Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2011, 20:40   #3
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Tölgy


Ciało więźnia numer 3234327 ociekało potem. Na Gehennie nie było zbyt wiele miejsca, by utrzymywać sprawność fizyczną, dlatego też Tölgy ograniczał się do pompek wykonywanych w wąskiej celi. Czasami też szedł do jednej z dawnych stołówek przerobionych na prowizoryczną siłownię i wyciskał nieco więcej.

Po intensywnym wysiłku zaczęło go suszyć. Wiedział, że stosunkowo niedaleko jest miejsce, gdzie można napić się alkoholu za parę fajek. Cyrk. Miejsce, gdzie gang przesiadywał, gdzie pito i bito się, gdzie można było poderwać jakąś laleczkę i zabawić się troszeczkę. W szalonym, więziennym życiu, takie przyjemności były czymś, co wypełniało nudę i monotonię dnia codziennego.

Chociaż pojęcia dzień czy noc też w zasadzie już nic nie znaczyły.

Tölgy opuścił celę i ruszył do Cyrku. Miał ochotę zaszaleć. Zbierało się to w nim od pewnego czasu.

- Tölgy – na skrzyżowaniu spotkał znajomka, nazywanego Majstrem.

Znali się. Pracowali razem przy kilku robotach.

- Arlekin szuka chętnych do wypadu na terytoria Hien – powiedział Majster. – Pomyślałem o tobie. Chciałbyś zapolować blisko Straconych Korytarzy.

Arlekin. Szajbus będący szefem lokalnej grupy Rippersów. Łeb jak pisanka. Jaja jak wydmuszki. Z implantowanymi zębami i okiem. Gorszy, niż czyraki na dupie.

- To jak? Wchodzisz w to?



Double B


Tatuaż z numerem 7514361 zaswędział i Duble B podrapał się po spoconej skórze. Pomieszczenie było przegrzane, co przeszkadzało zarówno więźniowi, jak i komputerom. Jednak Gildia przydzieliła mu zadanie i chciał wypaść jak najlepiej.

Dwóch ludzi z The Punishers pilnowało korytarza, a on zajął się spierdzielonym sterownikiem rozdzielającym strumienie ciepła i odpowiedzialnym zarówno za podlegające gangowi Agrodomy, jak też za temperaturę w znacznej części sekcji . Udało mu się w końcu zlokalizować i usunąć usterkę, teraz jednak pozostało zaprogramowanie urządzenia od nowa.

Double B siedział w małym pomieszczeniu technicznym, gdzie z trudem łapał oddech. Węzeł znajdował się na korytarzach pomiędzy sekcjami, na tak zwanej „ziemi niczyjej” – u styku terytoriów Rippersów, Gildii Zero i ześwirowanych Gotek. Dwaj ochroniarze na początku żartowali ze sobą, potem jednak znużeni dusznym upałem, zajęli się pracą.

Double B był już bliski końca pracy, kiedy nagle usłyszał krótki krzyk i przez wąską szczelinę niedomkniętych drzwi technicznych na korytarz zobaczył, jak jeden z The Punishers pada na ziemię. Szklisty wzrok i charakterystyczny zapach krwi mówił jednoznacznie, że ochroniarza spotkała niespodziewana i gwałtowna śmierć.

Drugi The Punishers – chyba miał na imię Paweł – kaszlał gdzieś, poza zasięgiem wzroku Double B. Odgłos ten był wyjątkowo paskudny. W chwilę później skulony w ciemnym i wąskim pomieszczeniu technicznym skazaniec usłyszał ciężkie kroki i obrzydliwy dźwięk kojarzący się z miażdżoną ciosem czaszką.

Potem usłyszał dyszenie. Chrapliwy, głośny dźwięk. Rozległo się szuranie i twarz pierwszego z ochroniarzy znikła z pola widzenia przyczajonego w półmroku informatyka. Najwyraźniej ktoś, lub coś odciągnęło trupa.

Serce Double B o mało nie wyskoczyło z piersi. Nie wiedział ilu było napastników, kim byli i skąd się tutaj wzięli, ale wiedział, że jeśli znajdą go w tej klitce, podzieli los najemników z The Punishers.



APACZ

Numer 8271223 zwany Apaczem siedział i z namaszczeniem palił papierosa z dziennej racji. Lubił to uczucie. Przyjemne wspomnienie dawnego życia poza GEHENNĄ.

Drzwi celi przesłonił jakiś cień. Apacz spojrzał niespokojnie na tego, kto go rzucał. Jerome. Numer 6356241. Koścista twarz pomalowana we wzory zdradzające przynależność do gangu i jednocześnie maskująca stare blizny.

- Nasza kolej, Apacz – rzucił Jerome.

Właściciel celi podnosi się. Dopala papierosa i dopiero wychodzi, upewniwszy się, że zabrał niezbędne klamoty. Wyszli.

Aby dotrzeć na miejsce, musieli przejść prawie całą sekcję. Znane korytarze oświetlone oszczędnie nielicznymi żarówkami, które miłośnicy farby pomalowali na różne kolory. Dzięki temu życie zdawało się być bardziej kolorowe. Tu i ówdzie artyści dawali upust swoim fantazjom bazgroląc na ścianach. Hasła propagandowe gangu, śmieszne rysunki czy też zwykłe wulgaryzmy. Wszystko znane aż do znudzenia.

Zeszli po drabinie poziom niżej, na korytarze pełne rur, wiązek kabli i wąskich przewodów wentylacyjnych. Gehennę zaprojektowano tak, że gdyby nawet jakiś więzień nawiał, to nie miałby za bardzo gdzie się skryć. Poza tym miał pieprzony GPS w sercu. Oczywiście przejście przez anomalię zmieniła wszystko. Ludzi też.

Dotarli do punktu wartowniczego. Dwaj inni członkowie gangu już na nich czekali.

- Nie śpieszyło się wam, kurwa – rzucił jeden z nich ze złamanym nosem.

- Pierdol się, pedale – odpowiedział uprzejmie Jerome.

W odpowiedzi tamta dwójka zaśmiała się jedynie i po pokazaniu kilku obscenicznych gestów poszła tam, skąd przyszli zmiennicy.

* * *

- Czułeś to, Apacz?

Jasne, że poczuł. Drżenie pokładu. Jakby ...
Nie, to niemożliwe!
Nie mogli przecież lecieć.

Nim zdążyli ochłonąć zaalarmował ich inny dźwięk.

W drzwi – granicę prowadzącą do zakazanej strefy – coś lub ktoś zaczęło walić opętańczo.

Jerome złapał uchwyt miotacza płomieni, przyspawanego do specjalnego stojaka za barykadą z pustych skrzyń i pojemników. Włączył iskrownik i dysza zapłonęła niebieskim ogniem. Teraz wystarczyło skierować lufę w określoną stronę, wcisnąć spust i miotacz rzygał płonącą substancją na odległość do dwudziestu kroków.

Mieli też krótkofalówkę, by zawiadomić szafa ochrony gangu, jednak gówno często się psuło.

Apacz miał lepszy słuch. Oprócz walenia w stalową gródź słyszał jeszcze jakieś spanikowane okrzyki. Jeden z głosów brzmiał jak kobiecy. Jerome spojrzał na kompana szukając w nim oparcia.

To była zakazana strefa. Korytarze niczyje, często nawiedzane przez Pokraki – zmienionych przez Anomalię ludzi. Ale Pokraki nie wrzeszczały, jak ludzie.





Kristi J. Lenox

Po pracy udała się prosto do swojej celi. Mijając ludzi z Gildii pozdrawiała ich ręką. Byliście chyba jedynym gangiem, który cenił sobie coś więcej niż siłę, ale i wśród was nie brakowało psychopatów.

Czekał na nią siedząc w kucki przed drzwiami jej celi.

Chudy. Mniej więcej w wieku Kristi, ale mocno zniszczony przez więzienie. Oznaczenia gangu The Punishers, broń – pistolet energetyczny – przy boku i rękawica z ostrzami na nadgarstku.

Poderwał się na jej widok, a kobieta mimowolnie obejrzała się, czy członkowie Gildii są w zasięgu głosu. Byli.

Zauważył jej reakcję. Uśmiechnął się. Miał ładne, zadbane zęby.

- Ty jesteś Lenox – zapytał kobietę wprost, głosem nawykłym do bezpośredniości.

Pokiwała głową.

- Nazywam się Cathal. Wiem, że interesują cię pewne informacje. Bardzo możliwe, że będę w stanie ci pomóc, ale za odpowiednią zapłatą.

Pokład pod ich nogami zadrżał. Spojrzeli na siebie. Dwie wystraszone twarze. Statek... włączył napęd. Co to mogło oznaczać?






Raina L. Stars


Raina miała blisko do swojego pokoju. Z uporem starała się nie nazywać celi celą.


Zauważyła ich w ostatniej chwili, kiedy wyszła na nich zza zakrętu. Łyse głowy, kolczyki, tatuaże.



Gang Desperados, z tego, co się orientowała.
Ich widok przerażał.



- Cześć chica – zagaił starszy wyluzowanym tonem. – Słyszałem, że potrafisz załatwić troszkę mercancia na boku. Me entiendes?

- Jakoś się dogadamy, chica – dodał młodszy. – Może jako zapłatę przelecimy cię we dwóch, jak nikt nigdy dotąd? De que le queda?

Zaśmiał się paskudnie.

- Calmarse, Eugenio – uspokoił kumpla straszy. – Bzykanie możemy dodać gratis, jak chcesz, carino.

Dziewczyna rozejrzała się na boki. W pobliżu kręcili się co prawda członkowie jej Gildii, ale nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 22-07-2011 o 20:55.
Armiel jest offline