Hymiel
Albert pierwej jakoby niedowierzał. Potem skrzywił dziób jakby zastanawiał się czy pomysł chlania jest właściwy. W końcu runął na krzesło i wejrzał w płyn.
- A co mi tam… - Mruknął pod nosem by w następstwie wypić. – Baby to…
Zagryzł kiełbasą.
- … baby to tam się znają. Marudzą jeno, że pjany do domu przyjdziesz albo, że jaką tam inną w zadek uszczypłeś. Ech!
Cap machnął ręką, a do twego nosa przykry zapach wdarł się po raz wtóry.
- Paczkę? – Łypnął na pakunek, a potem na ciebie. – Oż… W końcu. Chyba nie zaglądałeś do środka, co? Lepiej dla ciebie by było… I dla mnie też.
Parsknął głośno i polał zarówno tobie jak i sobie.
- A po coś mnie odwiedzić chciałeś? Erissa
- A pieniądze masz? – Syknął karczmarz lustrując cię uprzednio. – Nie widziałem cię tutaj jeszcze. Masz tu sprawy jakie?
Nie czekając na odpowiedź napełnił kufel czerpiąc wprost z kegi. Postawił ciężki kufel na ladzie znów zerkając w twe oblicze.
Panujący w tawernie gwar nie służył wszelakim podsłuchom. Prócz anonsów o kłopotach miejscowych, narzekaniach na straż miejską i podatki, zwane tu haraczami, posłyszałaś, że w podziemiach karczmy mężczyźni urządzają walki. Rozbiwszy czyjąś gębę zwycięzca zarabia garść fenigów.
Niestety ani słowa o twojej sprawie.
__________________ Kiedy ci smutno i nudno troszeczkę
Wsadź se granat między nogi
I wyciągnij zawleczkę. |