Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2011, 12:13   #123
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Zielonego towarzysza dopadły pewne wątpliwości życiowo-towarzyskie. Czy był to jeszcze jeden kolega pani R., lubujący tak bardzo w drzewach, że notorycznie się do nich upodabniał? A Może ten osobnik padł ofiarą magicznego pićku Magini? Choć w końcu pani czarnoksiężnik znała wiele... niecodziennych osobistości. Na przykład adwokata diabła, księdza diabła czy też polityka-zgredzika (acz tych ostatnich gwałtownie przybywało).
- To jest ent, Barbaku - odparła na kwestię zielonego towarzysza. - To są istoty podobne do drzew, nawet je czasem myli się z drzewami, do momentu gdy taki...
- Może komuś herbatki? - zaproponowało Drzewo.
- A Może By Tak jednak kawę? - dokończyła swoją wypowiedź, z udawanym zaskoczeniem.
"O krucyfiks, za dużo alkoholu, za dużo..." - pomyślała Magini. Pojawienie się osób potencjalnie zmarłych, zaginionych, które wręczają pani czarnoksiężnik butlę Malibuuu do rąk, gadające drzewa polecające się do herbaty, można było uznać za jedną z oznak choroby psychicznej... bądź upojenia się, co u czarodziejki nierzadko się zdarzało. Acz Magini była absolutnie pewna, że w ówczesnej chwili się nie upiła (gdyż w szpitalu mocno ograniczyli konsumpcję alkoholu). Bądź co bądź, jeśli jednak ktoś prosi o napicie się z nim, to odmawiać wręcz nie należy. Dotyczyło to, oczywiście, kwestii napojów procentowych. Co do herbatki...
Magini preferowała takową z dodatkiem rumu. Chociaż ciekawe, ile many zawierałyby te żołędzie od drzewa.

Następnie bandyci... er, banda udała się do człowieka, który ogłaszał nabór do przemytu srebrnodrzewa. Jak się okazało, z surowca tego wywerny budowały sobie gniazda. Ta operacja przypominała wiedźmie, że wpychanie się do gniazda tych gadów było tak samo niebezpieczne, jak przebranie się za zbłąkaną owieczkę i spotkanie się z ogromną watahą wilków. Bardzo wygłodniałych, rozwścieczonych wilków. Dodając fakt, że owieczka lubiła sobie momentami pobeczeć, podobnie jak rybka pływać, póki była żywa.
- Taa, ciekawe, czy przewidzieli antidotum na jad wywern - mruknęła do Barbaka Magini.
- Zapewne jest wliczone w tę posługę kapłańską. Ufam, iż nie w ostatnią...
- I w zyski pracodawcy, lecz nie nasze! - odparła czarodziejka.
- Oby. Co o Tym myślisz?
- Nie dobry pomysł, jak płace niskie i nic z tego nie ma. Chciałabym ponadto otrzymać trochę tego surowca. Przyda się może kiedyś.
Jeśli srebrnodrzew był materiałem tak niezwykle wytrzymałym, to Magini myślała sobie o stworzeniu kiedyś laski - nie musiała nawet być magiczna, bo służyłaby ona do odganiania intruzów od zapasów jej sake, pieniędzy i innych bogactw. Wystarczyłoby tylko jeszcze parę funkcji dodać do artefaktu - na przykład taki, aby laska ożyła, a jednocześnie była posłuszna swojej pani.
Roger był zachwycony. Skoro to drewno było takie wytrzymałe, to użyje tego surowca do budowy swego pałacu, które byłoby połączeniem prywatnego parku rozrywki oraz nowej siedziby. Ewentualnie użyje patyka do dyskretnego łaskotania zbirów albo szantażowania niektórych członków drużyny.
- RrrrA, GodZIILAAA! - zaskrzeczał Roger i zabrał się za swoją codzienną toaletę.
- Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą... barbak ugryzł się w język i rozejrzał szybko w nadziei, iż ta niefortunna metafora nie dotarła do uszu Drzewa. Na pewno coś się uda przygarnąć. Sam jestem zainteresowany tym jak mogą wyglądać strzały z tego drewna.
- Poza wiórami też jadowite gadziny lubią sobie polatać...
- Znam bardziej jadowite gadziny... Spojrzenie wzroku powędrowało w kierunku Magini.
Pani czarnoksiężnik uśmiechnęła się szeroko. I diabelnie.
- Ja też.
- IiIIHAA! - Roger odezwał się po chwili, kiedy skończył czyścić pióra.

Okres bezrobocia skończył się w końcu dla pani R.
Magini, niestworzona przez naturę Chaosu do plebejskich robót, nadzorowała pracę niewolników... to znaczy robotników; czy nie nadlatują gady, czy zaplecze żywieniowe funkcjonuje (z tym nie było żadnych problemów, w końcu logistyka ds napoi alkoholowych należała do specjalności czarodziejki) czy ktoś się tam na dole nie obija. Nie działała tu zasada, czy się stoi czy się leży, kilkaset miedziaków się należy - wywerny mogły przylecieć w każdej chwili, eskorta pilnowała przebiegu czarnego procederu, zaś Magini tankowała się momentami; przecież kierownictwo transportu nie było, wbrew pozorom, lekką pracą. Trzeba było robotników pilnować jak małych dzieci, pilnować trunku, pilnować jadła, pilnować wszystkiego... I żadnych pieniędzy mogła za taką fuchę nie otrzymać... Wywern też i transferu srebrnodrzewa...
Wywern?!
- Eee, łachudry, gdzie mi uciekacie?! - wrzeszczała Magini na uciekających robotników. - Wracać tam, bo wódki nie dostaniecie!
- Uciekać!
- Zastrzelcie to!!!
- Ratuj się kto może!
Robotnicy na klifach rzucili się do ucieczki, ci na drabinach nie wiedzieli, czy mają wracać, czy zostać gdzie są i dyndali na skałach. Magini zauważyła wśród eskorty i najemników jednego maga, który coś magował czy co tam magowie lubili robić.
- Cykory! Na pal was nabić! - wrzasnęła na uciekających robotników. - Hik! Obcinam wam pensje-yyp! - czknęła. A niech to diabli by wzięli z tą czkawką.
- E, a ty nie drzyj tak ryja w naszych gadzinach... hik! e, godzinach roboczych! - wydarła się Magini na wywernę. - Nie pyskuj mi, hyp! - jejmość z pomocą silnej woli powstrzymała czkanie. - co to za pyskowanie do starszych osób! nie dostaniesz ani mięsa ani alkoholu, paszo won!
Wywerna pozostała głucha na jej wezwanie do odwrotu. R. pozostała głucha na protesty. Czkawka została na razie obalona.
Czar poszedł w ruch.
http://www.youtube.com/watch?v=L6B9rRh5bBE
- Godzillo, czy ci nie żaaal, dostać czarem w... twaaarz?
________________________
Czar: Oszołomienie
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 31-07-2011 o 12:18.
Ryo jest offline