Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2011, 23:07   #106
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
„O Jezu...!” – tyle zdołała pomyśleć czując zagłębiające się w jej ciele ostrze. Obserwowała to z niemal naukowym zainteresowaniem, beznamiętnie. Nie próbowała się rzucać ani nawet odsunąć. Czy była pogodzona ze śmiercią? Chyba raczej nie dopuszczała do siebie tej myśli. Po prostu trwała chwila, kiedy ksiądz rzeźnik rozcinał ją wpół.

Potem, kiedy rozpętało się to piekło (czy może otworzyło się niebo?), patrzyła bezmyślnie na krew, wcale nie jasnoczerwoną, jak zawsze myślała, ale brudną, ciemną, gęstą. Wypływała ona niespokojną, szeroką plamą, zdobywając kolejne centymetry jej ubrania, niestrudzenie pełznąc w dół. Ocknęła się z tej chorej zadumy, kiedy pierwsza kropla skapnęła z jej buta na ziemię.

Kiedy James ją odcinał, była już przytomna, adrenalina zrobiła swoje. Ciśnienie podskoczyło, oczyściło umysł. Epinefryna postawiła ją nawet na nogi i pozwoliła, powoli, bo powoli, ale wlec się za Jamesem. Kurczowo starała się w tym samym czasie przytrzymywać opatrunki, by się nie zsunęły, a także zakrywać strategiczne części ciała. Cała czerwona zmówiła modlitwę, jak przystało na skromną, katolicką Irlandkę, ale zło już się dokonało. Walker na pewno zobaczył jej piersi (jakaś część umysłu, opętana przez diabła niewątpliwie, dorzuciła „ciekawe, jak mu się podobały”).

Kulminacja stresu, która dokonała się dzięki otwieranym drzwiom zakrystii, prawie zwaliła ją z nóg. Kolana wciąż jej drżały, kiedy zobaczyła Solomona i Sam, całych i zdrowych, jak się wydawało, ale przerażonych i zmarzniętych.

- Was też ten szarlatan chciał zarżnąć? - zapytał James na powitanie, jak zawsze stosownie do chwili.

- James, Judith. – Solomon bacznym spojrzeniem, od którego zdrowa Judy skuliłaby się ze strachu, zmierzył ich oboje. - Gdzie Lucy?

Samantha nie była tak zwięzła, jak jej towarzysz, ale też wyglądała dużo od niego gorzej. Jakby próbowała usilnie pogodzić się z rzeczywistością, a jednocześnie jak najszybciej zwiać, choćby wpław.
- Ccccoooo ci się sssstało? – Słowa z trudem przecisnęły się przez zaciśnięte szczęki i wyszły mocno zniekształcone..

- On... ksiądz... uderzył ją. Nie widziałam jej więcej. - Odpowiedziała cicho Solomonowi, niewyraźnie, ledwie otwierając usta, usiłując jakoś zakryć się resztkami ubrań, gorączkowo zastanawiając się, co sobie o niej pomyślą. - Co teraz? Chcę do domu... - Dodała jękliwie, strzelając oczami na boki, jakby z każdej strony spodziewała się kolejnego ataku.

- Musimy się ukryć. Nie mamy zbyt wiele czasu - powiedział Colthrust.

- Gdzie? W krzakach? Pod ławkami?! - Krzyknęła boleśnie, ogarnięta paranoicznym przekonaniem, że “oni” znajdą ich wszędzie, mogą wszystko. Na pewno juz czają się, gdzieś na pewno, czekają na odpowiednią chwilę, już za moment...

- Wrócą tu, a gdy was nie znajdą, zaczną przeszukiwać Bass Harbor. Może powinniśmy odwrócić ich uwagę? Wzniecając pożar w domu wielebnego - rzucił, kamienna twarz nie pozwalała stwierdzić czy to była tylko luźna propozycja, lecz iskierka w oku sugerowała, iż mówił poważnie.

- Po... Ale ja nie mam zapałek! - Powiedziała prawie entuzjastycznie, ale nie można było stwierdzić z całą pewnością, czy zdaje sobie do końca sprawę z tego, co mówi. Oczy błyszczały jej w wysokiej gorączce, na policzki wstąpiły ceglaste rumieńce, co oznaczało, że jest w niej przynajmniej tyle krwi.

Gdyby była o zdrowych zmysłach, natychmiast zwróciłaby uwagę na głupotę pomysłu. Szaleńcom nie zależało ani na kościele, ani na niczym innym. Ich prawdziwa świątynia znajdowała się w lesie, gdzieś tam, wśród bagien, między ogromnymi, obcymi kamieniami, gdzie bały się zaglądać nawet najgorsze demony. Gdzie zaprowadzi ich plan wojskowego...
 
Sileana jest offline