Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2011, 23:44   #11
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Peron był cholernie cichy. Sam w sobie nie wydawał żadnych dźwięków. Jego otoczenie też było ciche. I to było dziwne. Żadnych klaksonów wymieszanych z krzykami szarych taksówkarzy. Żadnych rozmów czy szeptów dobiegających znad peronu. Ale było tu jeszcze coś. Zapach, a raczej jego brak. Nie pachniało detergentami czy szczynami jak na każdej porządnej stacji. Tu nie było czuć ani słychać nic. To miejsce było tak obojętne, że aż tępiło zmysły. Kłóciło się z odwiecznymi prawami natury...

Lekko zdezorientowany Cassio ruszył wzdłuż pociągu wraz z nowo poznanym mężczyzną. W sumie wyglądał na młodego i porządnego. Był przy tym towarzyski jak miało się wkrótce okazać. Mijając drzwi od pierwszego - jak się okazało pustego - wagonu mężczyźni rozpoczęli konwersację.

- Jestem Cassio. A ty? - zapytał murzyn.

- Patrick. - odpowiedział wyciągając dłoń młodzieniec. - Jak myślisz, co tu się dzieje?

- Nie wiem, ale zaraz się przekonamy. - odparł mulat ściskając dłoń. - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się wysilać. Nie chciałbym złapać żadnej kontuzji... – dodał ciszej z nieukrywaną goryczą.

Potem zapadła cisza. Cassio wydawało się, że słyszy cichutką grę na Berimbau. Bliski mu instrument nie mógł oczywiście tu zaistnieć więc wyobraźnia Montero powoli zaczynała przeciwstawiać się złowrogiej ciszy. Jego serce zabiło mocniej, gdy zbliżał się do maszynowni. "Capanga" myślał o tym co mogło się przytrafić prowadzącemu pociąg człowiekowi. Nie chciał zobaczyć rozczłonkowanego ciała, nie chciał patrzeć na ściekającą po stopniach metra krew, nie chciał... zdecydowanie nie chciał zapowiedzianej już podczas jazdy śmierci.

***

- Tato! Czy Mestre Calinio musiał akurat teraz umierać? Taki wielki człowiek. Jeden z największych capoeristas. - powiedział młody mulat patrząc z nadzieją na ojca.

- Cassio, musisz zrozumieć, że śmierć nie daje nam wyboru. Śmierć nadchodzi niespodziewanie. Niektórzy myślą, że w chwili śmierci widzisz całe swoje życie przed oczyma. Nam jedynie zostaje sprawić aby było na co popatrzeć... - odparł ojciec gładząc młodego po głowie.

***

Okienko kabiny maszynisty znajdowało się zaledwie parę metrów od wylotu ciemnego tunelu. Tunelu tak ciemnego, że wywoływał gęsią skórkę na ciele Brazylijczyka. Nagle zawiało chłodem. Nadal nie było słychać nic, ale chłód panował tu niemiłosierny. Cassio i Patrick spojrzeli do środka pomieszczenia...

- Co to kurwa ma znaczyć? Czy ja śnię? - zapytał szczypiąc się w lewe przedramię Patrick.

- Nie śnisz. To chyba zabawa jakiegoś świra... - odpowiedział sportowiec zdenerwowany.

Wewnątrz wszystko było takie... dziecinne. Podłoże sterowni pokrywał kraciasty kocyk. Wokół były porozwalane dziecięce zabawki. Plastikowe, małe samochodziki, drewniane lalki oraz kolorowe kredki. Ściany pokrywały różnorodne malowidła. Powykrzywiane drzewka, patyczkowaci ludzie oraz humanoidalne zwierzęta przyprawiały Cassio o zawrót głowy. W sumie nie dziwił się reakcji Patricka. Też nie wyglądał na spokojnego. Serce waliło mu jak oszalałe... gdy w kącie zobaczył skulonego kilkuletniego chłopca. Był chudziutkim blondynem o krótkich, kręconych włosach.

W pewnym momencie Cassio usłyszał głośny krzyk przepełniony bólem. Odruchowo obrócił się w tamtym kierunku. Z tunelu pośrodku peronu wybiegła młoda kobieta panicznie szukająca u obecnych ludzi wsparcia. Gdy zatrzymała się w miejscu okazało się, że jej rzeczy są zniszczone a sama kobieta jest ranna. Kilka krwawiących ran pokrywających jej ciało od razu przyciągnęło wzrok wszystkich zebranych na stacji ludzi. Zanim Salvadorczyk rozeznał się w sytuacji usłyszał dzikie zawodzenie. W mgnieniu oka u wylotu tunelu pojawił się jakiś chory, wychudzony pies z pieniącym się pyskiem. Wyglądał na wściekłego. To nie mógł być zbieg okoliczności.

Bestia zatrzymała się na chwilę. Wodziła chwilę wzrokiem po zebranych, ale Cassio podejrzewał, że zaraz ruszy za potrzebującą pomocy kobietą. Potwór zawył i ruszył wściekły. Sportowiec musiał podjąć decyzję... Rzucając torbę na ziemię Cassio otworzył jej zamek. Wyciągnął ze środka dwie, krótkie, drewniane pałki nazywane w capoeira Maculele. Co prawda na dziś dzień służyły one jedynie do treningu, ale z braku czegokolwiek do obrony Montero musiało wystarczyć to.


Jego cel był prosty. Nie patrząc na innych musiał pomóc rannej kobiecie. Może nie chciał złapać kontuzji, ale czyjeś życie było znacznie ważniejsze od jego treningu. Gdyby teraz jej nie pomógł miałby wyrzuty do końca swego życia... Zaciskając palce na pałkach "Capanga" ruszył sprintem w kierunku bestii.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-07-2011 o 21:11. Powód: Drobna pomyłka ;)
Lechu jest offline