Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2011, 01:35   #45
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Po nieprzyjemnej wymianie zdań z magiem, Khemorin powrócił do pracy. Nic tak go nie uspokajało, jak ciężki wysiłek fizyczny. Szczególnie, gdy miał coś do przemyślenia. Regularne uderzenia młota o metal poddający się powoli woli twórcy pozwalały spojrzeć na wszystkie rzeczy z innej perspektywy. Mimo woli przyrównał każdą osobę z przydzielonej mu drużyny do kawałka nieobrobionego metalu, który czekał na dobre ukształtowanie. Większość stanowiła wciąż zagadkę, ale o jednym mógł na pewno powiedzieć, że nie chce się nim zajmować.

W pewnym momencie bardziej wyczuł, niż zauważył lekkie zamieszanie przy przejściu z kierunku karczmy. Podminowany po ostatniej wymianie zdań, gniewnym ruchem odrzucił młot na kowadło, a upadające narzędzie brzęknęło, protestując przeciw takiemu traktowaniu i spojrzał spode łba w kierunku, skąd dobiegały echa przyciszonej rozmowy.

- Jak masz jakąś sprawę, to wejdź, a nie skradaj się, jak … - nie dokończył zdania, gdy zorientował się, że tak naprawdę nie wie, z kim będzie miał do czynienia. To wcale nie musiał być ktokolwiek z tej zgrai, która została mu powierzona pod opiekę.

Emilly została wyrwana z własnego świata w którym słuchała pięknej melodii której jeszcze nigdy do ton nie znała. Uderzenia młotem sprawiały wielką przyjemność dla jej uszu. Podeszła do Khemorina który się pierwszy odezwał. Wstyd jej się zrobiło bo zamiast słuchać jego słów chciała ponownie słuchać melodii którą grały uderzające narzędzia. Zarumieniła się jak burak po czym spojrzała w twarz krasnoluda. Złapała więcej powietrza w płuca i rozważnie układając zdania odpowiedziała.

- Wybacz Khemorinie że przerywam ci tak cieszką i wspaniałą pracę... Przyszłam w dość istotnej sprawie do ciebie jednak nim zacznę mówić na temat który miałam zamiar mówić proszę wyjaw mi które to narzędzie wydawało tak piękny choć drażniący uszy dźwięk? Może nie mam takiego słuchu jak elfy i nie umiem tworzyć pieśni ,ale melodia życia jest cenniejsza dla mnie niż wszystko inne.

Krasnolud westchnął głośno, wznosząc jednocześnie oczy do nieba w grymasie irytacji. Najpierw trafił mu się jakiś młokos z przerostem ego, a teraz okazało się, że ta, którą uważał za najlepszy materiał, ma duszę artysty i niespełnionego elfa. W innych okolicznościach prawdopodobnie ucieszyłby się z tak miłego komplementu, ale teraz ciągle odczuwał rozdrażnienie po rozmowie z Sylviusem, co znalazło ujście właśnie teraz na niewinnej niziołce.

- Młot - odburknął w odpowiedzi na grzeczne pytanie. - Co to za sprawa? I pośpiesz się, bo żelazo mi stygnie. - Ponaglił na zakończenie rozmarzoną rozmówczynię.

Ton nie był zbyt przyjazny, a i formie wiele brakowało do uprzejmości. Emilly wyczuła nutę zdenerwowania w głosie krasnoluda więc postanowiła poważnie podejść do tematu. W końcu drużyna na nią liczy, no poza nerwusem.

- Khemorinie wybacz że przerwałam pracę ,ale sprawa tyczy się naszej wędrówki. Raczej powiedziała bym opieki twojej nad nami. Ja otwarcie mogę się przyznać nie mam zbyt wielkiego doświadczenia co do podróżowania ,ale mam ochotę pokonać wszelkie przeszkody i sprawdzić swoje umiejętności. Jednak wiem że nasza podróż bez silnego doświadczonego wsparcia nie ma szans. Raczej bardziej czuję że może nie mieć szans...

Tu Emilly zrobiła krótką przerwę przez myśl przeszły jej wszystkie czarne scenariusze jednak postanowiła kontynuować rozmowę dalej.

- Chciała bym się upewnić tylko czy ty zostaniesz naszym przewodnikiem... Nie chcę byś nas prowadził za rączkę ,jednak chcę byś otwarł nam drzwi do naszej przygody...

Emilly spojrzała na metal który stygnął w piecu krasnoluda po czym postanowiła ich przyrównać do takiego metalu.

- Jesteśmy jak metal z którego ty tworzysz piękne rzeczy. Nas również trzeba wziąć pod obróbkę dobrego kowala.

Pochlebstwa wyraźnie pozytywnie wpłynęły na nastrój jej rozmówcy, bo ściągnięte gniewnie brwi powoli rozeszły się, a czoło wygładziło. Broda poruszyła się wokół ust, ale trudno było powiedzieć, co się z nimi działo. A był to lekki grymas uśmiechu, który przemknął przez twarz krasnoluda, gdy jego młoda rozmówczyni prawie powtórzyła jego myśli sprzed chwili. Westchnął z ulgą i odprężył.

- Obawiam się, że nie wszyscy z drużyny w ten sposób postrzegają moją rolę w tej wyprawie. Zdaje się, że niektórzy widzą we mnie jedynie osiłka, który ma nadstawiać za was karku i zapewnić bezpieczną podróż. Ale proszę, wejdź dalej. - Powiedział już dużo łagodniej i wskazał w głąb swojego warsztatu. - Będziemy mogli spokojniej porozmawiać.

Emilly spojrzała na krasnoluda. Zmierzywszy krasnoluda od stóp po głowę uśmiechnęła się wesoło cichutko chichotając. Po czym nie wiedząc co w nią wstąpiło powiedziała.

- Przepraszam, masz robić za osiłka hihihih Przecież ja mam szersze ramiona od ciebie tylko że jakiś czar na mnie rzucili i zmniejszyłam się od tak sobie.

Emilly zaczęła się wesoło śmiać po czym czerwieńsza od rzodkiewki zrozumiała co się stało by złagodzić sytuację już spokojniej ,ale z zawstydzeniem odpowiedziała.

- Wybacz proszę moje zachowanie. Nie chciałam cię urazić ,ale uważam że każdy powinien umieć bronić własne plecy. I powinien wiedzieć jak sobie radzić w ciężkich chwilach owszem nie powiem ,że proszenie o pomoc jest złe. Jednak sądzę że jeśli się nie będziemy starać o przetrwanie to czy ma sens ta wyprawa?

Przez chwilę marsowy wyraz powrócił na twarz Khemorina. To nie była właściwa chwila na żarty. W każdym razie on nie był w nastroju na żarty. Gdy padły słowa przeprosin, trochę się rozchmurzył, ale tym razem broda nawet nie drgnęła.

- Musisz panować nad sobą. - Powiedział całkowicie poważnie patrząc prosto w oczy swojemu gościowi, co było o tyle łatwiejsze, że byli prawie tego samego wzrostu. - Takie zachowanie może nas wpędzić w nie lada kłopoty, jeśli powiesz coś za dużo, albo zaczniesz żartować w nieodpowiednim momencie. Zapamiętaj to sobie. Nie możesz zachowywać się jak dziecko. Wyprawa wygląda na łatwą i przyjemną, ale wcale nie musi być taka.

Podniósł leżący na ziemi młot, który rzucił, gdy zirytowany szedł zobaczyć intruza.

- Jeśli chodzi o mój udział w wyprawie, to zależy przede wszystkim od tego, czy reszta podzieli Twoje zdanie w sprawie mojej roli. Wiem na pewno, że Ważniak i ja mamy odmienne opinie w tej kwestii. I to na tyle odmienne, że razem nie wyruszymy w jednej drużynie.

Złapał w szczypce przestygnięty już kawałek metalu, włożył w żar pieca i zaczął miarowo poruszać miechem.

Emilly patrzała swoimi jasno błękitnymi oczami w wielkie ,piękne ,brązowe oczy krasnoluda. Jego dojrzały i spokojny sposób w jaki prowadził rozmowę sprawił ,że Emilly poczuła się nieco nieswojo. Jednak poczuła że w krasnoludzie jest coś co sprawia ,że pragnie mu zaufać ,a zarazem przeskoczyć jego umiejętności wiedzę ,dojrzałość a może coś więcej. Sama nie była pewna ,ale poczuła chęć zmierzenia się z tą misją u jego boku jako towarzyszki.

- Khemorinie ... Pozwolisz że będę zwracać się do ciebie po imieniu i wyrażę swoje zmartwienie na temat tej misji?

- Oczywiście. - Potwierdził kowal. - W obu sprawach.

- Obawiam się że coś z tą misją jest nie do końca pewne. Może to głupie myślenie ,ale mam wrażenie że gildia coś ukrywa przed nami. Może to tylko mój wścibski nos i mam nadzieję złe przeczucia ,ale obawiam się że coś się pod tym wszystkim kryje. Nie chciała bym by ktokolwiek zginął przez nasz brak informacji na ten temat. Co do Sylviusa nie przejmuj się nim jak ja to mówię “W stadzie zawsze musi być czarna owca”.

Emilly uśmiechnęła się wesoło parząc jak ogień tańczy po metalu. Po czym ponownie spojrzała na Khemorina i kontynuowała rozmowę.

- To bogaty, rozwydrzony dzieciak któremu nikt jeszcze nie utarł nosa bo się obawiają jego bogatej rodzinki. Jak dostanie raz drugi w zęby złagodnieje. W sumie to ja tu jestem najgorszy dzieciak ... heheh Mam nadzieję ,że mimo wszystko staniesz u naszego boku i będziemy mieli okazję przekonać się razem co tak naprawdę ta misja kryje w sobie. Co do mojego języka niestety taka już jestem najpierw mówię potem pomyślę ,może to być moja najbardziej kłopotliwa cecha dla wszystkich w drużynie. Jednak wiedz Khemorinie że poważnie podchodzę do tej misji i mimo ,że nie znam tych ludzi nie pozwolę ich skrzywdzić. Nawet jeśli gildia wysłała nas na pewną śmierć nie mówiąc nam o tym.

Emilly znów spojrzała w tańczące płomienie jej twarz spoważniała ,a czerwień na policzkach znikła. Na twarzy Emi było widać powagę i głębokie zamyślenie ,a jej policzki różowiły się delikatnie od żaru paleniska. Chciała jednocześnie odejść ,a zarazem zostać i słuchać dźwięków wokół niej jednak siła spokoju jaka udzieliła się jej od Khemorina sprawiła że czekała na jego odpowiedź. Przez dłuższą chwilę krasnolud milczał, a w pomieszczeniu rozlegały się jedynie regularne uderzenia młota o metal leżący na kowadle. Najwyraźniej rozważał nowości, których przed chwilą się dowiedział. Nie podzielał patetycznego podejścia młodej kobiety, ale nie mógł wykluczyć, że rzeczywiście w całej sprawie drugie dno. Ostatnie uderzenia spadły na prawie gotowy przedmiot, który po chwili dołączył do innych, już zakończonych. Tym razem spokojnie, prawie z namaszczeniem, odłożył narzędzia na swoje miejsce, wytarł ręce w fartuch i odwrócił do Emilly. Wszystko wskazywało na to, że decyzja została podjęta.

- Nie wiem, czy gildia zdecydowałaby się na wysłanie Was na śmiertelną wyprawę wiedząc o tym. A na pewno nie wysłaliby tego całego Sylviusa, choćby z obawy przed jego rodziną. A co do niego samego, to nie widzę dla niego nadziei. Jest idealnym kandydatem na tyrana, a na pewno zdrajcę. Ma wybujałe ambicje, całą resztę świata traktuje jak śmieci i jest tchórzem. On nie stanie do otwartej walki, tylko wbije mi nóż w plecy. A ja jestem już za stary, żeby tak ryzykować. A jeśli chodzi o dostawanie w zęby, to on nigdy się nie przyjmie do swojej zakutej mózgownicy myśli, że mógł dostać, bo coś zrobił źle. On wszystko robi cudownie, to inni są zawsze winni. A pierwszym winnym będę ja, bo przecież gildia mi zapłaciła, żebym was ochraniał. - Pokręcił głową bez przekonania. - Ale spróbujmy inaczej. Nie mam zamiaru wam rozkazywać. To jest wasza wyprawa, a ja mam wam pomagać i ochraniać, w miarę możliwości. Jeśli inni stwierdzą, że Ważniak ma z nami dalej jechać, zaryzykuję i ścierpię go w drużynie. - Uśmiechnął się ironicznie półgębkiem. - Choć właściwie nie powinienem chyba o was tak mówić, bo wystarczyła niewielka przeszkoda, jaką była informacja o opóźnionym wyjeździe, a rozpierzchliście się, jak owce pozbawione pasterza. Daj mi znać, kiedy się wszyscy znów zbierzecie, to znów porozmawiamy. - Wskazał ręką przejście do wnętrza karczmy. - I chętnie się dowiem w końcu, co Wy wiecie o celu tej wyprawy. - Dodał idąc obok.

Emilly skłoniła się nisko i podziękowała jednak nim wyszła dodałą z uśmiechem.

- Właśnie się wszyscy zebraliśmy w karczmie jeśli chcesz zapraszam do stolika przyrzekam że zaknebluję tom słodką buźkę Nerwusowi ...

Emilly mrugnęła okiem, uśmiechnęła się szczerze i wesoło do Khemorina i odchodząc dodała jeszcze.

- Khemorinie czy mogę wpaść kiedyś posłuchać muzyki twego młota i śpiewu ognia z komina?

- Jeśli wrócimy, to zawsze jesteś mile widziana. Niedługo do was dołączę, tylko się przebiorę. - Odpowiedział ciepło i odszedł w kierunku prywatnej części karczmy ...
 
Smoqu jest offline