Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2011, 12:18   #304
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Garrett wyskoczył a Luca nie wiedział czy kochać go za to czy nienawidzić. Sam fakt podjęcia próby odnalezienia i ratowania zaginionych członków ich ekspedycji to było w oczach chłopaka bohaterstwo. Zwłaszcza podejmowane w pojedynkę, w obcym kraju, gdzie jak uczyło doświadczenie co gorsze szumowiny za punkt honoru stawiały sobie co i rusz nabruździć całej ich grupie najbardziej jak tylko się da. Ale kto inny jak nie Garrett miał szanse podjąć takie ryzyko i osiągnąć cel? Pytanie retoryczne. Ten facet potrafiłby wytropić rybę w wodzie, Luca w ciągu tych kilku wspólnie spędzonych miesięcy widział nie jedno i był co do tego święcie przekonany. W końcu to ten wiecznie zasłonięty tytoniową chmurą ponury typ sam wlazł w Nowym Yorku do krypty pod cerkwią, wydostał się cały, do tego jeszcze na plecach wyniósł podobno stamtąd jakąś dziewuszynę. A oni z Lynchem w tym czasie nie zdołali nawet wypłoszyć z podziemi reszty tych zboczonych popaprańców. Tak, jeżeli ktokolwiek nadawał się do tego by we wrogim i obcym środowisku odnaleźć i uratować Leo i Am... miss Gordon, to tylko on.

Jedno tylko nie dawało Luce spokoju. Niepewność co do prawdziwych intencji detektywa. Nie raz i nie dwa dawał przecież do zrozumienia że według niego Lynch jest zagrożeniem i że jego zdaniem lepiej by było chłopaka zostawić samego sobie. Albo rozwiązać problem w inny sposób. Było w zachowaniu detektywa coś co mówiło Luce, że czasem tylko sekundy lub jedna myśl dzieliły go od zakończenia dylematu po swojemu. Ostatecznie. I tego właśnie bał się Luca najbardziej, kiedy widział Garretta ostatni raz w otwartych drzwiach do przedziału. Bał się czy w głowie, której mysli nie potrafił odgadnąć nie zagnieździła się i dojrzała idea pozbycia się zagrożenia raz na zawsze. I co wtedy z Amandą? Czy też była zagrożeniem...?

Ale nic nie mógł zrobić. Próbować nakłonić tamtego do zmiany planu? Bez powodzenia. Próbować przeszkodzić tym samym być może pozbawiając tamtych dwoje szansy na ratunek? Bez sensu. Życie kolejny raz uczyło, że nie ma łatwych wyborów. A na inne czasem po prostu nie ma się żadnego wpływu. Garrett zniknął. Przeciąg zatrzepotał drzwiami jeszcze kilka razy nim ktoś wpadł na pomysł by je zatrzasnąć, pociąg przyśpieszył wjeżdżając na szczyt wzniesienia, a Luce nie pozostało nic innego jak modlić się mimo wszystko o powodzenie dla Garretta i jego planów. Tylko tak był w stanie mu pomóc. Pieniędzy sam nie miał. Nędzne resztki poszły na uzupełnienie garderoby, która w przedziwny sposób niszczała na nim w zastraszającym tempie. Do tego fajki, amunicja... doszło do tego że żeby kupić sobie porządne trzewiki w miejsce tych rozlatujących się będzie musiał znów nagabywać Waltera... Tak. Modlić się do świętego Antonio di Padova i odpoczywać. Spać ile się da, jeść ile wlezie i ćwiczyć. I mieć nadzieję że wkrótce, gdzieś tam w Egipcie zobaczy znów całą ich trójkę... razem...
 
Bogdan jest offline