Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2011, 17:38   #15
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
- Jack, Twoja kolej! - ubrany w zieloną bluzę i full cap New Era gruby murzyn podał Jackowi bejsbolową pałkę. Grupa licząca kilkanaście osób siedziała na jednym z brooklyńskich parkingów. Na najwyższym piętrze, gdzie nie było już monitoringu wieczorami urządzali sobie zabawy. Dziś, doładowawszy się wcześniej jakimś towarem, rozbijali szyby i niszczyli karoserię samochodów, których właściciele pechowo zaparkowali na samej górze. W pewnym momencie, usłyszeli wrzask i wiązankę przekleństw. To właściciel wybiegł z korytarza grożąc, iż zadzwoni na policję. Nie wahali się ani trochę. Tłukli go. Po kolei. Po głowie, plecach, brzuchu... Jack pewnie chwycił za kij i zamaszyście chlasnął nim mężczyznę po barku.

- Dosyć! Zaraz będziemy mieli trupa! – krzyknął Elvis, szczurkowaty czarnuch w żółtych air maxach.
Jack ruszył do wyjścia, ale jeszcze raz cofnął się i wymierzył biedakowi kopniaka w twarz. Dopiero teraz wraz z całą ekipą wybiegli na ulicę chowając kije pod kurtki, typu 65.

***

- Ja pierdolę, wiedziałem że tak będzie... - szepnął gliniarz zaciskając pięści. Spojrzał na mapy, jednakże nic pomocnego nie mógł z nich wyczytać. Wydawało się, że ktoś podmienił tablice informacyjne, bowiem przedstawiona linia metra zupełnie nie przypominała mu nowojorskiej. Oryginalna, wisiała na komendzie i był pewny, iż różniła się niemalże w pełni.

Cała sytuacja malowała się coraz gorzej. Wysiadło niewielu pasażerów, dlatego napięcie z każdą chwilą rosło. Plusem mógł być fakt, iż ryzyko wybuchu paniki i chaosu było mniejsze przy tak mało licznej grupie.

Zaklął siarczyście w myślach. Na dzisiejszy wieczór był umówiony z tą niezwykle seksowną Megan, dziewczyną z Puerto Rico mieszkającą naprzeciwko. Podczas patrolu kupił nawet gumki, bowiem nie był pewny czy ma jeszcze jakąś w domu. To pewnie jakieś ćwiczenia, tv show albo test na psychikę społeczeństwa... na pewno mnie to nie bawi.

Wrzask. I kolejny. Policjant obejrzał się i ujrzał na schodach paskudną kobietę w podartych ciuchach. Ewidentnie była ranna, ale w sumie nie obchodziło to Jacka. Był najbliżej, więc musiał interweniować jeśli nie chciał stracić roboty. To zapewne jakaś narkomanka...

Jednakże po chwili, z mroków wyłonił się pies. Zwierzę wyglądało na ciężko chore, miało przerzedzoną sierść, gnijące rany, a z pyska ciekła mu gęsta ślina. Szybko zlustrował swymi ślipiami cały peron, a następnie skierował się ku rannej kobiecie dysząc przy tym ociężale.

Odruchowo chwycił za broń. Ale może nie powinien strzelać? Jeśli to wszystko jest ustawione, przełożeni wywalą mnie albo zdegradują za zbyt pochopne użycie broni... Ale jeśli ten byk zagryzie kobietę, będzie jeszcze gorzej... kurwa... był najbliżej, ale okazało się, iż ktoś zareagował wcześniej... gdy odwrócił się ujrzał biegnącego mężczyznę z dziwnymi kijami w ręku.

- Na co czekasz, strzelaj! Ten pies ją rozszarpie!

Kurwa mać. Shane Taylor. Co on tu do chuja pana robi? Zamknąłem tego sukinkota, powinien siedzieć w pierdlu....

Szybko otrząsnął się z rozmyślań. Pies zbliżał się powoli do kobiety, a dobrze zbudowany mężczyzna z kijami był już blisko... może pozwolić mu załatwić sprawę? To tylko pies... powoli wyciągnął tudzież odbezpieczył broń... wycelował... ręce trzęsły mu się nieco... ale stał blisko i strzał był tylko formalnością. Wycelował w głowę. Gdy facet z kijami był tuż przy nim strzelił. Huk wypełnił cały peron...
 
Kirholm jest offline