Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2011, 20:16   #103
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PE3xmFqt-CU&feature=related[/MEDIA]

Zaskakujące do jakich czynów jest skłonny człowiek przyparty do muru, gdy wszystko wokół postrzega jako potencjalne zagrożenie. On sam staje się jednocześnie Łowcą i Ofiarą, bariera między tymi dwoma stanami zaciera się. Niepozorny, zwyczajny człowiek, który szuka jedynie ukojenia, spokoju, szczęścia, zmienia się w Coś, w zwierzę kierujące się instynktami. Zabija, bo nie chce zginąć. Kryje się w cieniu. Tkwi w wiecznym stresie. Aż wreszcie przychodzi czas, gdy umiera. Bo ktoś okazał się sprytniejszy, szybszy, silniejszy lub po prostu miał więcej szczęścia. Brutalna rzeczywistość. Ludzie nie pamiętają o niej, wysłuchują historii, czytają opowieści, biegają za ważnymi sprawami. Nie wiedzą jak to jest, gdy każda chwila życia może być tą ostatnią. Solomon był inny, nastał już moment, gdy poznał oba światy. W tej chwili dominował nad nim bezwzględny Łowca, jednak i Ofiara kiedyś dojdzie do głosu. Upomni się wtedy o swoje prawa. Wróci wraz z Sumieniem i Winą. I Bezsennością. I Katorgą. Gdy przypomni Solomonowi widok krwi na ostrzu noża, odgłos upadającego ciała. Wróci, tak jak wróciła po wielkiej wojnie. Teraz jednak nie była jeszcze pora. Jeszcze nie. Wciąż dominował Łowca i to on teraz wlepiał swoje spojrzenie w mieszkańców Bass Harbor. Zagrożenie dla życia jego i Samanthy. Dziesięciu ludzi stało blisko plebanii, jeden z nich, najpewniej przywódca watahy, przemawiał do nich. Dzieliło ich może z dwadzieścia czy trzydzieści metrów, ale doskonale widział jak ów człowiek żywo gestykuluje. Jak wskazuje dłonią w stronę kościoła. Tego samego budynku, z którego jeszcze chwilę wcześniej dobiegał ten straszliwy odgłos. Pozostali wpatrywali się w niego niczym w obraz wciąż niepewni co do swojej decyzji.

Słoneczniki stanowiły dobrą kryjówkę, lecz przecież nie mogli w niej tkwić wiecznie. Prędzej czy później grupa zbierze swoją odwagę i ruszy dokończyć modły, być może po drodze znajdą również porzucone kawałek dalej ciało. Wtedy zaczną szukać winnych. Wiedział, iż musi działać szybciej. Nie chciał uciekać, przynajmniej nie od razu. Musiał sprawdzić co działo się w tym kościele.

- Muszę sprawdzić kościół - oznajmił cicho kobiecie szepcząc jej niemal do ucha.

Nie chciał wchodzić od frontu, było to zbyt ryzykowne, szczególnie, że sam nie dałby im rady. Nawet z pistoletem w dłoni. Co prawda wciąż miał przed sobą spanikowany tłum i to mogło przeważyć szalę w razie ewentualnego pojedynku, ale ryzyko wciąż było spore. Kościół i plebania znajdowały się w oddaleniu o jakieś 150 metrów od innych budynków, które w razie czego mogły im pomóc w przemknięciu się. Nadzieja tkwiła jednak właśnie w pasie słoneczników. Być może trzymając się go zdołaliby okrążyć kościół i dostać się do niego tylnym wyjściem. W tej chwili nie przychodził mu do głowy żaden rozsądniejszy plan. Gdyby był sam mógłby powziąć większe ryzyko, jednak Samantha była zbyt niewinna, ona nie mogła zginąć w tym miejscu. Chwycił ją mocno, stanowczo za dłoń.

- Nie możemy tutaj zostać
- rzekł.

Pociągnął ją do siebie, zamierzał wprowadzić swój niezbyt dobry plan w życie. Okrążyć kościół i zajrzeć do środka, wciąż nie wiedział też gdzie znajdują się jego pozostali towarzysze. Jednak ten, którego się pozbył, najwyraźniej właśnie tam miał zamiar zaciągnąć Samathę. Jeśli jego przeczucie się nie myliło pozostali również mieli się tam znaleźć lub już byli w środku. Lucy, Judith i James. Teraz zaczął się nawet zastanawiać czy czasem do ich nieszczęścia ręki nie przyłożył również Norman Duffris, być może zbyt szybko obdarzył go namiastką zaufania.
Odrzucił od siebie myśli. Pora na działanie. Zaczął cicho przedzierać się przez słoneczniki.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline