Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2011, 16:59   #3
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Ostatni uśmiech pojawił się na jej twarzy gdy siedziała już na parapecie okna
- Nie martw się, wrócę przed świtem – zapewniła i zeskoczyła spuszczając się na zaczepionej linie, jej stopy cicho stuknęły o dach nieco niższej sali bankietowej, powoli i ostrożnie zsunęła się na werandę, a po niej już do ogrodu. Kryjąc się w cieniu rozłożystych drzew przemknęła obok wypielęgnowanych krzewów i rzeźbionych ławeczek, przebiegła koło fontanny przedstawiającej jegomościa na koniu, którego wiecznie zadowolona twarz zawsze ją irytowała. Wreszcie stojąc poza murami posiadłości odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że matka z pewnością śpi już albo wizytuje w swojej sypialni hrabiego, z którym zwykła trenować kondycję i czystość głosu, zazwyczaj jednocześnie. Spojrzała za siebie, by upewnić się, że nikt nie podąża jej śladem i lekkim truchtem ruszyła mijając kolejne wille zadufanych w sobie i napuszonych szlachciców. Zwolniła dopiero, gdy zostawiła za sobą dzielnicę, w której spędzała nudne i długie chwile czegoś, co zwykło nazywać się żywotem. Jak można znajdować przyjemność w niekończących się balach, utarczkach słownych świadczących podobno o elokwencji, czy wymianie plotek? Tak, oczywiście każdego interesuje, że Baronowa Karen kupiła do ogrodu kryształową rzeźbę, a lord Thomas zdradza żonę z córką swojego sąsiada… Paranoja…

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, odwróciła się powoli, by zobaczyć jegomościa w średnim wieku, tłuste włosy spływały strąkami na ramiona, a połatana odzież wydzielała odór mogący z powodzeniem zastępować stosowane przez dyplomatów bakcyle zarazy, które zwykli podrzucać do obleganych twierdz. Westchnęła głęboko i ruszyła przed siebie nie przyspieszając kroku. Wolała nie mieć świadków, jednak nawet człowiek ubogi jest, wbrew pozorom, człowiekiem wolnym do czasu, aż arystokratka nie zdradzi mu się ze swoim pochodzeniem, czego z wiadomych względów wolała uniknąć. Może za chwilę znudzi mu się łażenie za nią? W każdym razie postanowiła nie zwracać na niego uwagi i po prostu robić swoje. Drogę znała już dość dobrze, więc podążała pewnym krokiem starając się nie rozglądać na boki, co chwilę poprawiała tylko kapelusz, którego szerokie rondo zasłaniało jej twarz i skrywało płomieniste włosy, taką przynajmniej miała nadzieję. Obdartus musiał prawdopodobnie zauważyć, że coś tu nie pasuje, może wyczuł odróżniający się od smrodu ulicy delikatny zapach magnolii, który rozsiewała dookoła siebie dziewczyna? W każdym razie odgłosy walczących kotów, czy zamykanych okiennic zagłuszyła chrapliwa prośba
- Daj Pani miedziaka…
Westchnęła jeszcze głębiej i poprawiła tylko kapelusz, wpadała w irytację.
- Pani da miedziaka, co?! – powtórzyło się naleganie. „No dobra, jeśli dostanie czego chce to może się wyniesie i da mi spokój.” Dyskretnie sięgnęła do ukrytej sakiewki, gdy nieznajomy zacharczał znowu niecierpliwiąc się widocznie
No dajże zarazo miedziaka!
Emerlin mimo, że może bardziej tolerancyjną, ale wciąż była szlachcianką, od dziecka nawykłą do okazywania jej szacunku, słysząc słowa zacisnęła tylko machinalnie palce na rapierze i szybko wyszarpnęła dłoń z sakiewki
- Zarazo?! – odwróciła się, ale choć była wściekła jej głos pozostał zimny, drwiący i opanowany – Spieprzaj dziadu albo będziesz miał dodatkowy wywietrznik w brzuchu – popatrzyła na niego z pogardą. Nieokrzesaniem sam się chamie pozbawiłeś szans na dobrą kolację i kąpiel, którą mogłeś kupić za ofiarowane pieniądze.

Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła znowu przed siebie odprowadzana tylko wyzwiskami uwzględniającymi w szczególności kolor jej włosów, usposobienie i ulubioną czynność, której zwykła oddawać się jej matka. W tym ostatnim miał akurat dużo racji. Po chwili stanęła jednak przed wejściem do dzielnicy elfów. Kręciło się tam wiecznie pełno straży, ale nie ma się co dziwić, za wszelką cenę ludzie starali się zrobić z długouchych krwiożercze bestie, które tylko pragną ludzkiego mięsa, ci drudzy starali się ratować swój wizerunek z kolei własną strażą próbując przeciwdziałać nocnym rozbojom… Jaki tego skutek każdy widział. Schowała się za załomem ściany jednego z pobliskich domów i odczekała kilka chwil aż minie ją jeden z patroli, po czym cicho przemknęła za ich plecami znajdując szybko schronienie w cieniu i zniknęła w wąskiej uliczce. Trzeba było przejść jak największą część dzielnicy, była pewna, że elf także jej oczekuje, jednak pozostaje kwestia by znaleźć się w jednym miejscu i w tym samym czasie… Cóż, minięcie się może mieć przykre konsekwencje zarówno dla niego jak i dla niej. Gdzie ostatnio się spotkali? Dąb… Tak, to powinno być dobre miejsce, możliwe, że właśnie tam jej się spodziewa. Nie czekając ani chwili ruszyła ostrożnie rozglądając się dookoła, nagle gdy była już niemal u celu w głębszy cień uliczki instynktownie wepchnął ją odgłos, którego najbardziej ze wszystkich nie chciała dziś usłyszeć… Ten śmiech…
- Blaugwert, widzę, że znowu się dziś dobrze bawisz – szepnęła do siebie i przylgnęła plecami do ściany stając się niemal zupełnie niezauważalna dla niewidzącego w ciemności postronnego obserwatora. Poprawiła klamry wysokich butów i sprawdziła rapier szykując się do ewentualnej walki, jednak strażnicy minęli ją grzecznie i zniknęli gdzieś za jednym z wielu zakrętów zbudowanej niczym labirynt dzielnicy elfów. Rozglądnęła się dookoła wysuwając twarz z mroku i popędziła w stronę dębu, od którego dzieliły ją już tylko dziesiątki metrów, jednak kolejny widok ponownie sprawił, iż zagłębiła się w ciemności; owszem, znalazła Elverena, ale było go…trzech… Uśmiechnęła się do siebie na to stwierdzenie. Mężczyzna sprowadził ze sobą dwóch towarzyszy. Czyżby pułapka? Nie, z pewnością nie, nie miał przecież powodów, pomogła mu ostatnio, teraz chciała od niego tylko kilku informacji. Zlustrowała uważnie tajemnicze osoby, których twarze ukryte były pod głębokimi kapturami, mlecznobiałe włosy jednego z nich przynosiły na myśl…maga? Stojąc jak kołek nie tylko niczego się nie dowie, ale może sobie również zaszkodzić. Wzięła głęboki oddech, poprawiła lekko rozchyloną na piersi koszulę, przekrzywiła kapelusz starając się jeszcze dokładniej ukryć twarz i ruszyła lekkim chrząknięciem dając o sobie znać, lepiej nie zachodzić maga od tyłu ani z zaskoczenia, może to się skończyć wypaloną w brzuchu pamiątką
- Witajcie Panowie – popatrzyła na nich przeszywającym spojrzeniem zielonych oczu – Elveren, może mógłbyś nas przedstawić albo choć uprzedzić mnie z kim mam przyjemność, bo mniemam, że nasi goście wiedzą już o mojej osobie dostatecznie dużo – uniosła brew w geście zniecierpliwienia
Elveren począł przewracać prędko oczami. Jeden z zakapturzonych mężczyzn pokręcił głową w kierunku elfa, a jego mleczne włosy zakołysały się. Po tym ruszył w kierunku mostów.
- Em... Ja... - jąkał się Elveren, widać było, że jest zdenerwowany, przestraszony
Drugi, mniejszy, skrzywił łeb i spojrzał na nią nie odsłaniając przy tym swojego oblicza.
Czyli jednak nie wiedzieli o naszym spotkaniu...” przemknęło jej przez myśl
- No dobrze - popatrzyła badawczo na nieznajomego, później na Elverena - Może was zostawię, jeśli macie jakieś sprawy do omówienia? - spytała zniecierpliwiona z każdą chwilą bardziej - Bo my później jednak też mamy coś do załatwienia
To nie poprawiło humoru elfowi. Wydawał się być coraz bardziej spięty.
- No nie wiem, nie wiem Emerlin. Zresztą co ty ode mnie chcesz? Co ja mogę wiedzieć?
Nieznajomy nie drgnął.
- Wiesz coś na temat mojego ojca, prawda? – starała się ignorować obecność tego drugiego, przynajmniej do czasu - Powiedz mi co takiego się stało - poprosiła powoli - Cokolwiek, powiedz cokolwiek wiesz
Elveren łypnął na nieznajomego. Skinął mu głową i oddalił się pozostając jednak w zasięgu wzroku.
- Nic dobrego nie mogę ci przekazać, Emerlin - powiedział prędko elf zniżonym głosem - Twój ojciec był w świątyni Jokhi, tutaj w naszej komunie. Zjawił się tam wieczorem gdy tylko obecny jest wielebny Re'Mewieth. Pomagałem wielebnemu w porządkach przed nabożeństwem i wtedy zjawili się tamci... Było ich trzech... Nie! Czterech. Twój ojciec bronił się długo, ale musiał ustąpić bo... - Elf zmieszał się jakby miał coś do przekazania, lecz…bał się?
- Bo co? - popatrzyła na niego badawczo - Elveren, powiedz wreszcie - upomniała go - O co chodzi? Wiesz kto ich nasłał?
- Ni... Nie wiem kto ich nasłał, ale wiem kto zadał zdradziecki cios...
- Więc kto? - świdrowała go wzrokiem - Wyduś to wreszcie - westchnęła
- Wielebny Re'Mewieth - jęknął i rozejrzał się pospiesznie
- Bredzisz - powiedziała z szeroko otwartymi oczami - Bredzisz Elveren. W co ty chcesz mnie do cholery wpakować? Mam walczyć z NIM?! - potarła zdenerwowana kark - Kto tam jeszcze był?
- Wierz lub nie - naburmuszył się nagle - Zwiali potem i zabrali ze sobą ciało. Mnie nikt nie widział... Przynajmniej tak mi się zdawało. Tych, co usiekłaś niedawno to byli tamci.
- Nie obrażaj się jak panienka - westchnęła znowu - No dobrze, czyli ze świadków pozostał nam tylko wielebny... - zastanowiła się chwilę - Chyba będę musiała pomówić z nim, ale to jednak... hm, wymaga większego zaplanowania dalszych kroków - podniosła na niego wzrok - Dzięki za pomoc, mam u ciebie dług. Poza tym... - wskazała dyskretnie oczami na mężczyznę za sobą - Kim jest tamten? Masz kłopoty?
- Muz, idź już sobie - rzucił elf - Pan Tasartir nie mówił, że masz za mną łazić krok w krok...
Nieznajomy parsknął i podszedł do niej bliżej.
- Jestem Muzdar - powiedział ściągając kaptur
Był może jej rówieśnikiem. Miał ostre rysy twarzy, szare oczy i tłuste włosy spięte z tyłu głowy.
- A ty? Masz kłopoty? - Uśmiechnął się parszywie
- Uważaj, Eme... - Elf syknął przez zęby - To morderca.
- Czego od niego chcesz? - zapytała patrząc na niego kątem oka - Ma długi? Czy raczej zawinił czymś innym? - odwróciła powoli głowę, wolała zachowywać się jeszcze przez chwile ostrożnie, nie znała możliwości człowieka
- Nic ci do tego, panienko - mruknął
- Ma mnie chronić - wytłumaczył Elveren - Ktoś na mnie poluje. Pewnie znajomkowie takich, coś zarąbała niedawno... Muzdar ma dbać by nic mi się nie stało.
- Mylisz się, nawet nie wiesz ile mi do tego - kąciki ust lekko jej się uniosły - Jak na kogoś, kto ma dbać o twoje bezpieczeństwo chyba... zbyt się go boisz, ale nie wnikam - popatrzyła badawczo na znajomego elfa - Do zobaczenia - objęła go na pożegnanie - Gdyby coś wiesz, gdzie mnie szukać, albo pisz - syknęła mu ledwie dosłyszalnie do ucha
- Tylko nie brnij w to zbyt głęboko - mruknął gdy uścisnął ją - Tutaj nie chodzi tylko o twojego ojca.
- Nie martw się i daj znać, gdy będziesz mógł rozmawiać swobodniej - szepnęła i odsunęła się - Do zobaczenia przyjacielu i... - popatrzyła na Muzdara - ...Panie - skinęła lekko głową

Odchodząc nie obejrzała się ani razu choć bardo ją kusiło by sprawdzić co robią jej rozmówcy. Ten człowiek miał go chronić, ale Elveren wydawał się dziwnie przerażony jego obecnością… Westchnęła głęboko. Pozostawało mieć nadzieję, że przyjaciel niedługo się z nią skontaktuje i wyjaśni powody swojego dziwnego zachowania. Tak czy inaczej miała już jakąś informację… Ten cały wielebny maczał palce w zabójstwie… Trzeba było jakoś zbadać całą sytuację. Skierowała swoje kroki do świątyni z zamiarem dyskretnego rozglądnięcia się i powęszenia.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski

Ostatnio edytowane przez Erissa : 14-07-2011 o 22:01.
Erissa jest offline