Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2011, 09:46   #1
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
[DnD 4 ed] Droga do Neverwinter

Akt I : Dolina Valenrine


Powiadają, że w snach kryje się prawda, której nie można dostrzec na jawie, że w snach kryją się tajemnice, o których zapomnieliśmy lub chcielibyśmy zapomnieć. Stojąc na polanie dookoła krwistoczerwonego klejnotu zaczęliście się zastanawiać czy to może nie jest tylko kolejny sen… ?

Tragedia jaka wydarzyła się tej nocy była nie do przewidzenia, ciemność mieszała się z błękitem, wykrzywione w strachu twarze ludzi, sypiące się kamienie murów… wydawało się to… nierealne. I choć wszyscy zniknęli, wy zostaliście. Wielu z was nie jest z Valenrine, wielu przybyło tutaj z bardzo daleka, niektórzy byli wciąż w drodze do miasta gdy nadeszła ciemność… a mimo to… jedno mrugnięcie okiem, cień na niebie, cień w sercu… i wszyscy staliście wokół klejnotu po tym jak miast zniknęło.

Każdy z was miał wrażenie że się zna. Było was siedmioro: Tabor, Erik, Caric, Adrian, Alukard, Theorod, Draugdin. Gdzieś jakby za mgłą, w odmętach swoich zagubionych myśli słyszeliście imiona tych którzy stali wokół was, twarze wydały się wam znane, jednak nic poza tym.



Jeden z was schylił się po klejnot i go podniósł. Tajemniczy kryształ z miastem wewnątrz nie był duży, mieścił się w dłoni Tabora, syna jednego z górników. Delikatna czerwona łuna oblała dłoń chłopaka, przez chwilę sprawiając wrażenie okraszonej świeżą krwią. Kiedy się spojrzało na kryształowe ściany klejnotu można było dostrzec swoich bliskich, swoje włości i wszystkich innych uwięzionych. Klejnot zawsze pokazywał to czego patrzący szukał w straconej połowie Valenrine.

Był już ranek. Ciepłe, delikatne promienie słońca muskały skórę grupki ocalałych, jednak chłodne nocne powietrze wciąż wywoływało u poniektórych gęsią skórkę. Grupa stała na zaniedbanej ścieżce, która powoli zarastała trawą. Tędy karawana z Neverwinter jechała do Valenrine, jednak mimo małej częstotliwości tychże odwiedzin, ścieżka wydawała się być dużo bardziej zaniedbana niż wczoraj… parę metrów dalej, w stronę Valenrine, rozchodziły się czarne, jakby wypalone pustkowia. Gdzieniegdzie widać było jeszcze obłoki czarnej mgły, na której co chwila znikały i pokazywały się błękitne wstęgi, jakby pioruny na chmurach burzowych.



Z lasu dobiegło was radosne świergotanie. Przy grupce wylądował malutki wróbelek. Poskakał trochę dookoła, spojrzał na nich i odleciał w stronę pustkowi. Leciał nad wypalonymi ciemnością ziemiami w miarę bezpiecznie. Omijał obłoki ciemności z daleka, ale na chwilę musiał się zagapić, bo wpadł w jeden z drobniejszych obłoków. Powinien przelecieć przez niego po paru sekundach. Minęła minuta, dwie, trzy. Wróbelek już nigdy nie wyleciał.



Niemal połowa doliny była zupełnie zniszczona przez ciemność. W oddali, na pustkowi, majaczył jakiś długi, podłużny kształt, owinięty czarną mgłą. Wszystko tam zdawało się trwać w nocy, jakby grupa stała na granicy ciemności i światła. Spojrzeliście po sobie i na siebie. Byliście przygotowani do podróży, w pełni wyposażeni, z plecakami, bronią i sprzętem… a przecież ciemność przyszła niespodziewanie, wielu z was zostało przez nią zaskoczonych…

Ciszę przerwał pierwszy Tabor.

-Musimy iść do Neverwinter- spojrzał gdzieś w dal. W jego głosie nie było wahania, był tego pewny.

-Tam nam ktoś pomoże… mam tam wujka, jest szanowanym czarodziejem…- chwilę się wahał jakby myśląc.

-On… nie lubił ojca… ale w takiej sytuacji… może po drodze spotkamy karawanę, oni też mogą pomóc… a Neverwinter jest najbliżej i tak z dużych miast…- dodał pospiesznie wpatrując się w klejnot. W kącikach oczu zaczęły zbierać mu się łzy. Wziął głęboki w dech i spojrzał swoimi przekrwawionymi oczami na resztę.

Nawet jeśli wujek Tabora nie posiadał odpowiednich umiejętności to w Neverwinter jest dużo innych czarodziejów i wpływowych ludzi, którzy mogą pomóc w uwolnieniu więźniów klejnotu.


Tabor schował klejnot w kieszeni. Chłopak nie był w sumie ani tęgi, ani chudy. Nie posiadał przy sobie też jakiegokolwiek sprzętu, w przeciwieństwie to innych. Był zwykłym chłopakiem, uczył się fachu u ojca, ale niewiele potrafił poza tym, nawet do bitki się nie nadawał. Nosił koszulę z zawiniętymi rękawami spod których wydostawały się długie blizny, ale chłopak nie zdawał się ich wstydzić ani trochę.

Wyglądały jakby ktoś go ciął nożem albo mieczem, ale równie dobrze mógł to być jakiś element kopalni. Oczy miał zielone, włosy ciemny brąz, jedyna rzecz która to wyróżniała to dość mocno odstające na boki uszy i kolczyk w jednym uchu. Chłopak wyglądał na zagubionego i zdruzgotanego. W jego oczach była nie tyle co prośba co błaganie o pomoc.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 02-08-2011 o 16:10.
Qumi jest offline