Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2011, 22:59   #44
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Chaos w walce to rzecz normalna, do przeszłości należą honorowe pojedynki, podczas których staje naprzeciw siebie dwóch wojowników. W obecnych czasach przeważają walki grupowe lub skrytobójstwo. Kiedy wrogów jest kilku lub gdy jesteśmy atakowani z zaskoczenia, wtedy przychodzi chaos. Istotą wojownika jest to, jak sobie z owym chaosem poradzi- podporządkuje go sobie, czy też może da mu się pochłonąć. Zazwyczaj Ci pierwsi przetrwają, drudzy niekoniecznie. Czyste umiejętności walki na niewiele się zdadzą, jeśli nie będziemy mieli rozeznania w trwającej potyczce, jeśli nie będziemy wiedzieli, czy nikt nie atakuje naszych pleców lub czy ktoś obok nie wyjmuje broni palnej. Trzeba rozpoznawać, kto jest z nami, a kto przeciw, trzeba wychwycić wykrzykiwane, zarówno przez swoich, jak i przez wroga, komendy, trzeba szybko analizować możliwe zachowanie nie tylko przeciwnika, który stoi przed nami, ale i tych nieco od nas oddalonych. Walcząc w grupie trzeba też myśleć o towarzyszach, choćby przez wzgląd na fakt, że absorbują swoją osobą część sił wroga, i jeśli ich zabraknie, wszyscy rzucą się na nas.

Rippersi byli prawdziwymi wojownikami, bez wyjątku. Na Gehennie weryfikacja ich umiejętności oraz instynktu nastąpiła krótko po buncie- grupy, zarówno nowo sformowane, jak i te z wieloletnią więzienną tradycją, zaczęły równą walkę o terytoria wolne od nadzoru strażnika. Wtedy padli najsłabsi, wtedy też ustaliła się hierarchia gangów oraz ich wizerunek. Rippersi zyskali sobie miano szaleńców zdolnych nie tylko podjąć się każdego zadania, ale i wykonać je z niesamowitą dokładnością i klasą. Byli jednymi z najlepszych zabijaków na Gehennie, jeśli nie najlepszymi, nic więc dziwnego, że niewielka grupa słabo uzbrojonych Hien nie zdołała ich pokonać.

Apacz uważnie obserwował napastnika, który zamierzał się na niego rurką, czekając na najodpowiedniejszy moment do skrócenia dystansu. Odskoczył lekko na bok, łapiąc jednocześnie za wysuniętą rękę przeciwnika. Szybkie pchnięcie w okolice podgardla zostało jednak zbite przez stalowy karwasz- Hiena okazała się być szybka, szybsza niż przypuszczał. Poczuł jak ręka z rurką szarpie się, natarł an nią ciężarem ciała, przygniatając do ściany, wyprowadził jednocześnie drugi atak nożem, tym razem celny, chociaż znowu udało się Hienie go zaskoczyć- chwyciła go za nadgarstek, za późno jednak, żeby cokolwiek zmienić. Indianin wyjął rurkę z dłoni trupa i, w samą porę, machnął nią na lewo od siebie. Nadchodzący przeciwnik odchylił się, ratując swoją szczękę przed poważnymi uszkodzeniami, po czym szybko uderzył w rękę trzymającą nóż, chybiając o zaledwie kilka cali. Riposta Apacza była błyskawiczna- szybki wypad z obrotem i łatwym do przewidzenia cięciem poprzecznym na wysokości twarzy. Hiena przykucnęła i przyszykowała się do ataku na odsłonięty bok Indiańca. Nie zauważyła nawet, gdy przy dalszym obrocie uderzyła ją w głowę ukryta za rozwianym płaszczem,trzymana przez Apacza w drugiej dłoni, rurka, powalając ogłuszoną na posadzkę. Po udanym ataku i szybkim przeglądzie pola walki nożownik zauważył, że wszyscy żywi przeciwnicy są związani walką. Spook właśnie wykańczała kolejnego przeciwnika, a Tolgy wykonywał egzekucję na Hienie, która drasnęła go w ramię. Tylko Tam-Tam nie radził sobie najlepiej, ustępował pola wściekle nacierającemu przeciwnikowi, co nie wróżyło nic dobrego. Apacz dobił leżącą, nieprzytomną ofiarę i doskoczył do walczącego murzyna, dokładnie w momencie, gdy tamten został przebity prętem na wylot. Zdołał jeszcze wbić swój krótki miecz w ramię przeciwnika zanim upadł na ziemię. Indianin dopełnił formalności ścinając z nóg Hienę potężnym kopem w plecy i wbijając zdezorientowanej ofierze nóż w plecy, w miejsce na karku, którego nie chroniły prowizoryczne pancerze.

Czerwonoskóry rozejrzał się wokoło po pobojowisku. Ośmiu padlinożerców, stosunkowo niegroźnych, gdyby nie fakt, że właściwie stracili jednego człowieka. Murzyn dowlókł się do ściany, zostawiając na podłodze krwawą smugę, i próbował znaleźć w sobie siły na dalszy marsz. Oczywiście odpadł z gry, sam dobrze zdawał sobie z tego sprawę, dlatego tak rozpaczliwie próbował się podnieść. Miał jakieś długi, ale kogo to obchodziło? Na Gehennie wszyscy się zadłużali, lecz nie wszyscy byli w stanie spłacić się w terminie. Teraz czarny musiał wybrać: zginie gdzieś w Zakazanych korytarzach, albo na terenie Rippersów, w końcu Wielki Q nie słynął ze swojej wyrozumiałości.

Ruda podeszła do rannego i zaczęła się nad nim rozczulać, a przynajmniej tak to wyglądało. Właściwie nie była to wielka różnica, osiem czy dziewięć trupów, niemniej jednak Vincent uważał, że lepiej byłoby pozbyć się stąd Tam-Tama, w końcu jeszcze żył, a żywi potrafią mówić. Jeśli ktoś go tu znajdzie, może zainteresować się zarówno pobojowiskiem, jak i otwartym szybem.

Tolgy był tak samo obojętny co Apacz, tylko kobieta okazała rannemu odrobinę empatii. Dlaczego? Czy to możliwe, żeby ktoś taki przetrwał tak długo na Gehennie, i to wśród Rippersów, kompletnych świrów? Tu, gdzie ból i przemoc są synonimami rozrywki, a ryzyko jest wykładnikiem siły i godności. Tu, gdzie panuje prawo silniejszego, gdzie zabójstwo przychodzi łatwiej niż fragment jakiejkolwiek modlitwy do jakiegokolwiek bóstwa, gdzie społeczeństwo jest kierowane słowami morderców, gwałcicieli, łgarzy i sadystów. Czy w szeregach Rimshank Rippers jest jeszcze miejsce na empatię?
Spook zdawał się być teraz jeszcze dziwniejsza niż przed kilkoma minutami. Jeszcze bardziej tajemnicza i pociągająca.
Trzeba będzie ją obserwować.

- Niech wraca do Cyrku, może tam go poskładają. Tu jedynie zawadza- Indianin potwierdził słowa kobiety, patrząc na skulonego murzyna. Jeszcze przez chwilę obserwował beznamiętnie Rudą, której z jakichś powodów zależało na życiu towarzysza, po czym odwrócił się w stronę szybu i zaczął pospiesznie schodzić w dół.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline