Jake co chwilę przewracał oczami na wszystkie strony dokładnie analizując to, co się wokół niego dzieje. Po stacji rozchodziły się wycia psa, którego nie widział dokładnie z racji swojej wady wzroku przeplatane krzykami zgromadzonych tu ludzi. Zrobiwszy kilka kroków w kierunku miejsca na którym wszyscy byli aktualnie skupieni dostrzegł coś, co przypominało mu kilka filmów, jakie oglądał w domu.
Na jasnej posadzce majaczyły czerwone barwy, które pojawiały się dokładnie w tych miejscach, w których stąpała kobieta w podartych ubraniach. Była ranna. Tuż za nią szedł pies, na którego widok chłopaka przeszły dreszcze… Wyglądał dokładnie tak, jak dobermany z ekranizacji serii japońskich gier komputerowych o zombie’ch. To jakiś żart?!Wściekły pies w metrze?!- spytał sam siebie w podświadomości, ale krzyk kobiety przepełniony bólem utwierdził go w przekonaniu, że tak nie jest, że to nie jest żart…
Na hali zapanował chaos- wszyscy przejawiali chęć pomocy poszkodowanej- jakiś mężczyzna wyciągnął nawet długi, przypominający bagnet nóż. Pewnie to żołnierz.- pomyślał Lincoln, po czym odwrócił się w kierunku dźwięku wybijanej szyby. To mężczyzna ubrany w biały garnitur spowodował ten hałas. Po kilku sekundach był już w wagonie do którego próbował się dostać. Jake pomyślał, że robi to nie bez powodu i z nieukrywaną ciekawością w oczach zajrzał do środka przez rozbite okno.
Dopiero teraz dostrzegł, że elegant stara się pomóc jakiejś kobiecie, która wyraźnie była nieprzytomna. Potrząsał nią delikatnie starając się ocucić i gdyby nie jego słowa:
- Ty! Musimy wynieść tę dziewczynę z wagonu! Spróbuj otworzyć drzwi, a ja może obudzę naszą śpiącą królewnę.- nie zauważyłby kolejnego pasażera kolei. To starszy mężczyzna, który najwyraźniej był w szoku i bełkotał coś pod nosem nie zważając na to, co się wokół niego dzieje. Odyn oparł się łapami i obramowanie i wystawił pysk do środka, po czym na ten widok zaczął się wyraźnie stroszyć na grzbiecie cicho przy tym powarkując. Bang!
Głuchy huk przetoczył się po niemal pustej sali i tunelu metra. To wystrzał pistoletu.Nim Jake zdołał zauważyć, co właśnie wydarzyło się za jego plecami zdążył wpisać już w swoim telefonie numer 112 i nacisnąć zieloną słuchawkę, a na myśl o cyfrach potwornie rozbolała go głowa…
***
- Do cholery!-pięść uderzyła tak mocno, że spadając filiżanka z kawą nie wylądowała z powrotem na stół- Wpieprzamy w ten projekt grube dolary, a ten chłopak nie daje nam praktycznie żadnych argumentów na to, że jest ich wart…- generał Digs podrapał się po gęstych wąsach.
- Ppppproszę, ddać nam jeszcze ttttrochę czasu. Nasza łączniczka dogaddduje się z nim coooraz lepppiej. W przeeeciągu kilku ttygodni powinniśmy oosiągnąć widoczne rezultaty.- Phelps zawsze przejawiał tendencje do jąkania zwłaszcza przez to, że mówił nad wyraz szybko, ale gdy odwiedzali go wojskowi ta cecha zyskiwała dużo potężniejszy wyraz. Nawet tu, w laboratorium- miejscu, w którym czuł się najlepiej obecność żołnierzy wysysała jego pewność siebie. Znów stawał się bezbronnym dzieckiem. Takim samym, jak Obiekt, który bez wyrazu wpatrywał się w lustro weneckie za którym stali.
Nagle jego gałki oczne powędrowały ku górnej powiece tak bardzo, że patrzył na nich samymi białkami.
- World Trade Center, Pentagon, Pensylwania.- powiedział Obiekt 4/38, a z 3 radarów pośród kilkudziesięciu, jakie zdobiły ścianę za nim wraz z podobną liczbą monitorów wyświetlających ciągi liczb, zniknęło po jednym punkcie. |