Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2011, 10:54   #7
Slywalk
 
Reputacja: 1 Slywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodzeSlywalk jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy skończyli kopać okopy i układać worki z piaskiem, Alexander oraz jego ludzie zajęli jeden z okopów na północy, gdzie i tak mieli obstawić ten rejon. Część jego ludzi od razu posnęła, inni zajęli się konserwacją broni. MacTavish zasnął jako jeden z ostatnich koło godziny dwudziestej. Mieli rozpocząć swoją wartę o pierwszej, więc lepiej dla nich by się wyspali, bo warta ma trwać do szóstej zero zero.

O pierwszej w nocy, obudził go sierżant pochodzący z Australii.
- Teraz wasz pora – powiedział i podał rękę by pomóc wstać Alexandrowi.
Kiedy wstawał MacTavish usłyszał protesty swoich kości, które nie miały ochoty wstawać czy nawet poruszać się.
-No to spokojnej nocy – powiedział sierżant do Alexandra..
-Nawzajem- odpowiedział.

Alexander rozejrzał się dookoła i wrzasnął:
- WSTAWAĆ! Co będziecie robić jak nie patrzeć na tą piękną noc?
-Spać? - rozległ się głos, ciągle udającego że śpi, kaprala MacMiliana.
- To było pytanie retoryczne o nutce ironii, Steve. Skoro już łaskawie wstałeś to poprowadzisz obchód razem Timem i Tonym.
- Oczywiście, sire.
-Druga drużyna zajmie się pewnie południową częścią obozu, tak więc my bierzemy północ.Doyle śmigaj na wieżę. Teylor i Ingram wy tam – sierżant wskazał na obóz. Martin, Rein wy do oazy, Walker, Newman koło drogi. Ed, ty ze mną, tutaj.

***

Kolo godziny trzeciej sierżant MacTavish zrobił obchód pozycji swoich ludzi. Grupa „spacerująca”, jak nazwał MacMiliana, Foleya i Wilikinsa, robiła kolejne koło wokół obozu. Gdy rozległ się krzyk: „Niech żyje wolny Egipt!!”. Po czym nastąpił odgłos wystrzału koło kwatery dowódcy. MacTavish krzyknął do „spacerujących” by wracali do naszych pozycji, a sam pobiegł na miejsce zdarzenia. W połowie drogi spotkał sierżanta Payne.

***

„Agentka kontrwywiadu tutaj? Na takim zadupiu.” myślał Alexander, „Do tego całkiem, całkiem. Będzie trzeba odwiedzić rano lazaret, chociaż z drugiej strony, zapowiadała się długa noc.”
Alexander wybiegł szukać Darlinga. Znalazł go bardzo szybko, klną i wrzeszczał najgłośniej .
- Sire, łączność odcięta, a nieprzyjaciel pewnie za niedługo zaatakuje- zameldował.
- Dobrze, zajmijcie pozycje- rozkazał Darling.

***

Kiedy rozległy się dzwony alarmowe jego ludzie sami wrócili, więc nie musiał ich szukać po całym obozie. Bez zbędnych ceregieli przeszedł od razu do rzeczy:
- Wróg odciął nam łączność i najpewniej za niedługo zaatakuje. Robimy więc tak....Newman, Walker, wy do stajni, są tam przygotowane pozycje strzeleckie. Teylor, MacMilian, Ingram do okopów. Doyle, Rein do domu tego …. Amada, Ahmada, Ahmeda, tego „big” ważnego araba. Jeśli będzie protestował zdzielić go kolbą i zamknąć w komórce. Martin, Wilikins umocnienia na północy. Lloyd, Foley umocnienia na południu. Okey, do dzieła.

MacTavish sam ruszył do okopów, gdzie czekali już Teylor, MacMilian i Ingram. To będzie długa noc.
 
Slywalk jest offline