Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2011, 13:12   #15
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Rzecz nie przypominała Milesowi niczego co kiedykolwiek widział na żywo. Takie coś nie powinno mieć miejsca. Napawało go to niezbyt dużym optymizmem. Jednak jego praca polegała właśnie na tym co miał zamiar teraz zrobić, między innymi oczywiście.
- Czekajcie tu. - Powiedział Miles do reszty wyciągając pałke sprężynową. Powoli i ostrożnie ruszył w kierunku obiektu, głośno przełykając ślinę i trzymając nerwy na wodzy.
To coś, co leżało na środku korytarza było wielkości noworodka. Nie miało jednak kończyn czy głowy. Kształtem przypominało przerośniętą fasolkę. Świeciło się, jakby było pokryte śluzem.
Torque podszedł jeszcze bliżej, na wyciągnięcie ręki. Wysunął swoją broń i lekko dotknął nią dziwnej... rzeczy.
Rzecz zabulgotała, a jej powierzchnia lekko zafalowała.
Wrócił do reszty i poprowadził do obiektu.
- Macie pojęcie czym to jest? Bo na żarcie nie wygląda.
Odpowiedział mu mechanik.
- Heh... Pewnie przez to ogłosili kwarantannę. Lepiej to spalmy, nim coś z tego wyjdzie. Pamiętacie taki film z XX wieku, "Obcy"? Wychodzili z czegoś podobnego - mówiąc to, kurczowo zaciskał swoją rękę na łomie.
- Rozejrzę się. - Powiedział ochroniarz i ruszył do skrzyżowania
Po prawej stronie były normalne drzwi kończące korytarz. Na podłodze przy tych po lewej ciągnął się krwawy ślad znikający po drugiej stronie drzwi.
Miles powoli podszedł do drzwi po lewej stronie.
Identyfikator TechNIK zamigał na zielono i drzwi otworzyły się ukazując ścianę. Musiałby wyjrzeć. Usłyszał jak John potwierdził swoją chęć do spalenia obiektu.

- Szukam! - Odkrzyknął. Wziął głęboki wdech i szybko wszedł do pokoju wyciągając broń przed siebie.
Za rogiem był krótki korytarz kończący się salą. Wewnątrz znajdowały się szklarnie z roślinami, na razie wszystko wygląda normalnie. Szklarnia, zakręt w prawo, szklarnia, koniec korytarza. Torque zajrzał do szklarni.
Do szklarni nie było wejścia, ale przez szybę widać było kilka rządków krzaków pomidorów. Niedużych, za to z dużymi owocami. Nic nadzwyczajnego mogło by się wydawać. Wszystko gra, żadnej krwi, nic.

Ruszył do zakrętu.
Korytarz między szklarniami nie wyróżniał się. Do czasu. Przy siódmej szklarni po lewo widać było więcej takich rzeczy jak w korytarzu. Dostał gęsiej skórki, ale szybko odszedł. Wrócił do korytarza i szybko ruszył do drugich drzwi, po prawej stronie.
Minął mechanika i elektrotechnika, dotarł do drzwi które zaraz się otworzyły i zobaczył ciemny korytarz z drzwiami po prawej i zbiornikami z wodą po lewej stronie.

Woda była pompowana rurami w dół, teraz jednak były zamknięte, nieczynne. Na końcu sali był panel sterowania, ochroniarz nie za bardzo się na tym znał, Kachimi zapewne poradzi sobie z tym lepiej, pomyślał.
- Pewnie podlewają te gówna - mruknął ochroniarz. Ruszył do drzwi po prawej od wejścia do tego korytarza, włączając tryb oszczędzania energii jak polecił mu Foster. - Słyszę, słyszę. - Odpowiedział na jego radę.

Wewnątrz znajdował się niewielki magazyn, w którym były zapasowe rury, trochę szmat i skrzynek na jedzenie. Były jeszcze jedne drzwi.
Miles nie znalazł niczego ciekawego, więc ruszył do nich.
Za innymi drzwiami też były magazyny. W ostatnim jednak ochroniarz znalazł ładną, przyrdzewiałą przy końcu gazrurkę. I pół litrową, plasikową butelkę rozpuszczalnika.
Torque wziął cały sprzęt chowając swoją broń i ruszył do reszty. Gdy dotarł powiedział
- Najpierw ten jeden, a potem wiele, wiele innych przy szklarniach z pomidorami. Ponadto znalazłem panel któy sterował chyba zbiornikami wody, pewnie dowadniają nie tylko pomidory. - Polał obiekt odrobiną benzyny.
Foster wskazał na wypaloną dziurę:
- Spójrz na to!
-Ki czort? To ma niby żyć?
- Nie mam pojęcia, ale odsuńcie się
- wyjął zapalniczkę i zbliżył ją do rozpuszczalnika, który ściekał po kokonie.
Owy kokon zajął się oginiem i zaczął skwierczeć. Kiedy stopiła się zewnętrzna powłoka z dziury mniej więcej na środku wydał się niski, dziwny pisk. Umilkł po chwili, gdyż wszystko strawiły płomienie.
- Dobra. Kachmi, idź do panelu, a ja z Johnem spalimy resztę tego szajzu. - Powiedział i wskazał Azjacie drogę.

Pod Fosterem nogi się ugięły kiedy usłyszał pisk, mimo to nie dał po sobie tego poznać. Mógł oglądać trupy, ale to? Rękę zaciśnięta na łomie, pokryły grube krople potu:
- Dobrze, chodźmy - powiedział tylko.

Całe szczęście mechanik coś, niecoś powiedział, bo Miles wcale nie chciał iść i palić te dziwadła w ciszy.
- Nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić, jestem John - wyciągnął rękę w kierunku ochroniarza, którego znał tylko z widzenia.
Co prawda imiona znali, ale samych siebie, wcale, nie licząc wiedzy o profesji drugiego.
- A racja. Miles, miło mi. - Potrząsnął dłoń mechanika. - Długo w zawodzie?
- Właściwie od dzieciaka lubiłem się bawić mechanizmami, taki mechanik z powołaniem. - uśmiechnął się.
Torque przyjrzał się Fosterowi. Nosił na sobie flanelową koszulę w kratę i pikowaną kamizelkę. Na głowie królowała czarna patrolówka koloru czarnego. Daszek miał troszkę postrzępiony i upaprany smarem. Za spodnie służyły mu czarne rybaczki z białym paskiem na pasku z gustowną klamrą. Obuwie stanowiły ciężkie wojskowe desanty. Twarz zazwyczaj przepasał chustą, aby nie ubrudzić twarzy olejami i innymi takimi.
Miles zaś nosił standardowy ubiór. Łączony kombinezon ochrony, koloru czarno-granatowego, z logiem firmy. Był wykonany z materiału nieprzemakalnego, wytrzymałego i bardzo elastycznego. Jedynie buty miał własne, czyli czarne glany, kupione dawno temu, uchodziły za zabytek, jednak trzymały się świetnie. Ich górna część była zakryta strojem. Nosił przypięty pas na którym zawieszał uzbrojenie, które to wyciągał w przeciągu sekundy.

- Masz jakieś... pomysły na to co się tu w ogóle dzieje? Bo to wygląda coraz dziwniej. - Zapytał Miles.
- Właściwie, po tym skoku mechanika, który przed tym spuścił nam paliwo i widząc te dziwne kokony, obstawiam moce piekielne lub obcych. I wiem że to wydaje się śmieszne, ale sam pomyśl.
Póki co ochroniarz nie miał zamiaru się śmiać, sytuacja raczej na to nie pozwalała. Zaczęli palić stwory, lub obiekty.
- Serio? A może to nie jest aż tak... nadprzyrodzone? Ktoś mógł ich nafaszerować narkotykami, wszczepić im dziwne czipy, implanty czy cokolwiek, przez to załoga jest dziwna... i martwa. A te... rzeczy... cóż, mogą być obiektem dziwnych eksperymentów. - Podrapał się po głowie nie bardzo wiedząc co sam o tym myśli. Wolał by to wszystko było mniej skomplikowane i bardziej przyziemne.
- Kto naszemu pilotowi wszczepił chip i kiedy? Znałem go z widzenia przecież.
Podpalając już któryś z kolei kokon, dodał:
- Nie zdziwię się, jak zacznie nas coś pożerać, jak w jakiejś raniej projekcji lub filmie. - dodał znacznie przygnębiony.

Miles byłby zszokowany gdyby tak się stało.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline