Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2011, 00:59   #10
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Breezvile


Gdyby nie ten cholerny ból, Sai może dałby radę zareagować odpowiednio szybko i zamiast znowu przywalić w drzewo, odbiłby się od niego bez żadnych obrażeń, a tak, jego plecy były jeszcze bardziej obolałe i chyba dodatkowo uszkodził sobie bark mocniej niż do tej pory. Z cichym jękiem bólu, podniósł się powoli, ale nigdzie się nie ruszał, tylko oparł o drzewo i przyzwyczajał do bólu. Gdy jako tako mu się udało, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu nieznajomego.
To co się wydarzyło przed chwilą, był jak powrót najgorszych wspomnień z przed wieków, I mimo że był o wiele słabszy, to jednak wywołał w nim pewien lęk, nim jednak zdążył to obmyśleć fala uderzeniowa miotła nim jak szmacianą lalką o drzewo. Kiedy opadł na ziemie, splunął krew, która nazbierała mu się w ustach. Przez chwilę starał się uświadomić sobie, co się mogło wydarzyć... Czuł jedynie szum w uszach. Kiedy ocknął się, wykrzyczał
- Wilku ! Żyjesz ? - Próbując się podnieść...
Jedyną odpowiedź, jaką otrzymał, było dosyć głośne wycie, jak to robię wilki do księżyca. Po prostu Sai ledwo znosił ten ból, ale żył i to było najważniejsze. Oddychał gęboko, próbując się uspokoić.
- Co to było!? - krzyknął po chwili.
- Coś rozpieprzyło okolice... - Wykrzyczał przez zęby, widać było że boli go, co jakiś czas przecierając usta z krwi.
- Co miało tyle siły by sprawić taki wybuch ?! - wnet złapał się jednego drzewa, starając podeprzeć się i wstać
- Nie tylko okolice... Prawie mnie połamało - powiedział dosyć głośno i przestał opierać się o drzewo. Ledwo stał, ale jednak ustał. Chyba nie było z nim tak bardzo źle.
- Wspominałeś, że nie jesteś sam... Ciekawe co z Twymi towarzyszami - kontynuował po chwili.
- T..Tego się bo-boje - Powiedział niewyraźnie, każda próba podniesienia się kończyła się upadkiem. Dało się ujrzeć że ma bardzo słabe ciało.
- N-niewiem czy dam radę iś.iść dalej... - Cały czas zaciskał lewą dłoń, a przyjamniej próbował
- Ja Cię nosił nie będę - odparł Sai, z lekką ironią w głosie i postąpił kilka kroków w kierunku nieznajomego.
- Nie prosiłem o Nic tekiego ! JA mam swoją godność - Odpowiedział nerwowo.
- Po prostu, pójdz w stronę epicentrum, sprawdzając czy żyją... Możesz to zrobić ?
- Tak źle chyba jeszcze ze mną nie jest - powiedział Sairus, a jakby na potwierdzenie słów, warknął z bólu.
- Ale gorzej nie bywało nigdy - dodał i potem powoli ruszył tam, skąd rozszedł się wybuch.
Mężczyzna położył się na plecach, licząc że ból po chwili ustąpi. Ale wiedział że mnie przyjmnie pomocy od Anioła, zakładał to odrazu
- Jeśli ten facet żyje, powiedz że NIEMA prawa mnie leczyć ! - wykrzyczał do odchodzącego towarzysza
Wilk już nic nie odpowiedział. On skorzystałby z leczenia najchętniej w tej chwili. Jednak skoro tamten nie chciał, to jego sprawa. W końcu dostrzegł jakiegoś faceta i kobietę. Kobieta chyba spała, ale pewności nie miał.
- Byście może pomogli! - krzyknął w ich stronę.
Azrael zerwał się na równe nogi. Widząc osobnika nadchodzącego w ich stronę.
-A więc przepowiednia spełnia się..-Dodał sobie pod nosem po czym uśmiechnął się pod nosem.
Anioł podbiegł do Wilka. Wyczarował pierzastą powierzchnie. I wzkazał ręką na nią.
-Poczekaj chwilkę, tutaj. Skoczę po drugiego.-Wilcze oczy nie zdążyły zarejestrować szybkiego ruchu archanioła.
Chwilę potem znalazł się przy upadłym bogu.
-A więc to tu cię miotło.-Powiedział z uśmiechem, a raczej z ulgą, że go znalazł.
Mężczyzna uśmiechnął się parszywie. Zakrawione usta zostawiły ślad.
- T..Ta... J,jak widzisz, nie-nie jestem wwcale takiii nie,etykalny... Alle zabraniam CI mni-ee lec-zyć - Wówczas przetarł krew
- M-Możesz, po-omóc m,m i wstać ? - Dodał ulegle
-Ja wiem, że nie pałasz do mnie sympatią, dobrze by było gdybym jednak przyśpieszył twoją regenerację.-Azrael mówił łągodnie do poturbowanej istoty, po czym pomógł mu się podnieść.
-To jak mam ci ulżyć, czy uniesiesz się swoją dumą i pogardą mojej osoby.-Dodał szybko a w oczach aniołach można było dostrzeć smutek spowodowany bólem boga.
- Prz.przestań P-piep-przyć, jak ta-a dziewucha ! - Powiedział by się uspokoił
- Ni-e chodzi - O o Cie-bie ! Za-pewn-e z-rozu-miesz... O co, chod.zzi mi - Splunął na ziemię
- D-dale-j Sa-am sp-próbuj-je iś-ć - Dziękiki - Gab... - Dodał złośliwie
-Jesteś uparty jak stary kozioł! Daj zatamuję chociaż to krawienie! W naszym wspólnym interesie jest, abyś był jak w najlepszej formie. Pamiętaj, że to ludzkie ciało. Skoro krwawi ci z ust, musisz mieć roztrzaskane wnętrzności.-Gabryjel krzyczał za powoli stąpającym towarzyszem
- D-daj mi-i d-wwa dni-ii - Powiedział cicho, był czegoś pewne, chciał założyć się niemalże o własne życie
- C-czar-rodziejka - Żżżyje ? - Zapytał beznamiętnie, albowiem był sens myśleć o uczuciach, będąc w takim stanie ?
-Żyje, nie odniosła żadnych obrażeń.-Azraelowi przez chwile przemkneło w głowie pytanie, które by mogło się wydać bogowi złośliwe toteż go nie zadał.
-Daj się chociaż zaprowadzić !
- Lepiej, spr-sprawdź r-arany wi-wi-wiczlka... O-nn był ra-nny, wcze,wcześniej - Widać było że jest zmęczony prośbami anioła, wręcz dobijały go.
-Niech będzie, ale jeżeli zginiesz od tych ran to zniszczę twoją dusze.-Powiedział po czym wzruszył ramionami i udał się do miejsca w którym znajdowała się pozostała dwójka towarzyszy.
- T-ta, al-e jakkk u-mrę, mre.. -Za, zabiore, w-was wszystki--chh ze- sobą - Uśmiechnął się złośliwie, po czym zacisnął zęby
Azrael uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, dając mu do zrozumienia, że na to jest sposób. Po czym użył błyskawicznego przeniesienia i znalazł się przy wilku.
Sai leżał na tej pierzastej powierzchni, którą stworzył Azrael. Czekał na jego powrót.
- Chyba się nie spieszyłeś - mruknął cicho. Do cierpliwych on nie należał, a szczególnie w sytuacjach, gdy ledwo żył.
-Dobrze, dobrze, połóż się na brzuch.-Odpowiedział Gabryjel.
Wilk mruknął coś pod nosem i dosyć mozolnie wykonał “polecenie”. Nie obyło się bez cichego jęku bólu.
- Pośpiesz się, bo nie mam zamiaru zdychać z bólu przez kolejne chwile - powiedział po chwili.


Postać przemieszczała się bardzo wolno. Cały czas klnął w duszy, musiał paść akurat wtedy, kiedy walka się skończyła, toż to złośliwość losu.
- Alrrent Kentrela Wywned Tunwarg - Takie słowa wymówił przez zacisięte kły. Powoli zbliżał się w stronę epicentrum wybuchu.
Anioł uniósł ręce nad plecami Wilka i wypowiedział dwa słowa:
-Lux Vitae.- A błękitny słup światła spowił wilka, jakikolwiek ból go nie dotyczył. Czuł się jak nowo narodzony, nawet jakby głód minął.
- No, no... Nie spodziewałem się, że pójdzie to tak szybko - powiedział Sai i podniósł sie powoli. Nie wstał, lecz usiadł wygodnie.
- Może teraz powiesz kim w ogóle jesteś... Jesteście - zaproponował po chwili.
Prawie wycieńczony, dochodzi na jednej nodze. Drugą ciągnął jakby zatracił w niej władze. Był wycieńczony, a wadą było to, że miał strasznie wrażliwe ciało. Jego świecące oczy, które wcześniej oddawały błysk ognia, teraz, zaledwie lekko się jarzyły. Kiedy wreszcie na półnodze podszedł do mężczyzn.
- Wi-Widze, że,że wre-rwreszcie dotttarłeś... Wil..ku - Powiedział wyraźnie wykończony
-Na Ziemi nazywają mnie Azraelem, ta oto śpiąca niewiasta to czarodziejka wiatru Darica.-Powiedział Gabryjel po czym ukłonił się teatralnie. Jego wzrok spoczął na ledwo człapiącym bogu.
- Wilk, to nie jest moja imię - zwrócił się Sai do ledwo żywego nieznajomego. Musiał on być idiotą, skoro nie chciał przyjmować pomocy. Jednak to nie był jego problem.
- A co do Ciebie, Azraelu, to nie jesteśmy na szlacheckim dworze, aby się wydurniać z jakimiś ukłonami - kolejne słowa skierował do tego, który go uleczył. Tak już miał, że był po prostu uczulony na te wszystkie szlacheckie durnoty.
- Mmmoże, nieee nie jestt-eś Wiwilkiem, alale Oddaje, to... Tw..ojwą nat...turę, czy-ż nie-e ? - Dodał skrzywiony, lekko uśmiechnięty. Stał strasznie chwiejnie, przez co obawiał się że upadnie, ale nie wiedząc czemu, nie chciał być uleczony
Azrael poczuł się nieco urażony uwagą Wilkołaka.
-Nigdy nie byłem na takowym dworze, ale myślałem, że w ludzkim świecie ukłon to okaz grzeczności i szacunku a nie przepychu i durnoty. W każdym bądź razie panie nie-wilku chyba wypadałoby abyś również się im przedstawił.-Uśmiechnął się.
- Raczej okaz podlizywania się i nic więcej... Zresztą, nieważne... Co do mojego miana, to jestem “Czarny Wilk” Van Drake - odparł po chwili. Pominął przy tym swe imię. Może celowo, a może nie. To już raczej tylko on sam wiedział.
- Al..Abo..albo, Ok-okazanie, odroorobiny szacunku, nawe-et, dl-a malutttkich - Widać było złoślwość mimo bólu, cały czas była w nim obecna
- Az...Azrael, Ja...Jak chce-esz, mo-możesz, co,co niec-oo opo-wie-dzieć o ra-asie... Wie-wiesz, o co... ch-odzi, pra-wda ? Uzna...j, to jakko pod..dz,dzięke za, po.po-moc - Mówił po cichu, by nie tracić energii
-A więc panie Sairusie.-Tu Azrael uśmiechnął się złośliwie i puścił oczko do wilka aby się nie gniewał o to.
-Skoro taka jest wola Anhernatirenatux-Tu skinoł głową, na wpół żywą istotę.- Jest on przedstawicielem najdłużej żyjącej rasy, nawet oni sami nie wiedzą od kiedy istnieją. Można ich utożsamiać z domenami, czyli są tak jakby wzorcami mitologicznych bóstw. A ten oto osobnik został...-Spojrzał niepewnie na towarzysza, po czym wzruszył ramionami.-W każdym bądź razie jest bardzo osłabiony i obecnie włada elektrycznością.
- To władanie elektrycznością na pewno wyjaśnia to, że w jego rękach pojawiało się jedzenie - powiedział wilk po chwili. Jakoś niespecjalnie go to interesowało.
- Ale i tak nie jest to ważne... Wszyscy idziemy do Stonebridge, więc najlepszym wyjściem będzie wspólna podróż... Jednak już to ustalilismy z... Panem X... Nie obraź się, ale nie będę nawet próbował zapamiętać tego imienia - kontynuował, ostatnie słowa kierując do Anhernatirenatuxa.
- Rzeczy--wiście, wiieesz zaa dudużo ! - Uśmiechnął się nerwowo.
- C-Chciałem, się- upe-wnić cz-yy mówiw-sz prrawdę ! Ha, W-wygrałeś.... C-O do- jejedzenia, czy-ym jest-jest jedzenie, przy-yistocie ży-ywej ? - Zapytał
- Al-e, ch-cciałem, wwas pros-ić o ppomoc. Chc-e wie-edzieć, cz-yy inni... Mn- nie porzu-ciili, c-zy po--pozwolą, cz-yyy pozzostawią ,mn-ee tak-iego - Wykrztusił z siebie wreszcie ostatnie słowo
Azrael założył ręce na siebie. Po czym wzdychnął.
-Nie wyczuwam żadnej interwęcji z twojej strefy i wątpie aby ta pomoc nadeszła może dasz sobie pomóc?-Zapytał, zdecydowanie nalegając wyrazem twarzy na odpowiedź twierdzącą.
Nagle niebo rozświetlił przenikliwy blask którego źródłem była wysoko zawieszona gwiazda.
- Co to? Nie dosyć już niespodzianek na dzisiaj? - zapytał Sai, zasłaniając dłonią oczy. To wszystko było... Świrnięte... Inaczej tego nazwać nie można. Wampir, nekromanci i jacyś bogowie, czy nie wiadomo co, mający chyba nie ograniczoną siłę. No prawie nieograniczoną.
- N-nie mo-żem,y w-wzlekać... Ch-odźmy...ddalej - widać było że cały czas słabnął... Jednak, kiedy ujrzał światło w niebie, nagle jak by odrzył, uradowany... kiedy jednak okazało się że to jedynie ta przeklęta gwiazda, popadł nieraz w szał na ponów, w okół niego, poczęły się tworzyć, lekkie wyładowania elektryczne... Któze z chwili na chwilę stawały się coraz intensywniejsze
-Nie przeczekamy tu noc wszyscy są zmęcznie, a co do Ciebie bożku.-Azrael postąpił kilka kroków na wprost.- Lux Vitae- Promienie błekitnego światła otoczyły rannego towarzysza. Czuł się wyraźnie lepiej.
-Wybacz nie mogłem uszanować twojej woli. Połóżcie się, ja zostanę na warcie.-Dodał w pośpiechu z uśmiechem.
- Miejsce, gdzie toczyła się walka, idealne miejsce do odpoczynku - powiedział złośliwie Sairus, a potem rozejrzał się.
- A ona? Jak zareaguje, jak zobaczy mężczyznę, którego nie zna... Do tego śpiącego w waszym “obozie” - zapytał, jakby jego rozmówcy mieli to wiedzieć.
- Może mnie zaatakuje? - zaśmiał się.
Ciężki oddech istoty, uspokoił się. Bez słów można było zrozumieć że poczuł wyraźną ulgę. Nie podziękował, ponieważ wiedział że jeśli by to zrobił, sam sprzecistawił by się własnym słowom.
- Nie chciałeś czasem, zapytać “posiądzie” ? - Skierował do wilkołaka.
Mężczyzna ciężko podniusł się na nogi, po czym, natychmiast zaczął tworzyć obóż. Między innymi swój tron, Kilka koców, oraz stół pełen owoców. Po czym rozsiadł się wygodnie.
- “Gabriyel” Masz jakieś specjalne życzenie ? - Powiedział niemrawo
-Nie dziękuje, nie jestem głodny.- Powiedział ze szczerym uśmiechem spowodowanym, powolnym przekonywaniem się boga do jego osoby, przynajmniej w mniemaniu Azraela.
-Dobrze Idę na czaty, dobrej nocy.-Odszedł kilka metrów pod drzewo o które zresztą oparł się plecami.,
- Akurat tego, to się nie obawiam... Nie chcę jej przypadkiem zrobić krzywdy, jeśli mnie zaatakuje... W końcu po nagłym przebudzeniu mogę nie zapanować nad wilczą naturą - wyszczerzył zęby.
- Ciekawi mnie jedno, co by zrobiła, jakby się obudziła, a ja byłbym do niej przytulony. Jak myślisz, jakieś tornado, czy może cios między nogi? - zapytał po chwili. Na sen specjalnej ochoty jeszcze nie miał. Dlatego skoro już była okazja, to mógł trochę pogadać i poprawić sobie humor.
- Sądzę że byłby to cios, którego nigdy byś się nie spodziewał, a wymierzony był by przez status porządania, jaki wywołują u kobiety... Jak to zwą ? hormony, oderwała by Ci głowę, wyssała szpik z twych gości, później z pewnością, wypiła by moją krew,a jako bogini, zabiła by aniła, jednym ciosem w kark... Tak mnie się przynajmniej wydaje, w końcu dziwnie działam na kobiety - Dodał złośliwie
- Zawsze mogłoby być gorzej... Chociaż, wściekła kobieta, to chyba największe zło tego świata - zaśmiał się i spojrzał na kobietę, a potem powrócił spojrzeniem do rozmówcy.
- Ale znam taką, która zareagowałaby inaczej, gdybym zrobił jej taką “niespodziankę”. Chyba jakimś wyjątkiem musi być - dodał po chwili.
- Pierwotnie w naszym zamyśle, było stworzenie, jedynie elfów. Cóż, jako istoty okazały się... dość nudne, proste życie, rozbudowa, płodzenie potomstwa. Później powstały inne mutanty, które co jakiś czas zabijały elfy, dlatego też podobno moi braciszkowie stworzyli was ludzi oraz krasnoludy. Ale Ludzią nie dali, “długowieczności” Pewnie bali się, że będziecie tak samo nudni. Ha - ale potem, dzięki wam, powstały takie zawody, jak prostytyutki, mordercy itp. Z czasem zaadaptowały to elfy i zostały, nudne elfie prostytutki. Rozbudziliście te całą hałastre... - bożek zamyślił się na chwile, po czym powiedział
- Ale tak... kobiety są dość potrzebne... Jak by nie patrzeć, spore z nich złośnice, ale co jak co...
- Chyba powinienem dziękować przodkom za to, że to dzięki nim powstały te zawody... Szczególnie ten pierwszy- wilk zaśmiał się cicho.
- Jednak większą satysfakcje daje, gdy się za to nie płaci, ale to zwykle prowadzi do ślubów - kontynuował, zastanawiając się nad czymś.
- Może lepiej stwórz jakieś ogrodzenie wokół mnie, bo nie chcę, aby przypadkiem jakiś podmuch wiatru stworzony przez nią, rzucił mnie w kolejne drzewo... Mimo wszystko, nieznajomy mężczyzna i do tego prawie nagi... Może różnie zadziałać na kobietę, a ja wolę nie ryzykować - powiedział po chwili.
- Niestety. Jestem dość... Ograniczony, niedam rady tego stworzyć. Musimy ręcznie to zbudować, ale Ja niemam siły. Co jak co, po prostu, położymy się koło niej, z obu stron, nim zdecyduje się kogo zaatakować, dasz rade zbiec... - Dodał rozbawiony, co jak co, ale te milczenie dało mu o sobie znać.
- A tak na poważnie, nie jest taka zła. Tylko że nie udało się jej, jeszcze mi dogryźć. Może jej coś podpowiesz i będziesz mógł zostać w obozie.
- Łatwiej będzie, jeśli ją zwiążemy. Wtedy raczej nie zaatakuje mnie. Chociaż z kobietami to nigdy nic nie wiadomo... Masz linę? - zapytał wilk, uśmiechając się pod nosem.
- Nie ! Ale mam buławę, jest równie skuteczna, co lina, nawet bardziej. - Istota wzięła pomarańcz.
- Częstuj się... Owoce, nikomu nie szkodzą.
- Wilki wolą mięso... Ale ja jestem też człowiekiem - Sai sięgnął po kiść winogron.
- Co do buławy, to lepiej nie... Jeszcze coś się jej poprzestawia w tej główce -zaśmiał się cicho.
- Tak... to jest kwestia, drugorzędna, jest możliwość zniekształcenia - Uśmiechnął się
- Wtedy jest już dużo gorzej. A ludzie, mimowszystko są kruchliwi. Cały czas mnie zastanawia, jak udało się jej przetrwać...
- Liny nie ma, buława raczej się nie przyda... Hmm... Nie wiem, czy czuć się tutaj bezpiecznie- Sairus zaczął się nad czymś zastanawiać.
- Może położę się obok niej, obejmę ją, a jak się obudzi, to będzie tak zaskoczona, że zdołam uciec... Czy to zbyt ryzykowne? - zapytał, jedząc powoli winogrono.
- Niema takiej możliwości, jedyna sensowna rzecz, jaką zrobisz - iść na drzewo. Albo ubrać się w szate nekromanty. Zawsze jakieś odzienie, nie sądzisz ? - zaproponował
- Ja nie zniosę już więcej smrodu śmierci... Wystarczy, ze musiałem gryźć tamto ochydztwo... Co do pójścia na drzewo, to... Jestem na to za wygodny - odparł Sai po chwili zastanowienia i
wzruszył ramionami.
- Zresztą i tak jestem ubrany... No w pewnej części... A szata nekromanty zostałaby rozerwana przy pierwszej przemianie - kontynuował.
- Ale napewno robił byś lepsze wrażenie, aniżeli miałbyś siedzieć... w takim odzieniu. - dodał zachęcając
- Albo porzyczysz coś od naszej przyjaciółki, ostatnio coś kupywała, sądze że nie powinna mieć nic przeciw takiemu zabiegu. Ale musisz się o to zapytać - powiedział złośliwie
- A może sam się zabiję? Tak będzie zdecydowanie najprościej. Ona nie będzie mnie atakowała, a ja nie będę się musiał bać, że mi coś zrobi - powiedział wilk, śmiejąc się cicho.
- Albo jeszcze lepiej. Zamienię się w wilka. Przecież na pewno nie zaatakuje takiego słodkiego wilczusia - niemal parksnął śmiechem, ale jakoś udało mu się powstrzymać.
- Wtedy, JA Ciebie bym zabił. Ponieważ po Tym deszczu, nie pachnęło by to zbyt przyjemnie. Co jak co, nie zaprzeczaj temu. - Dodał ironicznie
- A Może nie będzie sie bała ? Od uzna - ooo wilczuś !
- Jakoś Ciebie się nie boję - odparł Sai od razu z wyczuwalną kpiną w głosie..
- Mimo wszystko z własnych doświadczeń wiem, że kobiety mogą być bardzo niebezpieczne - dodał po chwili.
- Tyle że Ona nie posiada, broni w liczbie nieskończonej, oraz ładunków elektrycznych... Ale z drugiej strony, diabły to wiedzą, albo anioły trza go zapytać w końcu, czy wie, czy nie... - Dodał zaciekawiony
- Przypalone mięso nie pachnie zbyt ładnie - powiedział Sairus złośliwie.
- Najlepiej ją obudź i mnie przedstaw.. .A potem wszyscy będziemy mogli spokojnie spać.. Przynajmniej tak mi się wydaje - kontynuował.
- Sprytne... Ale niedam się złapać w pułapkę ! Chcesz, skierować pierwszy cios we mnie... Niema takiej możliwości - rzucił szybko.
- Wiele Ci przecież nie zrobi... W końcu Ciebie już zna.. A pomyśl, jak zostanie obudzona przez nieznajomego, to pomyśli, że to wróg i zaliczę kolejny lot na drzewo - Sai kontynuował przekonywanie Pana X.
- Niech Ci będzie, ale winni mi będziesz przysługę. - bożek, nie wstawając, wyciągnał dłoń w kierunku czarodziejki, po czym wystrzelił lekki piorun, który nie był groźny dla człowieka ale “pobudzi” go natychmiastowo
- Moja droga... Ten, skąpo odziany Pan, będzie naszym towarzyszem.... Panicznie się Ciebie boi, dlatego ostrzegamy Cie, byś rano go nie zabiła.. - Powiedział szybko
Darice wydawało się, że dopiero co zmrużyła oczy, a już ktoś ją budził. Chciała jeszcze chwilę poleżeć, ale nagle powróciły do niej wszystkie wydarzenie poprzedniego dnia i szybko poderwała się do siadu i szeroko otworzyła oczy mówiąc:
- Co się dzieje? - dopiero słowa boga ją uspokoiły. Ktoś chciał ją poznać, a może raczej być przez nią poznany, by oszczędzić sobie poranny atak na niego. Prawie się roześmiała, choć rzeczywiście ciężko stwierdzić, co zrobiłaby gdyby wstała pierwsza i zauważyła obcego. Zwłaszcza gdyby nie spał, a kręcił się wokół. -“Co się ze mną dzieje? Zabijać kogoś od razu po przebudzeniu? Teraz wydaje się to całkiem realne, a kiedyś w ogóle by mi przez myśl nie przeszło”- pomyślała.
- Skoro tak trzeba - powiedziała zaspana. Wstała, poprawiła nieco włosy i rozejrzała się za nowym towarzyszem podróży. -” Akurat muszę wyglądać wprost idealnie na poznawanie kogoś nowego.”- pomyślała sarkastycznie.
- Witaj. Jestem Darica Vircalli. - uśmiechnęła się lekko.
- Sairus “Czarny Wilk” Van Drake, co kto woli - odparł, odwzajemniając uśmiech i wstał powoli.
- Od razu poznaj moje drugie ja - dodał i przyjął wilczą formę. Miał tylko nadzieję, że teraz nie zostanie zaatakowany. W końcu różnie reagowano na jego wilczą formę. Zwykle był to krzyk przerażenia lub ruszenie do ataku. Nie licząc kilku nielicznych osób, które przyjmowało to dosyć spokojnie.
- Na pewno będziesz mnie takiego widziała bardzo często - oznajmił i powrócił do ludzkiej formy.
- Eh... Czyli narażasz nas, na widok czegoś tak... Jak wy to mawiacie “brudnego”. Przecież tyle sierści, przyciąga robactwo. Bleh - W Ręce boga pojawił się kielich, który wyciągnął w stronę kobiety
 
Cao Cao jest offline