Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2011, 22:43   #105
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

JUDITH DONNOVAN, JAMES WALKER


Czy strach potrafi być zaraźliwy?
Chyba tak.

Kiedy James opatrywał ranioną przez szaleńca Judith, ręce drżały mu z emocji.
Rozbiegany wzrok wędrował po zdewastowanym wnętrzu kościoła. To, czego doświadczyli nadal powodowało, że włoski na ich karkach jeżyły się z irracjonalnych pobudek.

Czym była ta siła? Ocaliła ich, to było pewne. Lecz dlaczego? Jaki kierował nią zamysł? Co było powodem tej wręcz nieziemskiej interwencji? Co rozbudziło ten nadnaturalny huragan w kościele?

Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Zresztą, teraz nie było czasu na quizy. W każdej chwili szaleńcy mogli wrócić, by dokończyć przerwaną ceremonię. A gwarancji, że siła, która pomogła im raz, pomoże im ponownie, nie mieli.

James podjął decyzję. Monety znikły w jego kieszeni, Judith została prowizorycznie opatrzona i podtrzymywana przez mężczyznę ruszyła za nim. Strach powodował, że zapomniała o zranionej nodze. Mogła stracić tutaj życie. Wypatroszona przez obłąkanego księdza jakimś rytualnym sztyletem.

Ten mężczyzna, który opatrywał ją przed chwilą, być może był jej jedyną nadzieją.

Oboje ruszyli w stronę bocznego wyjścia przez zakrystię.




SOLOMON COLTHRUST, SAMANTHA HALLIWELL


Deszcz siekł po oczach, liście słoneczników chłostały po twarzach, a buty ślizgały się na rozmokłych grządkach. Ale dwójka przedzierających się przez nie ludzi nie zwracała na to uwagi. Wiedzieli, że czas gra na razie na ich korzyść. Że niedługo zorientują się, co i jak, i ruszą w pościg. Na swoim terenie, być może uzbrojeni, mieli zdecydowaną przewagę nad jednym weteranem oraz wystraszoną nie na żarty gwiazdą estrady.

Solomon wybrał kościół, ale postanowił go obejść, by niepotrzebnie nie rzucać się w oczy księdzu Malcolmowi i podejrzanemu tłumkowi wokół duchownego.

Kosztowało go to odrobinę wysiłków oraz niemało nerwów. Szybko zwrócił uwagę na to, że kuzynka idzie za nim zupełnie bezwolnie. Od kiedy ujrzała, jak podrzyna gardło ciągnącemu ją mieszkańcowi Bass Harbor wpatrywała się w niego rozwartymi szeroko i przerażonymi oczami. Solomon zapomniał już, że widok brutalnej śmierci jest dla większości ludzi trudnym do zaakceptowania.

Nie miał jednak wyboru i liczył na to, że Sam w końcu zrozumie, w jakim znaleźli się położeniu.

W końcu, bez problemów, dotarli na tyły kościoła.



NORMAN DUFRIS


Norman ruszył ostrożnie w dół klifu, a kiedy już znalazł się pomiędzy zamkniętymi na głucho domami Bass, mógł przyśpieszyć kroku chroniony przez budynki przed gwałtownymi porywami wiatru.

Jednak ściany nie potrafiły ochronić Dufrisa przed lękiem. Przed niezbyt racjonalnym obracanie głową na boki, by wypatrzyć ewentualne zagrożenie.

Nic złego go jednak nie spotkało i w końcu wyszedł na ścieżkę, prowadzącą w stronę kościoła. Tutaj znów żywioły uderzyły w niego z furią, jakby radując się, że mają okazję zemścić się za chwilowe ukrycie przed ich furią pośród uliczek Bass.

Norman szedł, z nisko opuszczoną głową, bo kiedy tylko podniósł ją wyżej, od razu oczy zalewała mu ulewa. Co jakiś czas zerkał tylko, czy trzyma kierunek.

Przeszedł przez bramę przy kościele i domu księdza i zauważył sporą grupkę ludzi przy kościele. Koń, na którym przyjechała Lucy też moknął za rogiem domku księdza. To było dziwne.

I wtedy Norman potknął się o zwłoki.

Spojrzał w dół i rozpoznał twarz jednego ze swoich dawnych sąsiadów. Pan Richard Ashley. Rybak. Małomówny, ale i nieszkodliwy. Norman pamiętał, że kiedyś matka pożyczała od jego żony pieniądze i że kobiety przyjaźniły się.

Ich dawny sąsiad był martwy.. Ktoś poderżnął mu gardło. Głęboko i skutecznie. Z wprawą, jak ocenił Norman fachowym, wyszkolonym okiem.

Norman zauważył, że grupa spod kościoła ruszyła w jego stronę. Coś w ich zachowaniu niepokoiło Durfisa.



SOLOMON COLTHRUST, SAMANTHA HALLIWELL, JUDITH DONNOVAN, JAMES WALKER

Drzwi do zakrystii otworzyły się, kiedy James i Judith właśnie byli w połowie drogi do nich. Serca zabiły im w gwałtownym ataku paniki. W małym i ciasnym pomieszczeniu nie było gdzie się schować.

Jednak w wejściu nie pojawili się szaleni czciciele demonów, lecz Solomon z Samanthą.
Oboje przemoczeni i ubłoceni tak, że z trudem dało się w nich rozpoznać eleganckich ludzi, którzy przybyli dwa dni temu do Bass Harbor.

Strach i groza zmieniły twarze całej czwórki w upiorne maski.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-08-2011 o 01:08.
Armiel jest offline