| I tak pierwszy pilot skoczył. Czemu?... Diabli wiedzą, czasem z tym nie dojdziesz... ludzie pękają w stresie, w izolacji... A pilot od początku nie coś odpierdalał... z tymi orzeszkami i w ogóle. Skoczył i tyle, idiota. Nie żeby doktor Rabourn nie rozważał czasem samobójstwa - w samotności, w ciemnym, ciasnym mieszkadle z na wpół opróżnioną butelką w ręce... Ale uważał, że póki człowiek myśli i gada, żeby TO zrobić, to TEGO nie zrobi... Co innego, gdy się pęka... nagle, jak... A, cholera, o czym tu dumać? Jeden denat więcej niewiele zmieniał w rachunku.
Załoga rozpoczęła naradę: - Da rade może pociągnąć jakiś przewód paliwowy? – spytał Kachimi - Obrót zrobić jakiś? Chyba są tu jakieś małe transportery, paliwo można by nimi przewieźć. Fakt, zajmie to troche, ale zawsze to coś. Ja mogę spróbować odzyskać “władze” nad statkiem i ogarnąć to co może się przydać z elektronicznego punktu widzenia. A wy? - Przewodów paliwowych takiej długości nie ma nigdzie, ale kolejką można przewieźć wypompowane paliwo. - Pierwszy pilot szybko ocenił sytuację. - Nadajniki radiowe konstruowano już w czasach, gdy ludzie jeździli konnymi dorożkami... ale to nie ja jestem elektrykiem - doktor wzruszył ramionami. - Nie ma tu żadnego sygnału. Oczywiście dla odbiorników Fokusa, Lotos pewnie ma jakieś ogromne anteny. - Pilot ponownie odniósł się do pomysłu. - No, niech Chińczyk się tym martwi. – Odpowiedział lekarz. - Powiem wam... Stawiam sto kredytów, że jeśli ktoś tu przeżył, będzie w sekcji medycznej. Ludzie, jak panikują, zawsze uciekają do lekarzy. - Możemy się podzielić na grupy i sprawdzić te miejsca. Tylko kto gdzie idzie? - Sanders w końcu zabrał głos. - Ja jestem za nierozdzielaniem się. Jak gdzieś iść to kupą, mości panowie - powiedział Martin nieco słabym głosem. - Niech technicy idą po paliwo – odparł lekarz - a umysłowi do sekcji medycznej... i może do biur. - Nie jestem chińczykiem... Rozdzielanie się ma swoje wady i zalety, nie jest bezpiecznie ale wszystko będzie działo się szybciej. - Wtrącił Hideki lekko poirytowany.
Johan Foresterd długo się przysłuchiwał planom i roztrząsaniom kompanów, kiedy sam analizował sytuację. W końcu zebrał się, żeby coś powiedzieć. - Czy nie zastanawia was do cholery, ta cała kwarantanna i dlaczego pilot skoczył w przepaść, uprzednio wypompowując nam bynkę z baków! Cholerni idioci... - zamarudził pod nosem - Jeżeli coś mamy zrobić, to przeszukać ciało kapitana. Może ma przy sobie dziennik, dowiemy się co tu u diabła się dzieje i działo. Nie zapomnijcie o tych cholernych trupach w lobby! - skończył wypowiedź, dodając tylko - Nie jesteście tu na cholernych wakacjach! - Jak już masz nerwicę to skacz za nim - ja psychiatrii nie prowadzę - wymiana nieuprzejmości nieco ożywiła doktora. - Panie kapitanie, proszę o przydzielenie mi inspektora, jednego ochroniarza i Chiń... pana Kachimiego. Pojedziemy do sekcji medycznej czegoś się dowiedzieć. Cokolwiek tu się działo - było dość krwawe, by zapędzić tych, którzy przeżyli do szpitala. - Popieram ten pomysł. Swoją drogą krzyk nigdy nie pomaga w takich sytuacjach, miło, że szanowny pan nam przypomina tę całą masakrę. Znowu mi się zbiera przez to na wymioty... – Dodał Azjata. - Dowcipne, panie lekarz, ale jakby potem pan skakał, niech nie liczy na współczucie. – odgryzł się mechanik - Ja bym poprosił o pana Kachimiego i Milesa w celu udania się do radia i wysłać komunikat pierwszego stopnia na ziemie. - Jeśli mogę się wtrącić do tej zapierającej dech w piersiach dyskusji: Ja już przeszukałem kapitana, miał przy sobie tylko rewolwer - inspektor wyciągnął zza paska broń. - Myślałem, że jest tu 2 elektrotechników. – powiedział Hideo - JA pójdę z Tonym do sekcji medycznej a Ed uda się do radia? Czy tak może być? - Tylko że twoje umijętności znam, a on jest mi obcy. Ale zgadzam się na to. Ale to Pan podejmuje tu decyzje, Panie Sanders – Forester zwrócił się do szefa misji.
- Kachimi, pójdziesz z Fosterem, Ed z drugą grupą. Reszta zostanie tutaj. – Rozkazał dowódca. - Kapitanie, pan da ochroniarza. – wtrącił lekarz - Ja jako osoba z wyższym wyksztalceniem... i inspektor także... ja nie będę się narażać!
Sanders zrobił minę jakby tego się obawiał. - Johan, idź z nimi...
I tak oto ustalili plany. Rabourn miał się udać do sekcji medycznej… Na dobrą sprawę nie miał pomysłu, po co… Ale w szpitalu przynajmniej będzie wiedział, co do czego służy… Już wolał to od łażenia po jakiś silnikach i wysadzenia statku przypadkową wajchą.
Poczłapał więc w stronę kolejki, czując, że trójka załogantów idzie za nim. Cholera, to teraz on ma być jakimś dowódcą grupy? Oby nie. Mógł się w ogóle nie odzywać – po kiego się wtrącał? Nic nie robienie było najbezpieczniejsze, a on musiał jak dureń wypalić o tych ocalałych w szpitalu… Co w niego wstępowało?
Wezwał kolejkę kinetyczną i wcisnął ręce w kieszenie mocnego ratowniczego kombinezonu. Ramię miał obciążone przewieszonym krzywo plecakiem – ciężkim, bo zapomniał się przepakować i targał teraz cały ekwipunek. Pod mankietem lewej dłoni zaciśniętego miał medycznego TechNIK. Był świetnie przygotowany, gdyby przyszło teraz ratować ofiary wypadku górniczego. I ni cholery nie gotowy na to, co ich czekało…
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
Ostatnio edytowane przez JanPolak : 24-07-2011 o 22:42.
|