Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2011, 23:20   #48
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Kristi przemogła się i piła z Gałą paskudny alkoholowy napój. Gała wybrał go, dlatego, że był to najmocniejszy trunek, jaki można było dostać w kantynie. No i do tego był tani. W sumie to ostatnie cieszyło Lenox. Kobieta rzadko raczyła się alkoholem gdyż uważała za marnotrawstwo kupowanie czegoś, co nie było niezbędne do przeżycia. Kristi miała całkowicie inne priorytety i oszczędzała na coś zupełnie innego. Gała bąknął wprawdzie coś o postawieniu jej kolejki, ale nie zgodziła się. Starała się nie zaciągać długu u nikogo a postawienie się w sytuacji, w której ktoś taki jak Gała dawał jej coś za darmo było niedopuszczalne. Lenox wiedział, iż na Gehennie nie dawano nic za darmo. Koniec końców i tak musiałaby za to jakoś zapłacić. Płaciła, więc za swoje kolejki a Gała płacił za swoje. Kristi miała nadzieję, że takie postawienie sprawy sprawi, że mężczyzna uzna ją za kumpla z pracy i zapomni o tym, że należeli do dwóch różnych płci.

- Jak ty, kurwa, mówisz do mojej dziewczyny – Gała wstał i wlepił wściekłe spojrzenie w posłańca.

To by było na, tyle co do planów i prób Kristi aby stać się jednym z „chłopaków”. Kobieta zaklęła w myślach i także wstała dopijając berbeluchę.

- Spoko Gała, on jest spoko – odstawił kubek na blat - Po prostu muszę wracać do roboty.

- Czy to twój jebaka? - Warknął Gala patrząc na młodego nadal niechętnie.

- To posłaniec od mojego szefa.

- Aha. To spoko. - W końcu usiadł.

- Do zobaczenia przy następnej robocie Gała - Kristi ruszyła za Franco w stronę agrodomów.

Graf Zero czekał w dyżurce, miejscu gdzie wydawał polecenia i koordynował pracę wszystkich. Kiedy weszła do środka spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.

- Jak się zaczyn spierdoli, bekniesz za to - potem przeniósł wzrok na Franco. - Gdzie ta druga?

- Ludzie mówią, że wpadła w jakieś problemy z Desperados. Że szukają jej. Coś im zrobiła, ukradła czy coś. Nie wiem, szefie.

Graf Zero zaklął szpetnie i spojrzał na Krsiti.
- Dasz radę sama z tym gównem?

- W późniejszej fazie tak, ale na początku potrzebowałabym jednej osoby do pomocy. Czy mogę chwilowo przesunąć kogoś z cieplarni? Jak tylko wykonam początkowe prace na rozruch odeślę jego lub ją z powrotem do zajęć przy warzywach.

- Dobra. Rób, co musisz tylko tego nie spiernicz. - Złagodniał troszkę.

Kristi wpadła do przebieralni i szybko zamieniła kombinezon na podkoszulek i spodenki. Miała nadzieję, ze zaczyn będzie w stanie do odratowania. Jeśli spieprzyłaby sprawę to odebraliby jej straty z pensji. W ten sposób z tym co zarobiła u Meyersa wyszłaby na zero.

Przy zaczynie czekał już na nią Gregory, młody ogrodnik, który zwykle przebywał na terenie szklarni i nadzorował uprawiane tam warzywa. Teraz nieco przestraszonym wzrokiem patrzył na Lenox.

- Nie mam najmniejszego kurde pojęcia, co się przy tym robi – wyrzucił z siebie od razu.

- Nie martw się Greg, skarbie. Powiem ci wszystko, co i jak. Potrzebuję cię do rozkręcenia wszystkiego, bo maszyna jest tylko w połowie zautomatyzowana. Na początek uruchom sekcję pierwszą, trzecią i piątą – pokazała chłopakowi odpowiednie przyciski – a ja uruchomię po mojej stronie sekcję siódmą, dziewiątą i drugą.

- A co potem?

- Potem chwytamy za mieszadła i mieszamy, dopóki nie powiem, że wystarczy.

- Ok. – Greg złapał za rączki po swojej stronie a Kristi po swojej i rozpoczęli cały proces.

- To, dla kogo będzie to żarło Kristi?

- A to tylko papka trzeciego gatunku – wyjaśniła.

- Będą to żarli Ripersi?

- Zależy Greg. – Zobaczyła pytające spojrzenie chłopaka, więc pospieszyła z wyjaśnieniem – „Trójka” jest najtańsza, więc jedzą ją różni tacy, co to ich nie stać na nic lepszego i tyle.

- Czyli nie tylko Ripersi? Szkoda. Ale i tak moglibyśmy im tam napluć.

- Gregory – uśmiechnęła się – jeślibyś tam napluł to w tej porcji więcej byłoby ludzkich płynów ustrojowych niż czegokolwiek innego.

- Aha, Kristi. Ty tego nie jadasz, no nie?

- Nigdy dzieciaku. Jadam „dwójkę”.

- A „jedynka” to prawdziwe owoce i warzywa, no nie?

- Nie Greg. „Jedynka” to też papka, ale o najwyższych właściwościach odżywczych. Poziom zero to prawdziwe nie przetworzone jedzenie.

- Nie masz czasem apetytu na „prawdziwki”?

- Eeee, nie – skrzywiła się tylko – za drogie jak na mój gust. Czasem można sobie kupić prawdziwy owoc czy coś w tym stylu, ale normalnie wystarcza mi drugi gatunek?

- A czemu nie pierwszy? Też za drogi twoim zdaniem?

- A tak, oczywiście – odwróciła głowę na bok tak, aby nie widział jej twarzy, kiedy to mówiła. – Poza tym nie potrzebuję tylu protein. Nie jestem w ciąży, karmiącą matką czy rosnącym dzieckiem, więc poziom dwa w zupełności mi wystarcza. W zupełności Gregory. A teraz skup się będziemy przeskakiwać na kolejne sekcje. Tak jak wcześniej wszystko ci po kolei pokażę.
 
Ravanesh jest offline