Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2011, 00:54   #228
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Działo się wiele i za szybko jak na spokojny umysł Colina. Chciał szybko pomóc Ravnie, ale dostrzegł Gustawa, który miał mniej czasu. Zmora rzuciła się na niego i nim mógł się wycofać, zrobić cokolwiek. Skończyła mu się amunicja i uczeń był skazany na śmierć.

Już wcześniej Colin rozważał możliwe metody walki z wylewającymi się z jeziora potwornościami. Miał w Umbrze związane ręce, czuł jednak wszechogarniającą moc entropii, matkę swych dzieci, które wypluwała by zatrzymać rytuał. Dusze zmarłych nie zaznały spokoju, nie mógł ich zniszczyć, im trzeba było nadać nowe życie. [1]

"Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią2.
W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza:
oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu."
[Psalm 130, Biblia Tysiąclecia]

Wyciągnięta z otchłani pamięci z czasów gdy uczęszczał do szkółki niedzielnej w Salisbury i czytywał biblię. Nie mógł jej ominąć, gdyż ojciec William biegałby za nim z krzyżykiem i układał na nowo hierarchię wartości dziecka. Co jednak przeszło przez umysł Colina zwykle tam zostawało, a używany przy egzorcyzmach psalm wydał się dosyć odpowiedni. Nie planował walczyć z duchami, nie planował wielu rzeczy, całej tej Fundacji, ale działo się. W odpowiednich rękach i zabobon potrafi zadziałać.

Gustaw odskoczył, był już bezpieczny. Colin dał mu jeszcze jedną szansę, by utrzymać się przy życiu, by nie zmarnować czasu młodości, które sam przesiedział w książkach – choć tego nie żałował. Musiał wytrzymać jednak jeszcze trochę, by wysiłek nie poszedł na marne.
- Łap młodzieńcze! Nie spodziewam się niczego innego jak zwrotu, masz więc uważać na siebie!
Z dołu laski wysunęło się z sykiem ostrze. Gustaw ostrożnie złapał broń, która mogła skutecznie służyć jako krótka włócznia, utrzymując wrogów z dala od siebie. Colin miał nadzieję, że bardzo daleko, bo i on jeszcze nie najlepiej potrafił się posługiwać tym orężem, ale czasem wystarczy jak przeciwnik się nie zbliża.

Czas naglił. Wyczulone zmysły Colina po chwili skupienia pozwoliły mu wykryć uciekające drobinki życia z ciała opadającego na dno jeziora oraz dwa, jedno buchające wilkołaczym żarem i jedno typowo ludzkie. Dość daleko, już bezpiecznie. Teraz Colin musiał się pogodzić z faktem, że ci których chciał ratować są bezpieczni – przynajmniej ci żywi, a sam został w centrum wydarzeń.[2]

Odrobina spokoju i czasu na zastanowienie się nad swoim położeniem pozwoliły magowi przypomnieć sobie, że ktoś ciągle wwiercał się w jego umysł, niczym natrętny robak, gryzący ciało powoli, ale skutecznie zagłębiający się w trzewia swej ofiary. W nieuwadze tkwi przewaga przeciwnika, możliwe, że było już prawie za późno. Świadomość zderzyła się z ukrytymi pragnieniami. Pan jeziora chwytał za serce inspektora, obiecując, niemal podając na tacy.

* * *

Odnowiona fundacja jawiła się światu jako znamienity pomnik dorobku kulturalnego, wiedzy i potęgi magów, którzy swą działalność sprawowali na tych terenach nawet w najodleglejszej przeszłości. Drobiazgowa i przemyślna organizacja pozwalała uczniom przemieć kraj aż po najdzikszą tajgę na północy, a dzięki korzystnym umowom Bałkany, badając historię i zbierając artefakty przeszłości. Biblioteka rosła dzięki temu w siłę. Nowopowstałe muzeum posiadało liczne artefakty i relikty przeszłości, o wartości przynajmniej muzealnej, a historyczna już wojenna działalność fundacji schodziła na drugi plan.

Dawne porażki Fundacji Białych Kruków odeszły w niepamięć zajmując poślednie wpisy w historycznych zapiskach, upamiętniających członków i ich liche dokonania. W teczkach ku pamięci poległych zawarte były zdjęcia i historie życia. Zamiast nich pełni pasji i oddania młodzi magowie rozwijali się tworząc nową potęgę na Moskiewskim froncie. Front był jednak nieznaczny, gdy po sprawie jeziora ocalały Driscoll zaprzągł wszelkie mu znane siły by rozprawić się z technokracją. Sprawa jeziora minęła i miała już nigdy więcej nie zaprzątać jego głowy. Rzeczywistość wznosiła go w górę, a los mu sprzyjał.

W lasach natomiast czekał on, w ukryciu, być może i na wieki. Dawał, ale i oczekiwał. Tylko on wiedział i panował tym samym nad Colinem. Kto raz zbłądzi, dźwiga swe jarzmo do końca. Wielcy upadali, gdy uwierzyli w swą potęgę, zapomniał o tym Napoleon i inni, właśnie on stał się ofiarą swych słów.

I właśnie myśl o Aleksandrze Wielkim, Juliuszu Cezarze, Hanibalu, Napoleonie i innych wodzach, do których chciałby się przyrównać ściągnęły go na ziemię. Umysł zepchnął na bok emocje, neurony skwierczały wywołując numery stron z licznych książek, obrazy i mapy. Wszyscy przegrali przez pychę. Chcieli więcej niż mogli unieść, choć było już tego dość. Nie umieli się zatrzymać. I teraz on musiał powiedzieć stop!

* * *

Marzenia się rozwiały. Wrodzona łagodność i angielskim honor zrodziły bunt. Nie mógł dać się uwieść. Mag byłby marionetką żyjącą w wiecznym strachu. Nie na tym polega chwała i potęga! Chciał jej dla siebie, ale zdobytej pracą i mądrością, by historia jego życia broniła się sama.

Chciał go wypędzić, zniszczyć, by już nie zatruwał ich umysłów. Jego przynajmniej, gdyż wiedział, że nie oprze się dalszym wpływom, jeśli się czymś nie zajmie. Planował już wykorzystanie przygotowanych kręgów na tworzenie efektów póki jego wzrok nie spotkał się, ledwie musnął, z Okiem. To mogła być długa i niebezpieczna walka. Pragnął jej, ale było coś jeszcze ważniejszego. Przybył do Fundacji by uratować ją od upadku i musiał zrobić wszystko by nie zawieść. Przepowiednia! Diakon! Już tylu zmarło, może choć tyle da się uratować.

W odmętach świadomości zniknęły podszepty i piękne wizje. Colin stanął koło Diakona i rozpoczął to co powinien był zrobić już dawno temu. Nie zdołał uratować magów, ani jednego z braci. Mógł jednak uratować chociaż Mistrza Aureliusza, ale trzeba było się brać do roboty. Im dłużej walka będzie trwać tym bliżej są klęski.

Na odwagę Anglik łyknął ukrytej pod płaszczem żołądkowej i rozpoczął inkantację, by oczyścić umysł. Zbliżali się ku końcowi i postanowił na to poświęcić resztki zgromadzonej energii, a jeśli i trzeba, to jeszcze więcej o ile jego jaźń mogła to znieść. Nie da się uwikłać w grę naphendi, czy to przez uległość, czy bezpośrednią konfrontację, która odsunie na bok to co najważniejsze.

-----
[1] Entropia
[2] Życie 1
 
Kritzo jest offline