Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2011, 22:13   #19
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
"Kiedy w końcu nastanie cisza? Chce się stąd wydostać. Nie mogę dać się tak po prostu zabić. Ktoś węszy. Do tego przeraźliwie chichocze. Hieny. Kurwa. Oby mnie nie znalazły. O nie. Węszenie się zbliża. Ktoś jest pod drzwiami. Uchyla je...”

***

Nagle w korytarzu poniósł się huk wystrzału. Double B jeszcze bardziej wcisnął się w kąt z kablami myśląc, że to jego ostatnia chwila. Ale moment. To nie do niego strzelali. Zanim uczony zdołał się nad tym zastanowić usłyszał jeszcze dwa następne strzały. Słyszał jakby odgłos zaropiałego cielska uderzającego o ziemię. Czyżby ktoś walczył z Hienami? To była jego szansa! Ben otworzył ślepia w chwili, gdy padły dwa kolejne strzały. Potem zapanowała cisza. Uczony starał się wstrzymywać oddech, ale na dłuższą metę to nie zdało egzaminu. Po prostu oddychał cicho jak się tylko dało. Jakby jego wrogowie mogli usłyszeć nawet nieco cięższy oddech. To były Hieny. One miały wyczulony słuch, węch, wzrok a nawet coś więcej - szósty zmysł. Jak prawdziwi drapieżnicy...

Coś zaczęło ciężko kroczyć w kierunku pomieszczenia technicznego. Z mlaśnięciem upadło pod same drzwi. Olbrzymie, chude, zakończone szponami łapsko zapewne należało do ostatniej z Hien. Poza tą łapą Brown zobaczył powiększającą się plamę krwi. I odór - okropny, miedziany smród wydobywającej się z świeżych ciał posoki. I teraz nastała cisza...

Double B mimo iż wystraszony nie mógł czekać w pomieszczeniu technicznym w nieskończoność. Widok rzezi jedynie pogłębiał jego strach o własny zadek. W końcu musiał coś zrobić. Licząc na własne szczęście miał nadzieję, że za drzwiami jest ktoś kto nie wpakuje mu od razu kulki. Programista powoli podszedł pod drzwi nasłuchując... Po pewnym czasie przemówił:

- Jest tam kto? Jak tak proszę nie zabijaj mnie... - głos uczonego był pełen strachu i niepewności.

Odpowiedź pojawiła się po chwili. Ironiczna i złośliwa.

- Coś Ci się statki pomyliły. Tutaj zabijają skamlące szczeniaczki. Na obiad. - niemniej chwilę potem usłyszał.- Ktoś ty?

Double B był całkowicie zaskoczony jakąkolwiek odpowiedzią. Myślał, że cisza oznacza brak kogokolwiek, ale w sumie mało kto odszedłby nie sprawdzając ciał Hien. W sumie nie ważne kto to był uratował mu zadek i za to należy mu się chociaż odrobina szczerości.

- Nazywam się Ben Brown. Dla znajomych Double B. Jestem programistą Gildii Zero. Coś jeszcze Cię interesuje? Co tu robisz? Pomóż mi proszę... - znowu za skomlał uczony jakby nie do końca będąc przygotowany na tak stresowe sytuacje.

- A co, pocięli cię? Jeśli tak, to zmów paciorek. Ja tu nie zszywam wyjców, ani nie dokuśtykam na czas by Ci jakiegoś felczera sprowadzić. - odparł głos nie siląc na przedstawianie się.

- Jak to nie dokuśtykasz? Jesteś ranny? Jak tak to mogę pomóc. Znam się na pierwszej pomocy i leczeniu ran. W sumie nie sądzę abyś szybko znalazł kogoś odpowiedniejszego ode mnie. Tylko, że ja nie mam apteczki. Co ja pieprzę... Nawet bandaża nie mam. - powiedział już normalniej uczony jakby trochę uspokojony.

- To z Ciebie za... a tak... programista. - głos był pełen ironii i zaskoczenia. - A co z tobą, że potrzebujesz pomocy?

- Wiesz mi to nie przeszkadza, ale może któremuś spacerującemu po niczyim terenie debilowi będzie więc może pogadamy normalnie. Podejdź do tych drzwi od pomieszczenia technicznego. Tu za rogiem. Leży pod nimi martwa Hiena. - rzekł patrząc na półotwartą dłoń odmieńca informatyk.

- Taka wredna pinda z kuszą? - spytał głos.

- Wiesz możliwe, bo ma na dłoni jakiś pierścień ze śruby. Jednak stąd gdzie stoję widzę samą dłoń i kałuże krwi. Wydaje mi się, że załatwiłeś wszystkich, bo jak nie to czy podsłuchiwałby naszą rozmowę...? - zapytał zbity z tropu Double B. - Jak jesteś ranny chodź tu szybko a zaraz postaramy się coś z tym zrobić. Może z ubrań tych goryli z The Punishers się coś skombinuje. Albo mają przy sobie apteczkę na co bym nie liczył...

Kuśtykanie i przekleństwa przez chwilę rozbrzmiewały, nim mężczyzna dotarł do drzwi i przez nie wszedł. Najpierw pojawiła się lufa broni i twarz o zimnym spojrzeniu. Potem mężczyzna wszedł do środka. Noga przebita metalowym bolcem dość mocno krwawiła, mimo że mężczyzna starał się zatamować krwawienie niezdarnie zrobioną opaską uciskową.
Spojrzał na Double B i rzekł:

- Nie wyglądasz, na pokiereszowanego.

- Ale ja nie mówiłem abym był ranny. Pomoc przyda mi się w wydostaniu się stad. Ci dwaj co ich Hieny zabiły byli moimi ochroniarzami. Przybyłem tu aby naprawić procesor termiczny. Kontroluje on temperaturę w Agrodomach i części sekcji należącej do Gildii Zero...

- A co mnie to obchodzi. Nie potrzebuję sprawozdania z twojej działalności. Na początek... mówiłeś coś leczeniu. - mężczyzna ze spluwą bezczelnie wszedł mu w słowo.

- Tak, tak... - powiedział w ciemnościach uczony. - Pozwól mi nieco rozjaśnić te ciemności. - podszedł do swojego laptopa i otworzył go.

Matryca dawała na początku znikome światło, ale wystarczyło kilka kliknięć aby zaczęła imitować światło latarki. Double B nie pierwszy raz pracował w ciemnościach... Teraz dostrzegając kto przed nim stoi uczony zrobił zaskoczoną minę. Przecież on znał tego człowieka! No znał to może za dużo powiedziane. Wiedział kto to jest...

- Poczekaj jeszcze chwilę... - rzekł Double B wciągając świszcząco powietrze na widok wystającego z nogi mężczyzny pręta.

Ben szybko wyszedł za drzwi i po chwili wrócił z jakimś zawiniątkiem w łapie. Odwijając znaleziony przy jednym z martwych ochroniarzy bandaż spojrzał na twarz Chase’a... Wiedział, że jest to człowiek z The Punishers. Niepozorny, ale bardzo ogarnięty w walce i sprawach Gehenny... Dobrze, że akurat na niego trafił.

- Słuchaj mogę to usunąć albo owinąć z tym prętem. Wiedz jednak, że będzie okropnie ciężko Ci wrócić z tym prętem w nodze... - powiedział Brown.

- Ty tu jesteś medyk, czyż nie? - spytał retorycznie Chase wzruszając ramionami.

Double B wiele słyszał na temat umiejętności bojowych i wytrzymałości członków The Punishers. “Ciekawe ile jest w tym prawdy” pomyślał dokładnie oglądając metalowy bełt. Po zapoznaniu się z jego konstrukcją i sprawdzeniu jak wszedł Brown zabrał się za pozbywanie się go z nogi rannego. “Nie ma co się cackać” pomyślał wyciągając pocisk jednym, płynnym ruchem. Krew dość obficie trysnęła z rany, ale za pomocą bandaża i kawałka ubrania Double B założył polowy opatrunek.

- Póki co musi Ci wystarczyć. - powiedział po skończeniu roboty. - Słuchaj mówiłem Ci o tym czemu tu jestem, bo jestem dosłownie dwie minuty pracy od naprawienia tego ustrojstwa. Poczekasz chwilę? - dodał nawet nie myśląc co może się stać jak Chase go tu zostawi.

- A ile warty jest mój czas? Jak i czym zapłacisz za odprowadzenie Cię? Wbrew temu co sądzisz, nie przybyłem tu z odsieczą kumplom. Mam własne sprawy do załatwienia. - odparł Thorn wstając i zaciskając zęby z bólu. - I tracenie czasu nie leży w moim interesie.

- Kurwa... - cicho zaklął programista. - Mogę Ci zaoferować fajki oraz moją dozgonną wdzięczność. Dałbym Ci co tu mam, ale sprzęt jest dla mnie zbyt cenny. Pomóż mi a może dostaniesz gaże tych jeleni co mnie nie upilnowali. A właśnie jeden z nich miał na imię Paweł. Kojarzysz? W końcu byli od Ciebie z gildii... A właśnie. Przepraszam za tych jeleni i goryli, ale sam rozumiesz...

- Za dużo gadasz. - Chase znów wszedł mu w słowo. Podszedł do niego i spojrzał mu w oczy uśmiechając się złowrogo, niczym drapieżnik na widok ofiary. - Wdzięczność to se możesz... Wisisz mi przysługę Double B. Dużą przysługę. I gdy przyjdzie czas... zrobisz coś dla mnie, programisto.

- Tak jest. - powiedział nieco niepewny uczony. - Co tylko będziesz chciał. Znam się na elektronice, mechanice, monitoringu i w sumie nieco na medycynie. Cały zakres moich usług należy do Ciebie. Tylko mi pomóż się stad wydostać... - dodał podchodząc do matrycy laptopa i szybko napierdzielając po klawiaturze.

- Nie martw się. Nie zamierzam wymagać od Ciebie byś upolował jakąś Hienę w ramach rekompensaty. Ale też nie gwarantuję, że to co Ci zlecę... będzie bezpieczne. - odparł Chase siadając tuż przy drzwiach. - Masz przy sobie jakąś broń?

- Nie. Prawdę mówiąc brzydzę się przemocą... Wiem, że z tego co mówię możesz wywnioskować, że urwałem się z nie tej bajki, ale tak jest. Uratowałeś mi tyłek i szczerość się należy. I oczywiście wdzięczność. A ja o swoich znajomych nie zapominam... - odpowiedział jak zawsze nieco przydługo programista. - O. Już skończyłem. Teraz temperatura będzie w normie. Dzięki tobie mamy o parę Hien mniej i o wiele wody więcej. Nie trzeba teraz tak nawadniać Agrodomów... Za dużo mówię...

- Za dużo mówisz. - potwierdził Thorn, skinął głową i rzekł. - Poszukaj sobie scyzoryka wśród trupów. Nawet jeśli nie zamierzasz bronić swojej skóry, zawsze możesz się nadziać na swój nożyk. Czasami lepiej nie dać się wziąć żywym. Reszta fantów dla mnie. Rekonwalescencja nie będzie tania, ni amunicja.

- Ale jak żeby inaczej. To ty ich... Dzięki. - powiedział wreszcie krótko uczony po czym odpiął kable, założył obudowę mainframe’a i schował przenośny komputer do torby. - Naprawdę dziękuję. Nie zapomnę Ci tego. Możemy już ruszać. Jesteś gotowy?

Na zewnątrz Chase pozbierał wszystko co było warte choć fajkę. Kulejąc kuśtykał od trupa do trupa, obdzierając ich z przedmiotów niczym ścierwnik. W tym czasie Double B poszukał sobie jakiejś broni - w końcu tak zalecił mu doświadczony wojownik. Zebrawszy wszystko Thorn rzekł:

- Prowadź programisto.

***

"Ale ja mam fart. Natrafić na takiego komandosa! I to w centrum takiego bajzlu! Może Chase wygląda jak bezdomny, ale ten jego wzrok. Jak spojrzy aż się włosy jeżą... Muszę nas wyprowadzić stąd najbezpieczniejszą drogą. Na szczęście znam te korytarze dość dobrze."
 
Lechu jest offline