Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2011, 09:25   #306
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Tłusty, blady i zmęczony Herbert miał sen. Śnił, że wisi omotany lepką pajęczyną w samym środku sieci i przez wąską szparkę w niciach widzi, jak powoli zbliża się do niego gigantyczny pająk śliniąc się na widok omotanego i kompletnie bezbronnego człowieka.
Potem Hiddink się obudził … i nic się nie zmieniło. Był omotany i nic nie mógł zrobić. Wiadomość o zniknięciu Amandy była dla niego prawdziwym ciosem. Jednakże wszystkie próby przekonania Mac Dary, że muszą zostać spełzły na niczym. Nie działały na niego, ani prośby, ani groźby. Jakby Anglik był impregnowany na słowa Hiddinka. Jedyne co uzyskał Herbert, to przekonanie Gilroya, że Amandzie i Leonardowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i by wziął swoich ludzi do galopu. W końcu zniknęli sprzed nosa Mac Dary, więc niejako był on odpowiedzialny za ich niedopilnowanie.
Hiddink czuł się źle z tym wszystkim. Trzeba przyznać brutalnie, iż Leonarda niezbyt żałował. Chłopak od jakiegoś czasu był spisany na straty coraz głębiej pogrążając się w szaleństwie, ale Amanda … Herbert czuł się za nią odpowiedzialny, a teraz musiał jej los powierzyć w ręce innych. Gdy towarzysze wrócili ze spotkania z Zakonem Świtu dowiedział się, że i oni będą szukać zaginionych. To było w zasadzie wszystko co mogli zrobić. Spakowani podążyli na dworzec pod eskortą Anglików. Hiddink szedł milczący, jak na skazanie. Gdy pociąg ruszył przez jakiś czas obserwował stojącego na peronie Mac Darę, w końcu gdy już minęli tablicę z dumnie wymalowanym napisem „Kalkuta” usiadł ciężko na kanapie przedziału mląc w ustach krótkie:
- Skurwiel.
Wtedy głos zabrał Garrett pokazując, że większe jaja, niż oni wszyscy razem wzięci. Słowa Dwighta podziałały na Hiddinka niczym łyk lemoniady na środku pustyni.
- Idę z Tobą. – oświadczył bez zastanowienia. - Nie możemy jej … ich zostawić. Tak się po prostu nie robi.
Zerwał się zastanawiając co ze sobą zabrać. Jednak zaraz dopadły go wątpliwości. Stał niepewnie pocierając dłonią brodę.
- Nie … - powiedział powoli namyślając się nad czymś.
- Trzeba będzie w Bombaju wyjaśnić Twoje zniknięcie. Nie możemy z nimi tak pogrywać, bo nie wpuszczą nas do Egiptu. Ja załatwiałem transport i to ja powinienem wziąć na siebie udobruchanie Brytyjczyków. Po za tym sam sobie lepiej poradzisz.
Sięgnął do kieszeni po portfel i wyciągnął plik banknotów podając detektywowi.
- Weź przyda Ci się. Dzięki Dwight. Uratuj Amandę stary, a przysięgam, że do końca życia będziesz miał u mnie darmową szklaneczkę najlepszej whisky.
Chwycił dłoń detektywa i silnie uścisnął na pożegnanie. Po chwili znów wyglądał za okno w ślad za skaczącym przyjacielem. Tym razem jednak w jego oczach lśniła radość. Garrett dał mu coś bezcennego. Przywrócił mu nadzieję. Usiadł i westchnął z ogromną ulgą.
- Nie możemy się poddawać rozpaczy. Dum spiro spero. – stwierdził cytując zasłyszaną łacińską sentencję i wyciągając cygaro.
 
Tom Atos jest offline