Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2011, 00:43   #7
Saverock
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Azrael, Anhernatirenatux i Darica znajdują się za kamienną zaporą, za nimi są zniszczone, wciąż palące się domy. Przed nimi nie dalej niż 30 stóp znajduje się dwóch nekromantów, jeden miota zaklęcia, drugi podtrzymuje bariere. Dalej między drzewami ukrytych jest trzech przeciwników. Nacierają na nich również różnej maści chowańce, szkielety, ożywieńce oraz jeden masywny golem. Jeżeli szybko nie opuszczą wioski, reszta śmierciolubów zbiegnie się i wspomoże towarzyszy.
Sairus nie jest póki co w nic wmieszany, nikt nie zdaję sobie sprawy z jego obecności. Wilk początkowo obserwował spokojnie całą tę sytuację. Nekromanci,a przeciw nim trójka osób. Mogło być ciekawie. Jako, że po walce z wampirem miał ochotę rozszarpać jakąkolwiek istotę, postanowił się dołączyć. Jeśli coś zostanie, to może nawet skosztuje mięsa tych nekromantów. Coś w końcu trzeba jeść, a on szybko głodniał. Rozeznał się trochę w sytuacji i ruszył w kierunku trójki znajdującej się między drzewami. Nie chciał im pozwolić uciec, więc próbował ich okrążyć, aby dotrzeć do nich niezauważonym.
Wszystko płonie do okoła, ich na ponów atakują. Anhernatirenatux ponownie wdał się w walkę... Nie rozumiał, czy to jest “krąg” życia. Z jednej strony, to właśnie ON zapoczątkował chaos, ale nie spodziewał się że może to przetrwać tyle stuleci. Sam teraz nie wiedział, czy czuć z tego powodu satysfakcje, czy też pewne “obrzydzenie” tym, że działa to bez jego nadzoru.... Być może dlatego zaczął działać na przekór swoim “dzieciom”
- Być może ktoś jeszcze żyje... Ciężko mi to przyznać, ale jeśli tak jest... To napastnicy, nie zasługują na nic innego, aniżeli śmierć...
istota uniosła wówczas jedną z rąk. Przymknął oczy, po czym na niebie, poczęły kształtować się czarne chmury. Niemal po chwili, dało się usłyszeć pierwszy piorun, oraz począł się deszcz, wręcz ulewa której towarzyszyły grzmoty.
- Wątpię czy to wystarczy, by ugasić chałupy, jednak być może zapobiegnie rozpowszechnieniu się ognia.
Deszcz skapywał na gorejące połacie ziemi, jak i płonące chałupy. Ogień stykał się z wodą, wydając niepokojący syk. W powietrzu dym mieszam się z powietrzem, zapach ozonu ze swądem ciał, wszystko to razem mogło przypominać sceny z apokalipsy. Nad głowami niczym jeźdzcy przedstawieni w Bibli śmigały zaklęcia. W samym sercu tej piekielnej zawieruchy była trójka protagonistów, którzy mieli odmienić los Albionu.

- Ha, widzę że nawet Ja nie wyszedłem z wprawy ! Dobra, Wy dwoje zajmijcie się Tymi z przodu, ja Tymczasem przejdę w stronę lasu... Nie dajcie się zabić...Ktoś będzie musiał nieść bagaże - Uśmiechnął się złośliwie. Mężczyzna, niemal natychmiast udał się w stronę lasu, co chwila rozglądając się do Tyłu. Starał się za wszelką cene uniknąć zaklęć, w końcu już nie był tak potężny jak wcześniej... Wiedział że jeśli Nekrusale ich otoczą, będą w sporych kłopotach.
Sairus w malej części korzystając ze swej zdolności skradania się, zbliżał się do nekromantów. Chciał zobaczyć ich miny, jak zorientują się, że nie są wcale tak bezpieczni, jak się im zapewne wydawało. Na resztę walki, która się toczyła, nie patrzył, aby się nie dekoncentrować. Gdy był odpowiednio blisko, ugiął nogi w kolanach ,a potem wybił się wprost na nekrusów, mając zamiar przewrócić jednego z nich i zabić.
Gdy stracony Bóg był dość blisko nekromantów zobaczył scenę, której zdecydowanie by się nie spodziewał na jednego z nekromantów leciał właśnie, wielki Wilkołak. Zresztą chwilę potem przegryzł mu tetnicę szyjną. Jego ofiara nie miała szans. Jednak towarzysz poległej istoty nie był bierny, robnął go zaklęciem nie wymawiając formuły. Nie było potężne. Ale cielsko wilka przygrzmociło w pobliskie drzewo. Wilk jednak otrząsnął się szybko, czując przy tym przejmujący ból w barku. Anhernatirenatux nie miał czasu na namysł, wróg próbował zalać go deszczem czarnych strzał, jednak nie celnie. Władca piorónów kumulację nagłej energii.
-Norcturnal dey ray!- Inkantacja powiodła się a z laski śmierciolubnego maga wytrysnęły czarne węże.
Istota z pewnością nie spodziewał się sceny, jaka nastąpiła przed chwilą “dziwna istota, która zaatakowała jego wroga” natychmiast przypomniał sobie powiedzonko “Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem” przynajmniej na czas tej walki. Kiedy wystrzeliły w niego strzały - bóg niemal natychmiast sprawił taki sam stół, przy którym jadł ostatnią wieczerze, posłużył mu jako tarcza, kiedy skrył się za nim, zmaterializował swoją buławę w lewej ręce. Nie spodziewał się tego... Miał bardzo duży problem z uniesieniem własnej broni !
- C-co się dzieje ?! Szlag wasze ludzkie ciało.
Odrzucił puki co broń na bok, po czym starał się strzelić czarnoksiężnika piorunem za bardzo się nie wychylając
Wilkołak chyba w życiu nie został tak poobijany w ciągu jednego dnia. Najpierw tamten krwiopijca, a teraz zaklęcie nekrusa. Eh... Chyba zaczynał się starzeć, skoro pozwolił dojść do czegoś takiego. Spodziewał się, że zaraz zostanie znowu zaatakowany, więc bez zastanowienia zbliżył się szybko do przeciwnika, aby zamachnąć się w niego swoim łapskiem. Może i bolał go bark, ale to nie znaczyło, że będzie czekał na kolejne ciosy.
Węże nekromanty przebiły stół za którym czaił się Angernatirenatux, rozpraszając go, co przyczyniło się do chybienia błyskawicą. Z pomocą upadłemu bogowi nadbiegał Sairus, drogę zaszedł mu golem z ludzkiego ciała. Był odrobinę większy od wilkołaka i zdecydowanie cuchniał.
- Co do ! - bóg sięgnął szybko broń którą zostawił obok, po czym obiema rękami ciężko zaczął uderzać w stronę gadów
- Macie czarcie bestie ! Szlag z wami, waszym Panem - Mówił podczas ataku.
Czy Sairus wcześniej wspominał coś o tym, że chętnie skosztowałby mięsa? Na pewno chociaż przez chwilę o tym myślał. Jednak teraz od razu przestał być głodny. Przeklinał swój wyczulony węch, bo ten zapach był dla niego nie do zniesienia. I pomyśleć, że musi się tego pozbyć. Sam nie wiedział, co zrobić. Za nic nie miał zamiaru gryźć tego przeciwnika, bo zwymiotowałby od razu. Dlatego musiał użyć swych szponów, którymi chciał po prostu rozerwać golema na strzępy.
Niezdecydowanie Sairusa było nań zgubne potężna gnijąca pięść uderzyła go z taką siłą, że odbił się od ziemi. Warknął przy tym przeraźliwie. Całe szczęście nic nie było połamanane, jednak ból był ogromny. Węże gineły pod buławą, jednak z każdym zabitym pojawiał się kolejny i następny. Pioruny waliły naokoło, jeden uderzył w pobliskie drzewo zapalając je przy tym.
- Cholera Jasna ! Zapomniałem że nie mam nad Tobą kontroli... - Mężczyzna odskoczył do tyłu.
- To niema sensu ! - Deszcz lał nieprzerwanie, mówiąc szczerze, przemoczył już mężczyznę. Ten postanowił wykorzystać sytuacje I ruszył szybko w stronę płonącego drzewa. Starając puszczać pioruny w stronę wroga, wiedział że jest to niecelne, jednak może była szansa by trafił.
Jak tak dalej będzie szło, to Sai prędzej zdechnie, niż się do końca zestarzeje. Pomyśleć, że do pojawienia się wampira, uważał dzień za bardzo udany. Teraz, podnosząc się powoli, myślał całkiem inaczej. Ten dzień był fatalny. Gdyby miał przy sobie jakiekolwiek przedmioty. Nie zdążył nic zabrać, a teraz jakaś mikstura czy kusza, byłaby przydatna. Jeśli chciał wygrać, musiał chyba się poświęcić. Nie mógł tego zrobić, ale musiał. Przyzwyczaił się do bólu i rzucił na przeciwnika, próbując rozszarpać go swymi kłami.
Taktyka Sairusa dobrze sprawdziła by się na człowieku lub istocie żyjącej ale nie na martwym golemie który był masywną nie czującą bólu istotą, Wilk wbił się w tlusty przegub golema, ten nawet nie wydał odgłosu , tylko potężnie machnął ramieniem. Miotając Sai’a na ziemię. Tym razem spadł gładko na ziemię.
Pioruny chybiały, w zasadzie waliły jak chciały. Nekromanta zanosił się śmiechem. I ruszył za bogiem biegiem. Wbiegliście w wielką kałuże.
Nareszcie, nareszcie spotkało go szczęście, uświadomił to sobie kiedy poczuł wodę w nogach. - I teraz umrzesz ! - Powiedział szybko miotąc potężny piorun w wodę w której obaj stali. Wszak On sam, winnien być odporny na własną magie - Cóż, nieraz to przez jego ciało przechodziły wyładowania elektryczne o potężnej sile. Cały czas się uśmiechał podczas tego wydarzenia
Wilkołak czuł się teraz jak zbity pies i tak dokładnie było. Nic nie działało na tę istotę, a sam ledwo trzymał się na nogach. Skomląc cicho, wolał odsunąć się trochę od przeciwnika. Skoro ataki na niego nie działały, tak jak powinno, mógł tylko próbować unikać jego ciosów i czekać na ewentualną pomoc. Przecież była tutaj jeszcze ta trójka nieznajomych.
Okolice rozświetliło przenikliwe światło błyskawicy, truchło nekromanty skwierczało. Prawdopodobnie nie cierpiał jego mózg szybko się zagotował. Woda wyparowała, a w okolicy można było wywąchać przyjemny zapach, który następuje po wyładowaniach atmosferycznych.
Sai, nie miał problemów z unikaniem wielkich łap golema, był potężny ale też diabelnie wolny i.. tępy.
bóg był wyraźnie uradowany. Ale po chwili uświadomił sobie, że musi pomóc wilkowi. Niemal natychmiast ruszył biegiem w stronę walki. Widział wtedy dość dziwną sytuacje, wygibasy wilka oraz ciosy molocha. Wnet rzucił nie przerwanymi piorunami w swojego wroga. Chwile później dołączył drugą ręką - co mogło robić bardzo ciekawy widok, każda kropla która padła na fale energii, natychmiastowo wyparowała.
Nie sposób byłoby nie zauważyć nadciągającej odsieczy. W końcu pioruny lecące z rąk, nie są czymś, co widzi się codziennie. W tym wypadku Sai prawie przypłacił to kolejnym bólem, bo spojrzał w stronę miotacza piorunów i z ledwością zdołał uniknąć kolejny cios golema.
Porażony golem zatrzymał się w miejscu, a światło oświetliło szwy przebiegające w miejscach gdzie ciała zostały zszyte. Ramiona, szyja i pachwiny.
- Teraz mamy szansę ! - Wykrzyczał licząc że wilkoczłek jest na tyle rozumny, w innym wypadku, będzie go czekała kolejna walka, niemal natychmiast zmaterializował swoją drugą broń, miecz - Mimo że był lżejszy to i tak był dla niego dość sporym obciążeniem. Istota, starała się zaatakować potwora w lewą dłoń, mając nadzieje, że ma wystarczająco dużo siły. By odrąbać mu kończynę
Sai nie potrzebował żadnego krzyku ze strony nieznajomego. Sam doskonale wiedział, że teraz nadarzyła się szansa. Można było najpierw pozbawić istoty rąk i wtedy byłaby prawie nieszkodliwa, ale on wolał rzucić się z kłami do szyi golema, aby gryząc w okolicach szwów, pozbawić go tej części ciała.
Wielki zamach mieczem spełz na utkwieniu klingi w bicepsie bestii. Bożek na próżno by się siłował aby go wyrwać. Jednak wilkołak rozłdzielił jak filet tors od głowy, golem opadł na trawę. W bezruchu, nieumarły ani drgnął. W powietrzu unosił się smród gotowanej zgniłej wieprzowiny.
 
Saverock jest offline