Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2011, 13:07   #9
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wampir poprawił swoją skórzaną kurtkę i z wazą pod ramieniem ruszył w stronę wyjścia. Występ, choć całkowicie fałszywy pozwolił mu przynajmniej na jakiś czas się odprężyć. A dziewczyna przypomniała mu tą tancerkę z Fagaras w Transylwanii ... tą, która wiele nocy temu umilała mu czas podróży po Europie, która w czasie totalnego szaleństwa dawała sobie i innym chwilę zapomnienia, chwilę nieba w czymś co wydawało się być Armagedonem.

Noc wydawała się nad wyraz przyjemna. Oczy Safiriego skierowały się ku gwiazdom, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Minęło tyle lat, a niektóre rzeczy nadal pozostawały niezmienne. Nocne niebo zawsze miało jakiś niepowtarzalny urok. W gwiazdach i księżycu kryła się jakaś tajemnicza magia. Wiedział, że wielu z jego pobratymców tęskniło za promieniami słońca, czasami, po wielu latach kończyli swój żywot, gdy paliło ich ciało. Chcąc przetrwać należało pokochać noc, znaleźć sens w tej porze drapieżników. W innym wypadku prędzej czy później czekała ich ostateczna śmierć.

Wampir na chwilę związał swoje długie, blond włosy w kok, czarną bandaną z ludzką czaszką ogarnięta płomieniami. Był osobą zdecydowanie dobrze zbudowaną, wręcz wysportowaną. W przeciwieństwie do większości Kainitów, nie stał się blady. Jego skóra zachowała zdrowy, ludzki wygląd, a jedynie zimno w dotyku mogło skutkować pewnym niepokojem.

Wyglądał na osobę, która nie osiągnęła jeszcze trzydziestki. Uważny obserwator mógłby dać mu najwyżej 27 czy 28 lat. Oczywiście jeśli nie spojrzał w oczy. W nich kryła się jakaś tajemnica, dzikość ... może nawet pewien zwierzęcy magnetyzm.

Teraz odziany niczym rasowy motocyklista, stojąc przy pojeździe marki Harley-Davidson wyglądał naprawdę groźnie, a jednocześnie pociągająco. Wygląd Fat-Boya nie budził wątpliwości, że jego właściciel dużo podróżuje. Gangrel nachylił się nad maszyną, gdy do jego uszu dotarł dźwięk łamanej gałązki. Ktoś patrzący z boku mógłby porównać jego reakcję do zwierzęcia. Napiął się ... jakby gotowy do skoku odwracając się jednocześnie na pięcie. Potem nastąpiło odprężenie, mężczyzna który stał przed nim musiał być primogenem jego klanu. Całe jego doświadczenie i wiedza przemawiały za takim wnioskiem, a potem gdy drugi wampir odezwał się rozwiał wszelkie wątpliwości.

-Witaj Safiri. Jestem Riss. Primogen naszego klanu w tej domenie. Pozwól, że powitam ciebie w Ottawie. Doszły mnie słuchy, że od jakiegoś czasu mnie poszukujesz. -

Blondyn ukłonił się lekko -Miło mi poznać - odpowiedział spokojnie -Skoro usłyszałeś o moich poszukiwaniach, musiałeś mnie obserwować - w tym stwierdzeniu nie było krzty niechęci czy oskarżeń, było po prostu prostym stwierdzeniem faktu.

Drugi z Gangreli wzruszył ramionami -Słyszałem o tobie, obiły mi się o uszy, niektóre z twoich wyczynów ... wolałem mieć na ciebie oko ... zresztą robię to od praktycznie twojego przyjazdu tutaj -

Uśmiech nie zszedł z twarzy Safiriego, chociaż sam musiał przed sobą przyznać, że oznaczało to, iż Riss był naprawdę dobry. Oczywiście sam podróżnik nie był nadętym bufonem, który uważał się za eksperta od wykrywania pułapek i zasadzek, ale obiektywnie rzecz biorąc, wiedział, że nie łatwo jest go podejść.

-Cóż, wiesz zapewne jak to jest. Życie nomada ... zwłaszcza kogoś naszego pokroju nie jest łatwe. W nowym mieście zawsze warto dowiedzieć się czegoś ciekawego, przed udaniem się w bardziej ludne jego rejony. A miałem o tobie dobre przeczucie. Jak widać nie myliłem się, zjawiasz się akurat w momencie, w którym moja wizyta nabrała rumieńców - po tych słowach Safiri zajął się mocowaniem wazy do motoru. Była piękna. O ile mógł ocenić wykonana ręcznie, wiele wskazywało na plemię Luo ... co było o tyle ciekawe, że jego imię również pochodziło z tego plemienia ... to nakazywało zadać sobie pytanie ... ile wie książę tego miasta?

Drugi z wampirów milczał przyglądając się poczynaniom nowo przybyłego. Zapewne oczekiwał jakiś dalszych reakcji. W końcu doczekał się, z kieszeni spodni Safiri wyjął przemoczoną i zgiętą kartkę i wręczył ją rozmówcy. Ten przyglądał jej się chwilę, żeby zaraz oddać ją właścicielowi

-Co mógłbyś mi powiedzieć o tym tajemniczym spotkaniu?-

-Książę - gdy wampir wypowiadał to słowo ociekało wprost ironią i pogardą ... dla osoby czy stanowiska, trudno było stwierdzić -szuka zapewne rozwiązania pewnego nurtującą domenę problemu. Widzisz od pewnego czasu znikają młode wampiry i przyjezdni. Naszemu księciu tron pali się pod dupą, miota się jak kurczak z uciętą głową, więc zastosuje wszelkie możliwe środki, żeby rozwiązać ten problem -

-Rozumiem ... - odparł drugi z wampirów patrząc w twarz primogena

-Jest jeszcze coś, oczywiście te patałachy tego nie zauważyły ... cóż ślepcy ... od pewnego czasu w mieście znika wielu śmiertelników. Nie chodzi mi tu tylko o wyrzutki społeczeństwa. W ostatnim czasie zaginęła chociażby bardzo popularna agentka nieruchomości czy CEO jednej z firm komputerowych ... moim zdaniem może mieć to jakiś związek -

Safiri skinął głową, ta informacja była ważna, mogła się przydać w przyszłości. Jednakże teraz na usta cisnęło się inne pytanie

-Nie wydajesz się być fanem księcia czy Camarilli, dlaczego więc zostałeś?-

-Ktoś musiał - odpowiedź była prosta i rozbrajająca -Nie wszyscy nasi pobratymcy opuścili szeregi tej organizacji. Zostałem bo z tej pozycji mogę im pomóc, pilnować ich -

-To ... szlachetne - takie słowo wydawało się odpowiednie. Podróżnik zdał sobie sprawę, że osoba, która stała przed nim była obowiązkowa. Miał oczywiście całkowitą rację. Życie niezależnego wampira nie było usłane różami, nie wszyscy się do niego nadawali, a ci maluczcy potrzebowali pomocy osoby takiej jak Riss. Ciszę przerwała kolejna propozycja Primogena

-Posłuchaj, nie masz schronienia tutaj ... zapraszam do siebie -

Safiri uśmiechnął się słysząc tą propozycję -Cóż z zasady nie odmawiam gościny czy łóżka ... ale ... gdyby sytuacja była inna, ten list może oznaczać kłopoty, a ja nie nawykłem do narzucania moich kłopotów innym -

-To żaden problem, potrafię sobie radzić z kłopotami -

-Nie wątpię, ale każdy Wampir ma swoje kłopoty, ty dodatkowo niesiesz zapewne bagaż innych członków klanu należących do Camarilli, naprawdę czułbym się niewygodnie dodając jeszcze swój ciężar na twoje barki -

-To mój wybór -

-Nie, sam powiedziałeś, że książę szuka rozwiązania problemu zaginięć, jakbym się czuł gdybym sprowadził na twoje niebo, niewiadome niebezpieczeństwo czy jakiś siepaczy -

-Jak chcesz ... jeżeli mogę ci coś poradzić, to udaj się do baru Roya ... ale uważaj, facet jest przydupasem księcia -

-Nie wiem czy to mi odpowiada - odrzekł zgodnie z prawdą Safiri

-W takim razie mamy jeszcze jedną możliwość - odparł Riss odzyskując rezon -Niedaleko mojego nieba znajduje się pewna opuszczona posiadłość. Całkowicie rozebrana przez złodziei, zapuszczona i znajdująca się przy rozległych terenach zielonych. Na terenie tej posiadłości znajduje się domek ogrodnika. Już wiele lat temu został zaaklimatyzowany jako swego rodzaju squot, oczywiście do czasu ... gdy ja się nim zainteresowałem. Potrzebowałem domku dla gości, których nie chciałem wprowadzać do siebie, w miarę bezpiecznego schronienia. Jeżeli nie chcesz mieszkać ze mną udaj się przynajmniej tam ... jestem przekonany, że chatka przypadnie ci do gustu. Nie musisz się przejmować też nieproszonymi gośćmi czy służbami porządkowymi ... dbam o to, żeby teren był opuszczony ... skoro tylko tyle mogę dla ciebie zrobić, przyjmij ode mnie przynajmniej tą pomoc -

-Niech tak będzie - dwaj kainici rozeszli się więc, a Safiri otrzymał zestaw kluczy ... po drodze do posiadłości zatrzymał się przy 24 godzinnej poczcie. Tutaj pewna dobrze zamknięta paczka została wysłana do Europy. Nazwisko nadawcy było dłuższe niż jedno słowo ... już dawno nauczył się, że ludzie lubią rozmawiać z kimś, kto nie jest jak Cher ... ma nazwisko. Nie był zbieraczem, wolał wspomnienia od materialnych pamiątek, co nie znaczy, że ich nie miał. Sztuka ... na sztukę warto było popatrzeć po raz kolejny, przypomnieć sobie jej szczegóły. A w miejscu, które kiedyś mógł nazwać domem, znalazła schronienie jego kolekcja ... zawsze znajdzie się ktoś, kto o nią zadba ... a gdy tam wróci będzie miał gdzie ... i przy czym mieszkać.

Gdy po pewnych, krótkich zakupach dotarł do wskazanej posiadłości było już dobrze po pierwszej w nocy. Tak jak powiedział Riss posiadłość była zapuszczona, ale domek ogrodnika stał nadal ... niczym posąg świadczący o dawnej chwale. Klucze dały mu dostęp do środka domu. Motor został wprowadzony do niewielkiego garażu, łączącego w sobie jednocześnie funkcję schowka i magazynu. Drzwi garażowe zostały szybko zamknięte. Miłym akcentem i zaskoczeniem był pełny i działający przenośny agregat. Oznaczało to prąd ... cóż małe przyjemności.

Drzwi garażowe wydawały się ... mocne. Oczywiście na tyle o ile. Wylądowała na nich zakupiona duża kłódka, miało to dać trochę dodatkowego bezpieczeństwa dla tego schronienia. Metalowe drzwi bez okien były obite z zewnątrz starą dechą ... ciekawe posunięcie. Dużym przejściem ruszył w stronę innych pomieszczeń. Przy korytarzu, zaraz przy garażu znajdowała się mała łazienka z kabiną prysznicową. Ciepłą wodę zapewniał zainstalowany tutaj podgrzewacz wody.

Drzwi wejściowe znajdujące się trochę dalej, małym korytarzykiem służącym za miejsce do powieszenia swoich rzeczy, czy zostawienia butów, były nowe. Z zewnątrz obdrapane, pomalowane dziwną farbą i zniszczone. Zamki były jednak dobre i wytrzymałe, a po zamknięciu ich dodatkowo z wewnątrz nawet, ktoś uzbrojony w klucz nie mógłby ich otworzyć bez wyłamania ich.

Większość okien była zamurowana i dodatkowo zabita deskami. Trochę dalej od wejścia znajdował się aneks kuchenny i tutaj jedynie niewielką ilość światła wpuszczał mały lufcik ... raczej żeby odprowadzać dym niż zapewniać powietrze.

W niewielkim salonie stał mały stolik, radio, stara lampa, dwa fotele i kanapa ... która była naprawdę miłym akcentem. Po dłuższej chwili Safiri zorientował się, że jest ona więcej warta niż cały ten domek razem wzięty. Ktoś miał tutaj niezwykłe poczucie humoru. Powietrze zapewniało tutaj okno ... o tyle o ile z drugiej strony, było zabite dechami pozostawiając niewielkie szpary, wewnątrz zaś znajdowały się ciężkie zasłony, mające dodatkowo chronić pomieszczenie przed promieniami słonecznymi.

Przedostatnim pomieszczeniem była sypialnia. Całkowicie pozbawiona dostępu światła. Małe łóżko było dość wygodne, a szafka z lampką nocną zapewniały natychmiastowy dostęp do światła.

Natomiast ostatnie pomieszczenie wzbudziło głośny śmiech Gangrela. Była to stara spiżarka przemieniona na niewielką szafę wnękową. Pod narzuconą na podłogę skórą niedźwiedzią znajdowała się klapa, a pod nią zasypana dawna mała spiżarka. Był to ciekawy akcent i świadczył, kto najczęściej był gościem w tym domku. Dodatkowe zabezpieczenie na wypadek gdyby, ktoś nie przepadał za łóżkami. Tak wydawało się to być nadzwyczaj udanym miejscem ... domkiem, w którym mógłby spędzić dłuższy okres czasu, bowiem był po części dziki ... potrafił pokazać pazury.

Po zamknięciu domu Safiri ruszył na obchód posiadłości. Zniszczona ... wyrwano z niej wszystko, nawet podłogi ... las, który kiedyś znajdował się daleko od posiadłości zaczynał powoli, acz nieubłaganie odzyskiwać stracony kiedyś teren. Dzikość w mieście ... to mu pasowało.

Gdy po godzinie piątej pierwsze promienie świtu zaczęły pojawiać się na niebie, nucąc utwór "July Morning" udał się do schronienia ...

Po obudzeniu się następnej nocy dokonał paru prostych czynności, mających na celu zmycie z siebie drogi. Nie był człowiekiem, nie pocił się, nie musiał korzystać z wielu ... nieprzyjemnych funkcji ciała. Nadal pozostawał jednak brud. Nie chodziło o okazanie szacunku ... po prostu mogło to być odprężające. Kilka zakupionych podstawowych rzeczy wylądowało w szafkach, podobnie jak te, które w tej chwili niepotrzebnie obciążałyby mu motor.

W końcu około 22, zamknąwszy wszystko wyjechał na swoich motorze w kanadyjską noc.

Po zatrzymaniu się maszyna wylądowała na parkingu niedaleko Elizjum, a on sam w barze naprzeciwko tego miejsca ... ze szklanką zimnego piwa Molson ice. Wsłuchiwał się w muzykę płynącą z głośników. Chris Rea właśnie opowiadał jak znalazł się na drodze do piekła ... niestety jego Omega wskazywała, że nadszedł czas opuścić ten przybytek i udać się na spotkanie.

Przeszedł ulicę i nie zwracając na nikogo uwagi wszedł do Elizjum, zajmując jedno z miejsc w poczekalni ... cóż mógł sobie tutaj poobserwować resztę zaproszonych, bo był przekonany, że nie będzie jedynym, który ma dzisiaj spotkanie z Ventrem z wieży, z kości słoniowej. Najlepiej byłoby mieć to już za sobą ... cóż przynajmniej będzie mógł oficjalnie oznajmić swoje przybycie do tej domeny ... i jednej z tradycji organizacji miłośników sera stanie się zadość ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline