- Dziesięć fajek? - brew nad lewym okiem Filozofa aż podniosła się ze zdziwienia. Mężczyzna chciał powiedzieć: "kurwa chyba kpisz", ale zamiast tego dodał:
- Skoro nigdzie się przyjacielu nie wybierasz, pozwolę sobie na krótką historyjkę dla zabicia czasu. A skoro jesteś w takiej potrzebie to ją pokornie wysłuchasz. - rzekł stanowczym tonem opierając się wygodnie o kraty. - Żył sobie kiedyś dzielny gepard. Wiesz co to gepard mam nadzieję? Taki duży kot. Był on w każdym razie niesamowicie szybki i zwinny. Żadne zwierze nie było mu w stanie uciec ani go dogonić. Miał więc pożywienia od cholery i był w stanie unikać większych drapieżników śmiejąc się z ich niezdarności. Pewnego razu dopadł go jednak pech. Na polowaniu umierająca antylopa zraniła go w łapę. Nie przejął się tym początkowo. Niestety drugiego dnia ból nie pozwolił mu dogonić zdobyczy. Następnego było tak samo i kolejnego również. Był coraz słabszy, nikt nie chciał udzielić mu pomocy, aż w końcu jego naturalni wrogowie upomnieli się o niego. Pamiętali jak kpił z nich. Tym razem nie był w stanie im uciec. Pożarli go oblizując się ze smakiem. Zapomniano o nim. Na szczęście my ludzie jesteśmy inny prawda? Pomagamy sobie w potrzebie i nie zostawiamy rannych, w szczególności rannych przyjaciół.
Filozof pogrzebał w kieszeni i wyjął jedną dawkę lekarstw. Rzucił ją na łóżko Zippera. - To jak będzie z tą informacją?
- No stary, kurwa, dzięki, kurwa! - rozpromienił się a potem napisał coś na karteczce papieru.
- Ten koleś. Zna różne chujostwa jak nikt inny.
Na karteczce było zapisane - Elewator 1212 i ksywka Ponury.
- Powiedz, że ja cię przysłałem Filozof. I kurwa dzięki kurwa, dzięki. - To ktoś z naszych? – zapytał przerywając serie podziękowań. - Nie, nie. To wolny strzelec.
- Wracaj do zdrowia, przyśle jeszcze później JoJo żeby sprawdził czy ci czegoś nie potrzeba. – machnął ręką i wyszedł na korytarz. Dbał o swoich ludzi o ile ci nie próbowali zrobić go w chuja. Niektórzy myśleli, że jedyną walutą w tej latającej krypcie są fajki. Dla Filozofa cenniejszą rzeczą były już przysługi. W końcu nie wszyscy byli psychopatami, a przynajmniej nie większość. A nawet jeśli to i tak byli bardziej godni zaufania niż jego dawki przyjaciele z parlamentu.
- Wolny strzelec tak? – powiedział sam do siebie gapiąc się na pomiętą kartkę. Nie miał nic do niezrzeszonych. Absolutnie nic, oprócz tego, że byli zmienni jak chorągiewki. Jak wiatr powiał tak się ustawiali. Z takimi trzeba było grać ostro.
- Kruszyna? – spojrzał na ochroniarza wymownie.
- Kurwa stary co ja jestem twoją wróżką chrzestną żeby cię bez przerwy chronić? - Aparycję masz odpowiednią, nad skrzydełkami popracujemy. – uśmiechnął się, choć twarz miał wyjątkowo nieprzystosowaną do tego. – To tylko jedna sekcja.
- Jedna sekcja? – ochroniarz zaczął posłusznie iść za Filozofem cały czas marudząc. – Pamiętasz jak mówiłeś to… chyba tydzień temu? Też była jedna sekcja i paru rippersów po drodze. Mieliśmy wtedy kurwa więcej szczęścia niż rozumu.
- Tak, tak. – przytakiwał choć myślami był jak daleko stąd. Coś się święciło, coś większego niż zwykle. Miał do tego nosa. Musiał uruchomić swoich informatorów i dowiedzieć się czy inne gangi nie miały tych samych problemów. Najpierw należało rozwiązać zagadkę dziwnych ran… |