Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2011, 17:34   #34
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=T5L9FNkDo70&feature=related[/media]
Strach.

Na Gehennie ten jeden lokator rozpanoszył się na dobre. Rozrósł jak kolonia mrówek i zadomowił w każdym niemal korytarzu, w każdej celi, kącie, szybie wentylacyjnym. Za dnia można go było potkać w messie i wąskich korytarzach, a nocy – pod twardymi pryczami i w ciemnych zaułkach łączących sektory. Odbijał się w oczach więźniów, pobrzmiewał w nocnych jękach i szeptach.
Cała ta blaszana krypa była przesiąknięta jego smrodem.
Gdyby ktoś miał wystarczająco dużo siły aby zwinąć ten statek w kulkę i wycisnąć jak mokrą szmatę strach lałby się z niej ciurkiem. Strach, zło i szaleństwo.

Podobno tylko szaleńcy nie odczuwają strachu. Chociaż może nawet oni drżą na myśl o demonach snujących się po Zakazanych Rejonach Gehenny. Z drugiej strony czy powinno się ich lękać jakoś szczególnie kiedy żyło się zamkniętym w klatce pełnej zwyrodniałych wynaturzonych ludzi? Ludzie i demony. Tutaj łatwo było pomylić jednych z drugimi. Czasem zdawało się, że nawet ci, którzy nosili jeszcze namiastkę człowieczeństwa ewoluowali jak zbyt łagodna odmiana wirusa. Zmutowali aby się przystosować. I teraz ciężko było spotkać już człowieka. Niektórzy wyglądali co prawda na ludzi ale Spook nie miała złudzeń. Teraz wszyscy byli już tylko demonami.

* * *

Spook pojawiła się w wyznaczonym miejscu przed czasem. Kiedy dołączyła do niej reszta więźniów ruda wciąż była zaabsorbowana rysunkiem penisa w czapce zwieńczonej dzwoneczkami. Ryła kamykiem po stalowej powierzchni drzwi wywijając przy tym egzotycznie językiem jakby jego rola w pracy twórczej była nie mniejsza niż palców. Po chwili domalowywała twardemu jegomościowi długie babskie rzęsy i serduszko na policzku. Tudzież prawej połowie napletka, zależy z jakiej perspektywy się na to spoglądało. Bądź co bądź teraz prezentował się o wiele lepiej i jakoś bardziej przyjaźnie.

Odrzuciła prowizoryczne pisadło i uśmiechnęła się półgębkiem do gromadzących się gangersów. Miał przewodzić im niejaki Razor. Miała pecha, nie uraczyła żadnej znajomej gęby. Wypuszczała się na Zakazany Rewir w towarzystwie czterech nieznajomych a każdy z nich nie wyglądał na świętoszka ani gentlemana. Może normalna dziewczyna zdradzałaby zaniepokojenie. Ale twarz Spook wydawała się obojętna, ba, odprężona nawet. Albo była niedorozwinięta albo dobrze się maskowała, przy czym to pierwsze wydawało się znacznie bardziej prawdopodobne.

- Czołem – podniosła jedną rękę w powitalnym geście posyłając im serię nerwowych mrugnięć w tempie błyskającego flesza aparatu.
- Czołem czołem – powtórzyła jeszcze dwa razy bo jedno słowo tytułem wstępu wydało jej się niewystarczające. Nie to co trzy. A jeszcze lepiej cztery. - Czołem dołem górą rurą.

Ci, którzy znali Spook zdążyli przywyknąć, że zazwyczaj gadała zupełnie bez ładu i składu. Jej umysł trybił chyba na innych obrotach niż u większości ludzi. Kulturalne osoby skwitowałyby ją stwierdzeniem, że niedomaga umysłowo. Ci, którzy woleli nazywać rzeczy po imieniu stwierdziliby, że jest mocno pierdolnięta. Powszechnie jednak było wiadomo, że ruda jest niegroźnie obłąkana i prawie nigdy nie sprawiała problemów. Choć w takim miejscu jak Gehenna „prawie” czyniło czasem sporą różnicę a z wariatami nawet psychole nie lubili zadzierać. Nieprzewidywalność bywała niebezpieczna.

Wlekli się wąskimi korytarzami ponad godzinę. Dla Spook ta droga była równie niewinna co spacerek po parku. Miała doskonałą kondycję i atletyczne ciało i nie bała się fizycznych wyzwań. To ludzie, nie miejsca czy przedmioty byli źródłem wszelkiego zła.
Zaintrygował ją indianiec, który szedł w szyku tuż przed nią. Zwinny jak kot, o skórze w kolorze czerwonej gliny. Na jego tle Spook wyglądała dość pospolicie. Klepnęła go w ramię i pokiwała przecząco głową.

- Nie, od niedawna ją mam. I dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziała na pytanie, które przecież nie padło albo jedynie ruda je słyszała. Zamachała parasolką i ciągnęła dalej. - Ale cicho już... No przestań wreszcie gadać – pouczyła konspiracyjnie nożownika, który nie odzywał się jak dotąd ani słowem. - Ciiiii, gaduła. Gaduła, gaduła... Gaduła napluła w brokuła...

A teraz stali nad ziejącą mrokiem dziurą w głąb której Razor spuścił linę i władczym tonem podał kolejność zejścia. A tupot się nasilał. Spook wyłowiła dźwięki wielu stóp. Zbyt wielu...

Wielki koleś na którego wołali Tolgy zajął miejsce za winklem i czekał aż rój hien wsypie się do środka. Spook nie podzielała jego optymizmu, że poradzą sobie z nimi wszystkimi na otwartej przestrzeni. Jedyną szansę wypatrywała w wąskim korytarzu.
Akrobatycznym saltem pokonała dystans i zajęła pozycję. Akurat w momencie, że pierwszy z Hien dosłownie nadział się poetycko na jej ostrze. Dwa sztylety zawirowały sprawnie w bladych dłoniach. Spook przystąpiła do tańca i właśnie zmieniała partnera. Pierwszego już wykończyła na śmierć swoimi pląsami. Zaległ na ziemi i martwymi statycznymi oczami podziwiał przedstawienie. Zgrabnie uchyliła się przed ciosem gazrurki i wyprowadziła ripostę. A kolejka na spotkanie z nią ustawiła się kurewsko długa. Szlag... No to dostała swoje Termopile. Ale dopóki nie pozwoliła im się obsiąść jak stadu much była szansa, że dadzą radę.
- Kiedy ci dam znać, zmienisz mnie – rzuciła do nikogo w szczególności. Miała w planach ustać tak długo ile się da. Jeśli jednak zarobi ranę albo zwyczajnie zacznie opadać z sił będzie zmuszona oddać pole pozostałym dwóm. O ile jeden z nich już nie wybył po linie na dół. Najrozsądniej byłoby wyeliminować wszystkie ścierwojady. Jeśli nawet teraz uciekną to jedynie przedłużą w czasie konfrontację bo Hieny z pewnością nie odpuszczą i będą deptać im po piętach. Tylko krew mogła ostudzić ich zapał.
 
liliel jest offline