Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2011, 22:02   #2
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Eladan wstał wcześnie, kiedy tylko pierwsze promienie światła padły na jego twarz. Nie lubił tego uczucia. Wstawanie zawsze było dla niego trudne. Nawet lata pracy w zawodzie nie przemogły tego uczucia ciężaru, kiedy koniecznością było wzięcie się do roboty. W razie braku takiej potrzeby - tym bardziej.

Pierwszą rzeczą zaraz po ubraniu się było zejściu na dół i zasmakowanie tutejszej strawy. W rezydencji karmiono dobrze, bo wiedziano, że na wyprawach trzeba korzystać z własnego, nie zawsze świeżego pokarmu. Cóż, trucizny chodzą po ludziach. Każdy posiłek tutaj trzeba traktować jak ostatni. Tak ich nauczono.

Po zjedzeniu wyjątkowo obfitego śniadania Eladan udał się do swojego pokoju, by tam zaszyć się na dobre pół dnia i studiować zwoje, robić plany i myśleć. Lubił chwile przygotowań, momenty zadumy i kreślenie piórem po prowizorycznych mapach. To jednak nie był główny element jego pracy. Nawet jeżeli były tu jakieś mapy, na co nie liczył, były pewnie cholernie niedokładne. Przydało by się też poznać rozkład zajęć głównego zainteresowanego i co dość ważne, zidentyfikować go.

Dzielnica kupiecka to na ogół tłumy, często bogate tłumy. One zawsze są przyjacielem zabójcy, nie można zaprzeczyć. Niestety im bogatsza okolica, tym więcej straży. Na strażników jest wiele sposobów, lecz zwykle wymagają pieniędzy, czasu albo ryzyka. Eladan zapamiętał sobie, by pół godziny wcześniej opłacić jakąś grupę zbirów, żeby zrobiła zamieszanie, kiedy nadejdzie czas. W chwilę przed zadaniem ostatecznego uderzenia, trzeba będzie też rzucić w tłum parę monet. To też często pomaga, odciąga uwagę. Niepewnym pozostaje świta i oczywiście, rozkład zajęć celu.

Po zapoznaniu się z zawartością zwojów wszystko stało się jaśniejsze. Szybko skojarzył odpowiednich informatorów. Na wszystko miał dwa dni. Spędził na tych rozmyślaniach blisko dwie godziny, więc była już dość późna część poranka. Nie tracąc zbyt wiele czasu Eladan postanowił udać się najpierw do starego Vincenzo. Ten dziadyga wiedział więcej niż ktokolwiek inny w tym mieście. Nie to było jednak w nim najlepsze. Najlepsze było to, że pracował właśnie dla niego. Można powiedzieć, że to dzięki temu starcowi Eladan zaszedł tak wysoko w Bractwie. Zawsze wiedział, gdzie powinien znaleźć się jego sztylet. W głębi serca, jeżeli je miał, wiedział dobrze, że jego ostrze zagości też kiedyś między żebrami Vincenzo. Jednak jeszcze nie teraz.

Na przechadzkę Eladan zabrał miecz i dwa noże. Nie planował żadnej potyczki po drodze, jednak nigdy nie można być niczego pewnym. Kiedyś szedł do informatora, spokojnie jak gdyby nigdy nic, aż tu nagle zza rogu wypadło dwóch mięśniaków. Eladan był już przygotowany na powtórkę z wydarzeń.

Droga nie była długa. Typ, którego szukał lubił przesiadywać w jednej z karczm i opowiadać swoje historie. Oczywiście w zamian za postawione piwa czy kolacje, którymi raczyli go ciekawscy podróżni. Vincenzo był wysokim, szczupłym, siwiejącym weteranem życia. Walczył w kilku wojnach, pływał po wielu morzach. Tak przynajmniej mówią ludzie. On sam nie zdradza swojej przeszłości, podróżnym wciskając bajki dla dzieci. Widząc Eladana stojącego w drzwiach prawie pustej gospody otarł pianę z brody i zwrócił się ku niemu. Jego smukła twarz poznaczona była bliznami. Ubrany był w przewiewną koszulę, znoszone spodnie i siwy płaszcz.

- Kogo widzę! - rzucił zapraszając znajomego do stolika.
Eladan tylko położył na zniszczonym wieloma biesiadami blacie niewielki, skórzany woreczek i powiedział. - Ronald von Velter.
- Hmm.. ten spaślak. - Vincenzo zrobił niesamowicie zamyśloną minę, wpatrując się w woreczek. - Ciężko z nim będzie. Ma masę informatorów, w jego domu pewnie jest ochrona. To nie będzie łatwe...
- Wiem - przerwał mu szybko Eladam. - Dla tego chcę go dopaść jak będzie nadzorował swoje stragany. Jest szychą, musi trzymać w garści sporą część handlu. Co możesz powiedzieć mi o jego rozkładzie dnia?
- Niewiele - odpowiedział powoli, ponurym głosem, dobrze wiedząc, że drażni tym zabójcę. - Nieczęsto opuszcza własny dom, a jak to robi, to w asyście licznej świty. Udaje się wówczas na spotkania Rady Gildii Kupieckiej albo na obchód swoich straganów. Tam jednak traktowane jest to jak uroczystość, jakby jakiś książę zjechał na targ.
Eladan odpowiedział milczeniem. Posłał tylko wymowne spojrzenie.
- Tak, wiem. - Można powiedzieć, że rozumieli się bez słów, gdyż Vincenzo spod płaszcza wyjął niewielki rulonik pergaminu.
- Dzięki - rzucił Eladan i położył na stoliku jeszcze jeden niewielki woreczek. Opuścił karczmę, wracając do siedziby Bractwa. Chciał przestudiować mapę, a następnie udać się do informatora w straży, by nanieść na mapę odpowiednie dane.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline