Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2011, 04:29   #5
Crys
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Charles Charpentier-Tisserand


Charles siedział w kącie jednej z największych sal Elizjum. Uwielbiał tu przychodzić. Uwielbiał tu przychodzić i przebywać. Przynajmniej wydawało mu się, że to właśnie mogłoby być uwielbienie. Uwielbienie i radość. I fascynacja. Pewnie tak.
Kainici. Społeczeństo, którego był częścią. Tajemnicze, mroczne, nierzadko przeżarte zepsuciem społeczeństwo, którego był częścią. BYŁ CZĘŚCIĄ. Tak mogłaby przecież wyglądać rozkosz. Kiedy siedział, rozparty wygodnie na miękkich poduszkach sofy, kiedy opierał łokieć na swoim kolanie i obserwował stojących, idących, siedzących, czy półleżących Kainitów, raczących się vitea z pysznych, kryształowych kieliszków, widział. Widział, że te stanie, chodzenie, siedzenie i półleżenie to była tylko półprawda. Najważniejsze były emocje. Gniew, namiętność, pasja, strach, obłęd. Mógłby pławić się całymi nocami w tych emocjach. Mógł. Czasem sobie na to pozwalał, kiedy tylko nie wzywała go praca.
A do tego zauważył, że swoim uśmiechem potrafił rozświetlić te blade twarze takim samym uśmiechem. Jednak był boleśnie świadom, że lustrzane odbicie jego uśmiechu było tu rzadkością. Prędzej spotykał czającą się w oczach zawiść, która przeplatana bywała strachem. O tak, nieświadomość zawsze była jego potężnym sojusznikiem. Nieświadomość reszty. On był siebie świadom. Wiedział kim był. Wiedział, jak nikt inny.

- Monsieur, Seneszal prosi na słówko - ghulica powiedziała to na tyle głośno, że wyrwała go ze swoich rozmyślań i na tyle głośno, że zwróciła uwagę wszystkich wokół. O, otóż to. Zazdrość i strach.
Charles uśmiechnął się rozbrajająco, wstając, a w zasadzie wydobywając się spomiędzy welurowych poduszek i powoli poszedł za kobietą. Ich spacer był krótki i kończył się w małym, elegancko urządzonym pokoju, który nieformalnie należał do Seneszala, który rzecz jasna czekał już na swojego gościa.
- Karl - pochylił głowę z szacunkiem przed swoim imiennikiem.
- Dziękuję za przybycie - odpowiedział Tremere, zachęcającym gestem zapraszając Charlesa do poczęstunku, który stał na srebrnej tacy na środku małego stolika.
- Znakomite - wyszeptał młodszy z mężczyzn, odsuwając kieliszek od ust. Odpowiedziało mu zagadkowe spojrzenie Seneszala.
- Z niewiadomych dla mnie przyczyn jesteś proszony o stawienie się jutro tu, w Elizjum, w pokojach książęcych o północy - powiedział szybko Haye, badając reakcję swojego rozmówcy.
Charles uśmiechnął się szeroko, kiwając energicznie głową.
- Poza tym Książę raczył cię zaszczycić pewnym drobiazgiem - dodał Tremere, podając Tisserandowi wąski pakunek.
Prezent od Księcia. Tak, to przeszło jego naśmielsze oczekiwania...








Safiri


Safiri siedział przy wąskim drewnianym stoliku, obserwując uważnie wirującą na scenie tancerkę. Była znakomita i utalentowana. To wiedział już po kilku pierwszych minutach jej występu. Młodość łącząc się z ekspresyjnością i siłą, dawała znakomity efekt. Wirowanie ustało, a dziewczyna wygięła się we wdzięcznym ruchu, prawie zapraszając go gestem na scenę. Miała tak bardzo roziskrzone spojrzenie, że mógłby przyrównać je do gwiaździstego nieba. Odbite światło z bransolet na jej rękach, przemknęło po opalonej twarzy tancerki. Tamburyn rozkołysał się kusząco, a lekkie stukanie opuszkami palców w membranę, dało efekt padającego deszczu, który zaczynał swoje wieczne, regularne obijanie się o mięsiste poszycie dżungli.
Była znakomitą imitacją. Wołaby widzieć prawdę, jednak to lekkie przekłamanie było dobre. Brakowało w jej oczach, obok gwiazd, wiedzy, którą nosiła społeczność, którą udawała cała ta kolorowa ferajna i której występ oglądał. Nieszkodliwa rozrywka miała przybliżać cygańską kulturę, jednak miast tego, przeinaczała. Chyba tylko dziewczyna miała w sobie najwięcej prawdy. Reszta ze swoimi kuglarskimi sztuczkami i kupionymi w sklepie muzycznym instrumentami sprawiała Kainie tylko przykrość.
Nim jednak Safiri zdążył podnieść się zza stolika, podeszła do niego drobna, młoda kobieta, kładąc tuż obok jego krzesła pękaty pakunek, a przed nim, obok szklanki wody, którą zamówił - kopertę. Nie zareagowała, kiedy papier zaczął chłonąć lekko rozlany płyn, który był pozostałością po poprzednich gościach, siedzących przy tym stoliku. On również. Spojrzał uważnie na kobietę, która uśmiechnęła się deliktanie.
- To wszystko od tego, który rządzi tą domeną - powiedziała, robiąc nieokreślony łuk ręką, jakby próbując ogarnąć wnętrze klubo-kawiarni.
- Dziękuję - odpowiedział, sięgając po kopertę i powoli i ostrożnie otwierając ją. Nie zwrócił już uwagi na ghulicę, która po wykonaniu swojego zadania, odeszła.
Wiadomość z karty, która znajdowała się wewnątrz koperty, lekko rozmazała się po zetknięciu atramentu z wodą. Jednak wciąż była czytelna:

Monsiuer Safiri,
mam nadzieję, że pobyt w Ottawie nie jest Panu nieprzyjemnym. Za to muszę przyznać, że zdecydowanie jest to istotne wydarzenie dla mnie samego, dlatego z ogromną przyjemnością pragnąłbym zaprosić Pana do Elizjum. Mam nadzieję, że jutrzejsza noc, jest jeszcze dla Pana wolna od zobowiązań, dlatego ośmielę się wyrazić życzenie, aby stawił się Pan w mych pokojach w Elizjum, o północy. Aby podkreślić radość, z którą goszczę Pana w mieście, do listu załączam pewien prezent. Żywię nadzieję, że zostanie on przez Pana przyjęty.
Z wyrazami szacunku,
Richard James, Książę


Safiri wolno schował kartkę do kieszeni swoich spodni, z zainteresowaniem pochylając się nad pakunkiem.


 
__________________
Ich will - ich will eure Phantasie
Ich will - ich will eure Energie
Crys jest offline