Pomylili się. Obaj. Pomyliło się także trzech więźniów, którzy podążyli za nimi. W stołówce nie było już ani strawy duchowej, ani materialnej - jedynie oszalałe, skondensowane i agresywne zło. Ułamki sekund. Zbyt szybko, by modlitwa Szkutnika mogła być wymawiana. Przeniosła się w głąb umysłu. W miarę powtarzania łacińskich słów psalmu świadomość Jakuba wycofywała się z kolejnych zakamarków mózgu, gasząc za sobą światło i starannie zamykając drzwi. Gdy demon ruszył do ataku świadomość obejmowała już tylko najpierwotniejszą istotę człowieczeństwa oddaną w użytkowanie swojemu Twórcy.
Ostatnią świadomą, ubieralną w słowa, myślą Szkutnika było:
Przyjdź!
+
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W7SFcB0vOhQ&feature=related[/MEDIA]
Czas i przestrzeń przestały istnieć. Zastąpił je prosty model geometryczny: Dwa punkty. Dwa bieguny, przeciwstawne, ale zmuszone do działania razem. Siły których istotę w tej chwili można by sprowadzić do dwóch kart Tarota: Diabeł i Mag. Koło karty Diabła leży karta Siły. Od punktu Maga ciągną się trzy niewidzialne nitki przeznaczenia łączące go z trzema słabszymi punktami. Znaczenia ich kart są zakryte i nieznane prowadzącemu je Magowi.
Wszystko to razem stanowi jeden układ. Jeden organizm. Jedno ciało. Jedną świątynię wzniesioną na chwałę swego Stwórcy. Na jego obraz i podobieństwo.
Świątynię, w której stronę właśnie zmierza rozszalała burza, by poddać próbie stałość jej fundamentów.
+
Wciąż uchylone wejście główne, najbardziej oczywista droga ucieczki była też najniebezpieczniejszą. I sądząc z trzasku kolejno zamykanych grodzi korytarzowych - najmniej pewną. Ale Jakub znał inną drogę. Drobne drzwiczki węzła sanitarnego. Na terenach odzyskanych Strażnik nie miał już żadnej władzy nad przejściami technicznymi i wentylacją - to była ich droga. Problem w tym, że wymagała przejścia obok krzyża.
- Z lewej, strzelaj! Do mnie, jeśli chcecie przeżyć! - krótko, pewnie, bez cienia lęku w głosie. Szkutnik słyszał słowa wypowiadane przez swoje usta, ale miał wrażenie, że głos nie należy do niego, a czegoś znacznie potężniejszego niż wszystkie demony Gehenny razem wzięte. Czas rusza z miejsca. Alan Mello wznosi broń i strzela w stronę pełznącej głowy z kręgosłupem. Jakub krzyczy coś do współwięźniów, prowadząc całe towarzystwo najbezpieczniejszą znaną sobie trasą na zewnątrz tego szaleństwa. W monotonną muzykę demonicznych bębnów wkradają się nowe nuty. Strzały, krzyk, krótkie komendy.