Tak więc z powrotem na statku. Pewnie kapitan chciał się pozbyć najbardziej nieprzydatnych załogantów. Aye, aye, sir! Po pierwsze ewakuować kobiety, dzieci, urzędasów i ochlejów.
Doktor popatrzył tępo na towarzyszy niedoli. Ochroniarz ćwiczył groźne miny, inspektor robił, co chciał, Erica próbowała pozbierać się do kupy, jeden pilot się pieklił, a drugi wcinał te swoje orzeszki i zapijał colą. Rabourn zatrzymał wzrok na puszce napoju… Taa… Bez słowa wyszedł do kuchni, gdzie nalał sobie… wody z kranu.
Rzecz jasna mógłby teraz zacząć z poczuciem profesjonalnego obowiązku biegać i przygotowywać sprzęt medyczny. Dla tych wszystkich rannych towarzyszy, jacy zaczną zbiegać na pokład, gdy tylko na Lotosie rozpęta się piekło… Ale po co? I oczywiście mógłby upomnieć załogę o konieczności połączenia z bazą… Ale czy oni se kurwa sami nie poradzą?
W bezkresnej ciemności kosmosu trwały w ciszy dwa złączone statki. Wśród garstki ich zagubionych załogantów doktor Rabourn bardzo starał się być najmniej przydatnym.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |