyku, jest dziwnie ciepły. Antonio poczuł pulsującą w nim energię. Drugi za to jest zimny niczym ludzkie zwłoki.

- Dwieście sztuk złota się należy - podsumował.

[Rzut w Kostnicy: 6]

- Wie, pan. Talizmany powinny chronić użytkownika bez uiszczania opłat wytwórcy lub sprzedawcy. Dam sto za cierpliwość do mnie. - zaatakował podchwytliwie Antonio.
- Sprowadzenie ich z Chin nie było tak tanie, ale mogę ci je sprzedać za sto pięćdziesiąt. - odparł atak sprzedawca.
- Dobrze... A jak dam sto dwadzieścia pięć??
- Hmm... Dobrze, może być. Ale proszę tego nie rozgłaszać.
- Będę milczał jak grób. Ale muszę u pana je na chwilę zostawić bo nie mam przy sobie tych dwudziestu pięciu sztuk. Tylko niech pan napisze, że transakcja na tą cenę została wykonana i prosiłbym o pański podpis. Wie, pan jakby ktoś chciałby to kupić.
- Ahh... Niech przyjaciele Lee, będą moimi przyjaciółmi. Weź je za sto...
- Dziękuję panu. Jeśli będzie pan miał jakiś problem, jestem do usług. Taka przyjacielska przysługa.
- Dobrze, już dobrze. A teraz spływaj z tym listem do Pana Lee.
- Tak, jest - i wyciągnął dwa mieszki ze złotem, z zawartością pięćdziesiąt sztuk złota każdy, a zgarnął z lady dwa amulety.
- Do widzenia i zdrowia życzę! - pożegnał sklepikarza Antonio.
Na ulicy przed sklepem Antonio przyjrzał się im bardziej bo w pomieszczeniu było za ciemno. Ten niby wykuty przez Saladyna miał kształt błyskawicy, chyba zrobiony ze srebra. Założył go na szyję i schował pod zbroję, Ten drugi miał na środku ciemny kamień, a obramowany był metalem, zdaje się, że mosiądz. Rama miała takie małe, proste wyżłobienia. Z nim postąpił też jak ze wcześniejszym.
Te dwa wisiorki pasowały do jego topora, którego tak nie chwalono jak świeżo zakupioną biżuterię. Antonio dostał go od starego wikinga żebrzącego w dzielnicy portowej, ale co żeglarz z północy robił w gorącej i słonecznej Hiszpanii tego się nie dowiedział. Antonio widział, że człowiek nie był złodziejem ani inną szują więc podarował mu kawałek kiełbasy i pół chleba zawiniętą w szmatkę, do tego dał mu swój bukłak z wodą, aby zabił pragnienie. A Nord ze swojego płóciennego worka wyciągnął ten właśnie topór, który wisiał zaczepiony o skórzaną przepaskę na plecach Hiszpana. Wiking powiedział, że podaruje broń pierwszemu człowiekowi o dobrym sercu, aby za jej pomocą zwalczał wszelkie zło bo jego niedługo przygarnie sam Thor. Nigdy więcej Antonio nie zobaczył starca. Porównując topory kunsztu Europejskiego, z toporem Antonio to Hiszpan włada toporem lepszym niż żołnierze ze Starego Świata.
Pełny tych wszystkich myśli schował do torby list dla Lee i ruszył w stronę gildii.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 07-07-2011 o 22:12.
Ziutek jest offline